JÓZEFA RÓŻYCKA

Warszawa, 13 października 1949 r. Mgr Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Nazwisko i imię Józefa Aniela Różycka
Data i miejsce urodzenia 19 marca 1895 r. w Warszawie
Imiona rodziców Jan i Katarzyna z d. Ratkowska
Zawód ojca właściciel mleczarni
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zajęcie przy dzieciach
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Idźkowskiego 4 m. 11
Moralność niekarana

W czasie powstania do 18 września 1944 roku przebywałam w schronie domu przy ul. Idźkowskiego 4. Teren naszego domu zajmowali powstańcy. Pod koniec mojego pobytu w schronie nie widywałam już ich prawie zupełnie.

18 września dom nasz zajęli Niemcy. Słyszałam, że dnia tego w schronie naszym znajdowało się kilku rannych powstańców. Niemcy zaczęli obrzucać granatami nasz dom. Wówczas mieszkańcy siedzący w schronie zaczęli wołać, że się poddają, i wychodzić na ulicę. Na klatce schodowej stali szpalerem Niemcy z wycelowanymi karabinami. Na ulicy nie ustała strzelanina. Strzelali do wychodzącej ludności.

Ja wyszłam z podniesionymi rękami. Niemiec postrzelił mnie w nogi, po paru krokach upadłam. Dostałam postrzał w prawą rękę. Koło mnie leżało już kilku zabitych i córka moja, zupełnie nie ranna. Jakiś cywil stojący przy Niemcu na ul. Zagórnej zaczął kiwać na córkę i mnie. Wstałam przy pomocy córki, przeszłyśmy razem z innymi żywymi jeszcze mieszkańcami ul. Idźkowskiego do szkoły przy Zagórnej 9. Stąd ludność zdrowa, a więc i moje córki, zostały odesłane do Pruszkowa.

Ja pozostałam przez cztery dni w szpitalu powstańczym założonym w tej szkole. Przez ten czas często słyszałam w pobliżu szkoły salwy z karabinów. Mówiono mi, że Niemcy zabijali ludzi.

Stąd na prośbę mojego zięcia, który był zatrzymany przez Niemców na tłumacza, zostałam przeniesiona do szpitala założonego w obsłudze samochodowej „Citroen”, w piwnicy po kartoflach, przy ul. Czerniakowskiej, róg Górnośląskiej. Tutaj doktorzy polscy – nazwisk dziś nie pamiętam, może znać ich będzie pani Mrowiec (zam. ul. Śniegockiej 10), która była przez cały czas w „Citroence” jako sanitariuszka – amputowali mi prawą rękę.

Około 25 września Niemcy ewakuowali cały szpital. Kazali ciężko rannych wynieść na podwórze zakładu. Reszta ludności wyszła. Ciężko chorzy, w których liczbie i ja byłam, byli pozbawieni jakiejkolwiek opieki i pożywienia przez dwa dni. Po tym czasie przyszli Niemcy wraz z obsługą sanitarną ze Szpitala Dzieciątka Jezus i wywieźli nas gdzieś w al. Szucha, czy do Szpitala Ujazdowskiego, nie umiałam się zorientować. Stamtąd wieczorem zostaliśmy przewiezieni do Szpitala Dzieciątka Jezus. Tutaj pozostałam do dnia 25 października, czyli do ewakuacji szpitala.

Co się stało z rannymi ze szpitala w szkole przy Zagórnej 9, nie wiem.

Na tym protokół zakończono i odczytano.