STANISŁAWA TOSKA

Warszawa, 15 grudnia 1949 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisława Toska z d. Wiśniewska
Data i miejsce urodzenia 17 marca 1904 r., Warszawa
Imiona rodziców Antoni i Rozalia z d. Wiśniewska
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód pielęgniarka położna
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Czapelska 44 m. 6
Karalność niekarana

Od początku powstania warszawskiego byłam sanitariuszką przy szpitalu polowym w zgrupowaniu kapitana „Kryski”. Szpital nasz początkowo był w domu przy ul. Szarej 5/7. Następnie przenieśliśmy się na ul. Czerniakowską do Domu Zarobkowego[Starców], róg Zagórnej. Stąd wskutek przepełnienia przenieśliśmy się na Zagórną 9, do gmachu szkoły. Tutaj, jak i w Domu Zarobkowym, prowadziliśmy regularny szpital pod kierownictwem dr. Kubika, obecnie majora Wojska Polskiego.

16 września 1944 roku Niemcy zajęli szpital. Wieczorem tego dnia spędzili na górne piętra wszystkich zdrowych – personel sanitarny i rannych, którzy mogli chodzić. W piwnicach pozostali ciężko ranni bez żadnej opieki, około 80 osób. Rano następnego dnia wyprowadzili Niemcy wszystkich zgromadzonych na piętrze na ul. Górnośląską. Pozostawili w szkole tylko mnie i Janinę Paluchowską (zam. obecnie Al. Ujazdowskie 15), pracownicę Ministerstwa Sprawiedliwości (w sądzie prowadzi bufet).

W dwa dni później, to jest 18 września, Niemcy dokonali zbrodni na ul. Idźkowskiego. Ludności ze zdobytych domów na ul. Idźkowskiego kazali wychodzić. Na rogu ul. Zagórnej i Idźkowskiego stał karabin maszynowy. Niemiec strzelał z niego do wybiegających ludzi. Kto biegł w kierunku szkoły Zagórna 9, ten ocalał. Cała ta masakra działa się na moich oczach. Wówczas przybyło do naszego szpitala wielu ciężko rannych. Ludność mogącą chodzić wyprowadzili zaraz tego dnia ul. Górnośląską. Ja byłam używana wraz z ludnością, którą Niemcy dołączyli do naszego szpitala, do zbierania rannych i zabitych z tego terenu. Później już zbierać musiałam samych Niemców pod ciągłym ostrzałem.

Zbierając rannych, byłam kiedyś w klubie „Syrena” nad Wisłą. Widziałam tam wiszących w hali na łodzie powieszonych na paskach około 30 osób, samej młodzieży obojga płci.

Niemcy często przyprowadzali na podwórko szkolne łączące Dom Zarobkowy ze szkołą młodych chłopców i dziewczyny, których na miejscu rozstrzeliwali. Leżał więc na podwórku wielki stos ciał. Często tak samo rozstrzeliwali Niemcy chorych w łóżkach, jeżeli któryś z nich nie podobał się im.

Koło 27 września 1944 roku szpital przy ul. Zagórnej 9 został całkowicie zlikwidowany. Ci, co mogli chodzić, wynosili ciężko rannych do szpitala w fabryce „Citroen” przy Czerniakowskiej. Stąd zdrowi i lżej ranni zostali dalej przeprowadzeni ul. Górnośląską. Ja wyszłam z Zagórnej ostatnia wraz z kobietą położną. Zostali na łóżkach jeszcze ciężko ranni, od sześciu do ośmiu osób. Niemiec na moich oczach podchodził do łóżek i strzelał w głowy leżących. W moich oczach rozstrzelał więc dwóch młodych i resztę starców, których nie zdążyło się przenieść.

Z „Citroenki” wyszliśmy, pozostawiając na podwórzu leżących ciężko rannych, ul. Górnośląską do al. Szucha. Stąd Rakowiecką, Żwirki i Wigury, Polem [Mokotowskim] do domu akademickiego na pl. Narutowicza. Tutaj Niemcy przeprowadzili selekcję mężczyzn. Pozostawili na podwórzu pięciu Żydów, resztę ludności popędzili na Dworzec Zachodni. Stąd przewieźli nas do Pruszkowa.

Co się stało z zostawionymi Żydami, nie wiem. Może mógłby coś o tym powiedzieć dr Szpilman-Załęski (choroby płucne, serce), którego syn pozostał na podwórzu.

Na tym protokół zakończono i odczytano.