KAZIMIERZ PUCZYŃSKI

Warszawa, 29 listopada 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Kazimierz Puczyński
Imiona rodziców Daniel i Zofia z d. Strzelczyk
Data urodzenia 3 marca 1908 r. w Łowiczu
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Sarbiewskiego 2 m. 113
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie wyższe inżynierskie, Politechnika Warszawska
Zajęcie kierownik robót

W czasie powstania warszawskiego byłem dowódcą 104 Kompanii Związku Syndykalistów Polskich. Dowództwo kompanii stacjonowało w fabryce Szlenkiera przy ul. Świętojerskiej. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1944 roku w okolicy Podwala (dokładnie miejsca nie pamiętam) zostałem zasypany gruzami walącego się od bomby domu, razem ze swym zastępcą Witoldem Potzem (zam. obecnie w Łodzi, ul. Żeligowskiego 40) i łączniczką Jadwigą Michalakówną, zatrudnioną obecnie w Warszawie w „Społem” przy ul. Kazimierzowskiej 47. Po odgrzebaniu pozostaliśmy razem na Starym Mieście do połowy października, na terenie zajętym przez Niemców, ukrywając się. Początkowo skierowaliśmy się do przewodów kanału przy ul. Świętojerskiej i tu pozostaliśmy kilka tygodni. Po wyzdrowieniu stworzyliśmy sobie schron wygodniejszy przy ul. Świętojerskiej. Nocami wychodziliśmy w poszukiwaniu żywności i wody, na ulice Świętojerską, Freta, Długą, następnie Bonifraterską i Ciasną. Nocą z 3 na 4 września spotkaliśmy przy ul. Świętojerskiej 10 parę staruszków (nazwiska ich nie znam) w wieku około 70 lat, ukrywających się w lochach przyfabrycznych. Od nich dowiedzieliśmy się, iż ludność cywilna Starego Miasta została przez Niemców ewakuowana.

Po kilku dniach (2 – 3) zastaliśmy w tym samym miejscu, w lochu wypalonym, zwęglone zwłoki dwojga staruszków. Sądzę, że zginęli od granatów zapalających.

Po [naszym] przybyciu z Podwala na ul. Świętojerską objęta pożarem była mała liczba domów, natomiast po kilku dniach widziałem palenie domów od piwnic etapami.

Daty nie pamiętam, przy ul. Ciasnej, chroniąc się w niewypalonym domu, widziałem z kolegami, jak wyglądało podpalanie. Uprzednio wpadł oddział niemiecki uzbrojony, z psami. Po przeszukaniu terenu przybyły oddziały niemieckie mówiące po rosyjsku, które ograbiały mieszkania, następnie przybywały oddziały saperskie, które podpalały domy.

W marszach nocnych widziałem – przechodząc przez piwnice – liczne zwłoki. I tak przy ul. Świętojerskiej, na terenie zajętym uprzednio przez AL, widziałem kilkanaście ciał mężczyzn i kobiet ze śladami postrzałów, w różnych pozycjach, świadczących o nagłym zgonie. Przy ulicy Ciasnej w piwnicy (blisko Świętojerskiej, numeru nie pamiętam) widziałem kilka trupów kobiet i mężczyzn ze śladami postrzałów, w różnych pozycjach. Na Świętojerskiej i Freta prawie w każdym domu, przez który przechodziliśmy, widziałem zwłoki leżące pojedynczo.

W pierwszych dwóch tygodniach słyszałem wstrząsające wycia ludzi przysypanych gruzami zawalonych domów. Około 15 września krzyki ustały.

Przebywając w kanałach, w dzień słyszałem ustawicznie szczekanie psów, szybkie kroki, odgłosy strzałów. Domyślałem się, iż Niemcy wyłapują ukrywających się mieszkańców Starego Miasta.

Na tym protokół zakończono i odczytano.