STANISŁAW ZARZEWIECKI

1. Dane osobiste:

Strzelec Stanisław Zarzewiecki, ur. 28 sierpnia 1913 r. w Jabłonce Niżnej, pow. turczański, woj. lwowskie, urzędnik pocztowy, a były pracownik kancelaryjny w samorządzie (jako sekretarz), żonaty, mam jednego syna.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Zostałem aresztowany 28 sierpnia 1940 r. o godz. 3.00 rano przez władze rosyjskie, tj. NKWD, które to przyszło swoim zwyczajem: rano, z naganem w ręku i z krzykiem śpiącego wywołując z łóżka w bieliźnie, każąc siadać na środku pokoju bez ruchu aż do czasu przeprowadzenia ogólnej rewizji. Po wyjściu z pomieszkania zauważyłem kilkunastu żołnierzy czekających ofiary, okrążających wokoło, z karabinami, na które nadziane były bagnety. Jak najgorszego złoczyńcę prowadzonego na skazanie, przez całe miasteczko prowadzili aż pod sam las, gdzie czekał samochód więzienny służący dawniej do transportowania bydła. Było ośmiu żołnierzy prócz w cywilnych mundurach. Samochód okrążony wojskiem w liczbie ok. 50 żołnierzy pochłonął 20 Polaków, i w którym też znajdowało się siedmiu żołnierzy w cywilnych mundurach – niby śpiących, a będących na posterunku.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Tego samego dnia, nie dając nawet pożegnać się z rodzinami, które bezczelnie kolbami odpychano i z wrzaskiem, zatrzaśnięto drzwi i odwieziono mnie do więzienia w Stanisławowie, gdzie przebywałem do 28 kwietnia 1941 r. Ze Stanisławowa o 12.00 w nocy więźniarkami odwieziono do pociągu i odstawiono do Lwowa do Brygidek, skąd po czterech dniach odtransportowano do więzienia w Charkowie na terenie rosyjskim i 2 maja [1941 r.] pożegnałem ze łzami w oczach swą kochaną Ojczyznę. Tego dnia nigdy nie zapomnę.

10 czerwca 1941 r. odwieziono [mnie] na daleką Północ do przymusowych robót przy budowie drogi kolejowej prowadzącej do kopalni znajdującej się blisko Morza Białego, i to że tak powiem, cmentarzyska Polaków.

Z obozu nr 78 po kilku dniach przetransportowano nas pieszo pod nadzorem konwoju NKWD i psów, które do reszty darły ubrania więźniom i często raniły, wbijając swoje kły w ciało biednego zesłańca, który padał z wycieńczenia, choroby czy też wpadnięcia w bagno. I tak po siedmiodniowym i nocnym marszu (ponieważ noce byłe białe) dotarli[śmy] do 15 obozu, który należał do 13 oddziału Peczorskiego Przedsiębiorstwa Kolejowego, tzw. Pieczorłag.

4. Opis obozu, więzienia:

W więzieniu w małych celach przeznaczonych dla jednej czy dwu osób mieściło się nas 24, którzy w czasie pory nocnej sypiali na zmianę, na półsiedząc lub w takiej pozycji jak niemowlę w łonie matki przed narodzeniem. W celach więziennych na terenie rosyjskim o rozmiarach osiem metrów szerokości i osiem długości mieściło się nas ok. 136. Więźniowie mdleli po kilkunastu dziennie, wzywano nieraz pomoc: po kilkugodzinnym wołaniu przychodziła pomoc z krzykiem i amoniakiem, wynoszono zemdlonego na korytarz, gdzie było okropnie zimno i po paru minutach wrzucano go do wnętrza celi przez głowy ludzkie [ponad głowami], gdyż przejścia nie było, i który to więzień po paru dniach musiał być odniesiony do szpitala, skąd [nieczytelne] po tak gorliwej opiece i znacznej ilości lekarstw pacjent rezygnował z dalszego leczenia, idąc na łono Abrahama.

W obozie, tj. łagrze, przyprowadzono nas na miejsce tak bagniste, że trzeba było łamać gałęzie i rzucać pod nogi, by móc przejść. Musieliśmy z gałęzi robić dach nad głowy, a na gałęziach układać darninę mokrą i tak na gołej i śniegiem jeszcze pokrytej ziemi, wprost bez odzienia (ponieważ rzeczy, których i tak mało było, gdyż nie dawali brać do więzienia, to złodzieje tamtejsi kradli lub przymusowo odbierali, za co pokrzywdzony nieraz miał rozbitą głowę – musiał oddać i w dodatku milcząc), tak leżało się do czasu pobudowania baraków, które były pokryte brezentem. O tyle było lepiej, że już w środku deszcz [?] nie budził zmęczonego zesłańca, za łóżko służyły belki poukładane obok siebie, a przez środek baraku szło się też po belkach, by nie zostawić buta lub sandała drewnianego czy z kory własnej roboty w błocie. [Zmiana] bielizny lub mycie się to nie ma mowy, gdyż bielizny nie dawali, a mycie to w bagnie lub rowie. Tam to można było tylko obmyć się, co powodowało straszny brud, wszy i różne choroby z tychże przyczyn.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

W więzieniu na terenie Polski większa część więźniów była tych, którzy przekroczyli granicę z Rusi Zakarpackiej, chcąc zamieszkać w raju bolszewickim i posiąść majątki po wywiezionych Polakach, za co w zamian przyjęci byli u wrót, czyli bram więzienia, a zamiast ziemi i mieszkań cele więzienne i 30 cm podłogi. Byli również posądzani o przestępstwa polityczne, którzy nie mieli zielonego pojęcia o polityce, i ci, co mieszkali razem z Polakami, plus inne wyrzutki społeczeństwa różnych narodowości. Zmieszali Polaków, by nie mogli pocieszać się przynajmniej polską rozmową i celowo też dawali swoich niby więźniów dla wywiadu i udręki, a zwłaszcza do tych, którzy byli zasądzeni za przestępstwa polityczne.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Życie przeciętne było bardzo przykre, ponieważ po pierwsze brak swej mowy, czym często prześladowano. Co do pracy wyznaczonej na normę, taka by otrzymać marną porcję chleba, 35 lub 40 dag czy zupy owsianej i zgniłej ryby (treski) musiał do tego stopnia robić, że nieraz i tego biednego posiłku nie chciał jeść, byle odpocząć po 14- czy 16-godzinnej pracy i przesuszyć zmoknięte, przegniłe, podarte, wszawe łachmany, co też powodowało chorobę szkorbut, tzw. cyngę. To było zapłatą, gdyż ani jednego grosza nie otrzymywaliśmy, ani ubioru. Pracowało się w swoich łachmanach, na których więcej było łat i nici z wytroczonej [sprutej] pończochy (skarpety) niż rzeczywistego materiału lub też świecił własnym ciałem z powodu braku łat. Życie koleżeńskie między Polakami było nadzwyczaj dobre (odrzucając wyrodków i sprzedawczyków), jeden drugiemu pomagał w pracy i podtrzymywał na duchu. Mimo że gnębili polskość, duch wzrastał.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Władze rosyjskie, tj. NKWD, które było najwyższą władzą i że tak powiem Bogiem, czyli panem życia i śmierci, w okrutny sposób znęcało się nad Polakami, utrudniając wszystko, używając też najgorszych sposobów terroru. Najgorsze to było w czasie przesłuchania w śledztwie, gdy musiało się siedzieć na narożniku krzesła, opierając się tylko kością ogonową przez 6, 12, a nieraz i 48 godzin z krótką przerwą z wyprostowanymi nogami i rękami ułożonymi na kolanach. W trakcie przesłuchania któryś ze zbirów, tj. śledczych, uderzał butem o krzesło, a więzień padał. Wykorzystując czas, gdy więzień leżał na posadzce, bił szpicem buta czy pałką gumową po [nieczytelne], głowie i gdzie mu tylko wygodnie, na nic nie zważając, tak że nieraz nieprzytomnego wynoszą lub wyprowadzą do ciemnicy czy przychodni do czasu przyjścia do przytomności i z powrotem na dalsze przesłuchanie, na którym bawią się jak kot myszą, jak również odbywają praktykę dentystyczną, bezpłatnie wybijając zęby lecz rękojeścią od nagana, na które sam dałem się namówić i dobrze odczułem, gdy co złego mu się odpowie lub nie chce mu się powiedzieć tego, co on sobie życzy, to każe odesłać do ciemnicy mokrej betonowej, odbierając odzież i na pół nagiego zostawiając, dając odrobinkę chleba i wody ciepłej raz na dzień przez kilka dni, skąd skostniałego i opuchniętego od gościnnych współlokatorów szczurów i innego robactwa zabierając na celę lub szpital. Wiele różnych gorszych kar stosowali, wprost nie do opisania. Propaganda była na szeroką skalę rozwinięta tylko komunistyczna (same brednie).

Co do Polski, to zawsze mówili, że umarła i więcej nie zostanie wskrzeszona. Ten tylko, który będąc na wolności pod okupacją i czując się prawdziwym Polakiem nigdy nie mógłby uwierzyć w ich mowę, ponieważ Polakowi nie wolno było w ten sposób pomyśleć, a tym bardziej, że słyszało się komunikaty zagraniczne i gazety, które od czasu do czasu przyniosło się zza granicy, zwłaszcza z Rumunii, choć srogo to było karane, ścigane, a nawet życiem płacono.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska była okropna, ponieważ nie mieli czym leczyć, a gdy proszono o pomoc, to lżej byłoby doprosić o śmierć aniżeli o pomoc, ponieważ o śmierć było lżej aniżeli o kromkę chleba. Gdy leżał już nieprzytomny, to zlitowali się, biorąc do szpitala, gdzie jako tako leczono i na pół chorego wracano na celę, na dalsze tortury i męki.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?:

Od czasu aresztowania do dziś nie miałem żadnej wiadomości o rodzinie, która pozostała w domu. Jedynie to, że czasie rozprawy sądowej, która była w dniach 24 i 25 grudnia 1941 r., widziałem z dala rodzinę, wysiadając z więźniarki (tzw. czarny woron), która przywiozła mnie na rozprawę: kazano usiąść na śniegu do czasu nadejścia żołdactwa i wtenczas zobaczyłem rodzinę zza muru i krat.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?:

15 września 1941 r. zostałem zwolniony z łagru, po wielkich trudach dostałem się do Kotłasu i z transportem ok. dwóch tysięcy jadących do Buzułuku, którym to transportem opiekował się kpt. Maj. Kilka przystanków przed właściwym miejscem skierowani zostaliśmy przez władze rosyjskie na inny tor. Mówiono nam, że już jest przepełnienie i wojska nasze mają nową placówkę na południu, za Taszkentem, w okolicy rzeki Amu-darii. Przyjeżdżając na miejsce przez Rosjan wyznaczone, zauważyliśmy, że tam nie ma nic. Stąd przymusowo nas wysłano pod groźbą więzienia do prac kołchoznych w różnych rejonach Karakałpacji, nukuskiej obłasti, gdzie pracowaliśmy nad jeziorem i na jeziorze Aralskim w przedsiębiorstwach rybnych, jak również w kołchozach wraz z tamtejszą ludnością przy kopaniu rowów służących do sztucznego nawadniania pól pod ryż i pól bawełnianych, za marne wyżywienie, tj. 400 lub 300 g mąki czarnej dziennie, więcej nic. A gdy za pieniądze, to 50 rubli miesięcznie, które mogły starczyć na dwa lub trzy dni. A że jakoś przebyło się czas pory zimowej, w pierwszych dniach marca [1942 r.] wezwano nas na komisję lekarską, skąd to odesłano barkami rzeką Amu-darią do toru kolejowego z tym, że jedziemy do wojska. W czasie podróży skierowali już nie do oddziałów wojsk polskich na terenie Rosji, ale do portu nad Morzem Kaspijskim, do Krasnowodzka, i z końcem marca przyjechaliśmy do Persji (Iran), gdzie to na morzu pożegnałem tak gościnny kraj, jakim jest raj bolszewicki, za tak czułą i gorliwą opiekę, jakiej żaden kraj dać nie może, lecz mimo to nikomu tej opieki nie życzyłbym. Można by napisać wiele nawet tomów, „lecz o tem potem”.

Miejsce postoju, 15 stycznia 1943 r.