ADAM WYRĘBOWSKI

Warszawa, 28 października 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Adam Wyrębowski
Data i miejsce urodzenia 19 grudnia 1882 r., Warszawa
Imiona rodziców Adam i Julianna z d. Podgórska
Zawód ojca technik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie wyższe
Zawód proboszcz
Miejsce zamieszkania Służew, plebania
Karalność niekarany

Przez cały czas powstania warszawskiego przebywałem na swojej parafii na Służewie. Teren Służewia do ul. Idzikowskiego Niemcy wydzielili z Warszawy, mając na celu jak najściślejsze zlokalizowanie powstania. Dlatego też 1 i 2 sierpnia, kiedy powstańcy ze Służewia ruszyli do akcji w kierunku na tor wyścigów konnych na Służewcu, ażeby w ten sposób właśnie jak najbardziej rozszerzyć powstanie w celu łatwiejszego zdobywania żywności itp., Niemcy – zrozumiawszy tę akcję – wybili doszczętnie oddziały powstańcze ze Służewia.

W tym samym czasie, czyli w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, Niemcy wyciągnęli mieszkańców z domów przy al. Wilanowskiej i rozstrzelali samych mężczyzn, reszta ludności została wyrzucona, domy podpalone. Ażeby uniknąć jakiejkolwiek akcji ze strony ludności Służewia, Niemcy wprowadzili ogromny terror na tym terenie. Przede wszystkim zabierali wszystkich warszawiaków. Dlatego też, skorzystawszy z tego, że posiadam tego samego typu maszynę [do pisania], jaką były wypełniane kenkarty, każdemu warszawiakowi przy miejscu zamieszkania „Warschau” dopisałem „Slużew”.

Ludność całego Służewia była brana do najróżniejszych robót przyfrontowych, a więc kopania rowów przeciwczołgowych itp. Poza tym po wszystkich domach rozlokowane były różne oddziały niemieckie. Na plebanii mieli siedzibę żołnierze służby łączności w liczbie czterech. Oni nie brali udziału w walkach. Oba wzgórza, tak Służewia, jak dominikańskie, były zaopatrzone we wszelkiego rodzaju broń. Artyleria stała za kościołem. Główna komenda niemiecka oraz główne siły były zgromadzone na wzgórzu dominikańskim. Z tego właśnie terenu ruszały uderzenia na Mokotów, fort czerniakowski i Sadybę.

Pod koniec powstania, przed samą kapitulacją Mokotowa, a więc w drugiej połowie września 1944 roku, Niemcy przeprowadzili ostateczny atak na fort czerniakowski i Sadybę. Atak ten poprzedził fakt dla nas makabryczny. Przyszedł na plebanię pewien generał niemiecki, według naszego przypuszczenia von dem Bach (twierdzenie moje popieram tym, że widziałem różne jego zdjęcia), który wywołał prócz mnie biskupa, który się u mnie ukrywał. Ponieważ generał niemiecki przyszedł w asyście, więc i biskup nasz wyszedł w towarzystwie moim i p. Rościszewskiego, który u mnie mieszkał od chwili zniszczenia jego willi w czasie powstania. Generał powiedział, iż Niemcy chcą ostatecznie uderzyć na fort, a tam znajduje się bardzo dużo młodzieży polskiej. Jeżeli nie chcemy wielkiego rozlewu krwi, mamy pójść do powstańców z propozycją podania się. Wówczas myśmy odpowiedzieli, że pójdziemy, jeżeli Niemcy zaprzestaną strzelać i dadzą nam eskortę, z którą dojdziemy do powstańców i wrócimy. Generał się nie zgodził na naszą propozycję, my więc także nie wykonaliśmy ich rozkazu.

Przez cały dzień i noc trwało zdobywanie fortu i Sadyby, mimo że silniejszego ognia nie umiałbym sobie wyobrazić. Tej samej nocy słychać było z Sadyby jęki mordowanych. Chciałem jeszcze zaznaczyć, że przed głównym atakiem na fort Niemcy przygotowali sobie przedpole, a więc wypalili domy Służewia – Stegny leżącego u stóp wzgórza; ludność tej części Służewia została już uprzednio wysiedlona.

Na tym protokół zakończono i odczytano.