Sierż. Bolesław Grabiec, 41 lat, ślusarz w Państwowej Wytwórni Prochu (Pionki), żonaty, troje dzieci; 11 Batalion Saperów Kolejowych, pododdział „Kut”, kompania ruchu.
Aresztowany [zostałem] 28 września 1939 r. w okolicach Pińska. Zaraz po zajęciu Pińska przez bolszewików wywieziono [mnie] do więzienia w Brześciu, gdzie do 7 maja 1940 r. siedziałem w celi nr 29. Cela pomieścić mogła sześciu–dziesięciu ludzi, a siedziało nas 42, w warunkach opłakanych, bez wody, w brudzie. Raz dziennie [dostawaliśmy] zupę wodę i 500 g chleba.
Siedziało tam ok. dziesięciu tysięcy naszych jeńców. Przy badaniach, które odbywały się tylko nocami, bito nas, przystawiano rewolwery do głowy, wymuszając zeznania, czy są pomiędzy nami oficerowie, księża. Zbici i pokaleczeni ludzie nasi byli zupełnie bez opieki lekarskiej.
Z Brześcia wywieziono nas do Kotłasu, po miesiącu wywieziono nas do Komi [A]SRR, łagier Jugiel nr 5, i tam pozostawałem aż do zwolnienia nas, tj. do 16 września 1941 r.
Początkowo pracowałem w lesie przy spuszczaniu drzewa, później jako kotlarz w kotłowni. Jedzenie [otrzymywaliśmy] nie najgorsze ze względu na ciężką pracę, wynagrodzenie – żadne. Naszych jeńców było tam 57, resztę [stanowili] Rosjanie – polityczni i złodzieje z wyrokami powyżej dziesięciu lat.
Odnoszenie się do nas było względne. Pobudka o godz. 5.00, o 6.00 do pracy do 12.00 i [dalej] od 13.00 do ciemnej nocy. Ubrania ani obuwia nie dostawaliśmy. Propaganda polityczna duża, przekonywali nas, wyśmiewali nas.
Pomoc lekarska bardzo słaba. Szpitala nie było. Chorowaliśmy na czerwonkę i tyfus. Śmiertelność duża, z naszych umarło trzech, nazwisk nie pamiętam.
Łączności z krajem i rodziną nie mieliśmy żadnej.
Zwolniony [zostałem] 16 października 1941 r. Kierowali nas na Sywiernaja Dzwina [Siewiernaja Dwina] na spław drzewa, aleśmy uciekli i 26 października 1941 r. przyjechaliśmy do Tocka [Tockoje], gdzie przyjęli mnie do 16 Pułku Piechoty polskiej armii w stopniu sierżanta.
Miejsce postoju, 12 marca 1943 r.