Warszawa, 1 lipca 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Stanisława Świerczewska |
Data i miejsce urodzenia | 4 kwietnia 1914 r., Symferopol, Rosja |
Imiona rodziców | Karol i Józefa Stawska |
Przynależność państwowa i narodowość | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | zawodowa szkoła rękodzielnicza |
Zawód | krawcowa |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Szustra 13 m. 5 |
Karalność | nie |
W dniu 27 września 1944 roku, mniej więcej około godziny drugiej w nocy, weszłam z większą grupą powstańców do kanału na Mokotowie, włazem przy rogu ul. Szustra i Puławskiej.
Przez około trzynaście godzin błądziliśmy po kanałach, próbując wydostać się z nich w rejonie Siekierek, gdzie właz był zasypany i – jak przypuszczam – będąc atakowani pośrednio przez Niemców przez podnoszenie poziomu wody i – przypuszczalnie – przez rzucanie jakichś środków chemicznych, gdyż odczuwaliśmy silny zapach. Ostatecznie skierowaliśmy się w stronę jedynego dostępnego już wyjścia z kanału przy ul. Dworkowej, po stronie niemieckiej. Część naszej grupy udała się do wyjścia z kanału przy ul. Dworkowej bliżej Belwederskiej, część zaś, gdzie i ja się znajdowałam, postanowiła wydostać się z kanału wyjściem bliżej Puławskiej. Koło wyjścia z kanału któryś z mężczyzn próbował unieść zawór włazu do kanału – nie otwarto jednak, słyszałam jak jeden z Niemców odezwał się „– Poduśta się tam jak szczury!”. Po chwili jednak właz został otworzony – ale pierwszy mężczyzna, który wyszedł z kanału, został przez Niemców śmiertelnie postrzelony. Niemniej inne osoby zaczęły kanał opuszczać, wychodząc do Niemców. Wyszłam jedna z ostatnich. Gdy wyszłam, zostałam zrewidowana, zabrano mi teczkę i rozkazano uklęknąć obok innych kobiet za włazem, po stronie nieparzystych numerów ul. Dworkowej, na tle domu, powstańcy zaś w kombinezonach i opaskach klęczeli po drugiej stronie jezdni, mniej więcej na tle glinianek. Powstańców, na oko sądząc, było w każdym razie ponad stu, dokładnej liczby podać nie potrafię, nas kobiet mniej więcej piętnaście, z tym, że do naszej grupy dołączeni zostali przez Niemców trzej ranni mężczyźni, którzy byli w ubraniach cywilnych. Koło włazu kręciło się kilku SS-manów, którzy przeprowadzali rewizje i pilnowali nas. Koło samego włazu, dwa do trzech metrów od powstańców, leżała pewna [ilość] broni powstańczej, przeważnie pistoletów, odebranych przy rewizji. W pewnym momencie usłyszałam odgłos detonacji – Niemcy kazali nam paść na ziemię, sami uczynili to również. W tym samym niemal momencie, zaraz po detonacji, usłyszałam z grupy powstańców głos wołający „ – Damy się zarżnąć jak barany?” Usłyszałam poderwanie się pewnej liczby powstańców, Niemiec, który leżał koło mnie, też się poderwał, z bramy domu przy Dworkowej wybiegła grupa Niemców, którzy przed chwilą zajechali dwoma samochodami ciężarowymi. Rozległy się salwy. Po chwili znów zapanowała cisza, przerywana pojedynczymi wystrzałami. Leżałam wciąż na ziemi, ale widziałam, że powstańcy leżą zabici. Pojedyncze strzały były stąd, że SS-mani chodzili koło nich i dobijali dających oznaki życia.
Po chwili jeden z SS-manów kazał nam kobietom i owym trzem mężczyznom z naszej grupy wstać i wygłosił do nas rodzaj przemówienia, które tłumaczył nam inny z Niemców. Sens tego był taki: „To coście widziały, macie zachować dla siebie, nie wolno wam nikomu o tym mówić. Ci bandyci rzucili się na nas, myśmy zrobili to w swojej obronie. Wy pójdziecie do roboty”. Ustawiono nas czwórkami – pozwolono nam zresztą wziąć ze stosu zabranych przy rewizji rzeczy trochę garderoby – i odprowadzono w stronę południowego Mokotowa. Być może, że był to tor wyścigowy, po przejściach na Dworkowej, które rozegrały się 27 września gdzieś koło godziny szesnastej, byłam niezupełnie przytomna. Na Służewcu dołączono nas do ludności cywilnej i razem z nią przewieziono kolejką wąskotorową do Pruszkowa, skąd zostałam wywieziona na roboty do Norymbergi.
Na tym protokół zakończono i odczytano.