Dnia 19 września 1947 r. w Katowicach prokurator Sądu Okręgowego w Katowicach w osobie prokuratora Sądu Okręgowego T. Początka, z udziałem protokolanta Doroty Górczykówny, na mocy art. 20 przepisów wprowadzających kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez [odebrania] przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania zeznał on, co następuje:
Imię i nazwisko | Jan Jończyk |
Imiona rodziców | Józef i Maria |
Wiek | 57 lat |
Miejsce zamieszkania | Katowice-Ligota, ul. Kłodnicka 24 |
Zajęcie | urzędnik samorządowy w Gliwicach |
Karalność | niekarany |
Stosunek do stron | obcy |
Przed wojną 1939 r. pełniłem w tutejszym więzieniu funkcję przodownika straży więziennej. W szczególności w ostatnich tygodniach przed wybuchem wojny pełniłem służbę w administracji więziennej. W związku z tym dokładnie pamiętam przebieg wydarzeń związanych z wybuchem wojny w tym okresie na terenie więzienia.
Przypominam sobie, iż największa liczba więźniów Niemców, jaką jednego dnia przyprowadzono do więzienia na krótko przed wybuchem wojny, wynosiła 80–90 osób. Poza tym jeszcze wcześniej zdarzały się wypadki, iż doprowadzano do więzienia drobne grupki Niemców sabotażystów, po kilka osób. W sumie łącznie za cały ten okres gorączkowej działalności niemieckich band dywersyjnych na Śląsku, w okresie kilku tygodni przed wybuchem wojny mogło być najwyżej stu kilkudziesięciu aresztowanych Niemców. Wykluczam stanowczo możliwość, aby kiedykolwiek sprowadzono do więzienia ok. tysiąca Niemców.
Przypominam sobie, iż może na dwa dni przed wybuchem wojny otrzymaliśmy polecenie wysłania niebezpiecznych więźniów długoterminowych na Święty Krzyż, co wykonano, [a] poza tym jakąś część więźniów na polecenie wysłano do Wadowic. Nie pamiętam już dziś, czy w ogóle wysyłaliśmy jakichkolwiek więźniów do Tarnowa.
Stanowczo wykluczam, by jacykolwiek więźniowie, w szczególności zatrzymani Niemcy, byli w więzieniu w jakikolwiek sposób szykanowani. Gdyby takie wypadki się zdarzały, to Niemcy, objąwszy więzienie po wkroczeniu do Katowic, niewątpliwie prowadziliby w tym kierunku dochodzenia na skutek zażaleń pokrzywdzonych. W momencie wkroczenia Niemców byłem w więzieniu najstarszym funkcjonariuszem straży więziennej, który od ewakuowanego naczelnika więzienia Konstantego Nasiorowskiego przejął więzienie wraz z więźniami w liczbie ok. 600 osób, [z] dokumentami i inwentarzami. Nadmieniam, iż parę dni przed wojną doprowadzono do więzienia kilku rannych Niemców sabotażystów ujętych przez naszą policję. Niemców tych naczelnik więzienia umieścił w izbie chorych, udzielał im pierwszej pomocy lekarskiej, a następnie odesłał do szpitala. Gdy Niemcy objęli więzienie, nikt z rzekomo pokrzywdzonych Niemców się nie żalił, gdyż [ani] ja, [ani] pełniący służbę strażnicy więzienni Polacy nie mieli żadnych dochodzeń czy nieprzyjemności. Niemieckie władze więzienne już pod koniec września 1939 r. bez żadnych zastrzeżeń wydały nawet meble żonom naczelnika więzienia Nasierowskiego i podkomisarza straży więziennej Kaczorka, czego by nie uczyniono, gdyby istniały jakiekolwiek zarzuty przeciw polskim władzom więziennym.
Były naczelnik więzienia w Katowicach Konstanty Nasiorowski przebywa, o ile mi wiadomo, na terenie Sosnowca, adresu jego nie znam. Nadmieniam jeszcze, że po wkroczeniu Niemców do Katowic przyszedł do więzienia major niemiecki, który obchodził wszystkich więźniów w poszczególnych celach, wypytywał więźniów o generalia, a wszystkich Niemców, których tam znalazł, zabrał ze sobą.