Zygmunt Adamus
kl. V
Publiczna Szkoła Powszechna w Maziarzach [Starych]
pow. iłżecki
Chwila dla mnie najbardziej pamiętna z czasów okupacji
11 stycznia 1945 r. napadli na naszą wioskę Niemcy i zabrali mężczyzn. Z naszej miejscowości żołnierze niemieccy, którzy byli na kwaterach, poszli skoro świt do innej wioski też zabierać mężczyzn. Naszą miejscowość obstawili, [kiedy] jeszcze było ciemno. Spałem w łóżku, gdy do nas przyszedł sąsiad i ostrzegł tatusia. Zaraz włożyłem ubranie, w którym chodziłem w dniu roboczym, i wybiegłem na próg domu. U sąsiada słychać było głosy niemieckie, na drodze stała grupa chłopów, a obok nich hitlerowcy. Czekałem, co się w naszym domu stanie. Tatuś gdzieś wyszedł, tylko wujek został. Gdy [Niemcy] weszli [do naszego domu], sprawdzili dokumenty wuja i zabrali go ze sobą. Tatusia nie widziałem w tej gromadzie. Stałem w oknie i patrzyłem na ulicę. Gwarno i rojno było na ulicy. Potem pomagałem mamusi przy pakowaniu pożywienia dla wuja. Na podwórku oczyściłem ścieżki ze śniegu, dałem koniczyny królikom. Pamiętam to wszystko jak dziś. Ale nie wiem, dlaczego ciągle myślę o tym dniu. Gdy już chłopi szli do miasta, kobiety i dzieci płakały strasznie i lamentowały. Tatuś ocalał, bo się dobrze ukrył. To było w czwartek. W piątek raniusieńko odjechało z naszej wioski wojsko. Zatrzymało się w lesie. Spokój był we wsi w piątek i w sobotę, tylko od czasu do czasu Niemcy jeździli po wsi. W niedzielę od rana do południa słychać było odgłosy armat. Następnego dnia wieczorem znów zjechało do naszej wioski wojsko. Każdy był w strachu. Rozciągnęli telefon. Przez cały wieczór jeździły samochody po drodze. Wieczorem, gdy wyszedłem na dwór, słyszałem strzały karabinów maszynowych. Przez całą noc tatuś z sąsiadem czuwali nad nami, a nawet nad tymi rodzinami, w których nie było ojców. Nie mogłem spać, byłem zaniepokojony. Rano, gdy wstałem, poszedłem do krawca po materiał na ubranie. Załadowaliśmy się [później] wszyscy w związku z wysiedleniem. W południe naszą wioskę zajęli krasnoarmiejscy. Samoloty krążyły. Rosjanie szli i szli bez końca. Później prowadzili jeńców niemieckich.
Z kierunku Iłży widać było kłęby dymu. Każdy później był uradowany, jakby wyszedł z więzienia. Huki słychać było coraz dalej. Zostaliśmy uwolnieni od strasznej zmory.