LEON DANIELEWICZ

Warszawa, 29 marca 1946 r. Sędzia Stanisław Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Leon Danielewicz
Imiona rodziców Józef i Józefa
Data urodzenia 20 lutego 1878 r.
Zajęcie doradca techniczny Zarządu Miejskiego
Wykształcenie szkoła ogrodnicza w Geisenheim
Miejsce zamieszkania Kabaty, poczta Wilanów
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Od roku 1909 byłem dyrektorem Ogrodów Miejskich m.st. Warszawy. Na tym stanowisku zastały mnie w roku 1939 wybuch wojny i następująca po nim okupacja niemiecka. Z ramienia rządu Reichu władzę zwierzchnią kontrolującą objął tzw. Stadthauptman (starosta miejski) Ludwik Leist.

Ze względu na zajmowane stanowisko byłem zmuszony nieraz stykać się z Leistem, ponieważ otrzymywałem od niego zlecenia dostarczenia kwiatów na różne uroczystości oraz dla dekorowania stołów podczas uczt urządzanych przez samego Leista i innych dygnitarzy niemieckich. Za dostarczone rośliny i kwiaty nikt z nich miastu nie płacił. Nie można było odmawiać wykonania żądań tego rodzaju.

Razu pewnego w roku 1943 zostałem wezwany przez Leista. Przybyłem do Pałacu Blanka z prezydentem Kulskim i używanym przez niego za tłumacza p. Kipą. Gdyśmy weszli do gabinetu Leista, ten ostatni podał rękę Kulskiemu, moją obecność zignorował i zaraz potem zaczerwieniony od złości zaczął krzyczeć, dlaczego dopuszczono się zbrodni na własnym narodzie i pozostawiono bez obsiania ogród w Młocinach. Zacząłem tłumaczyć mu, że ogrodnik w Młocinach ma ciężko chorą żonę i dlatego nie zdążył obsiać ogrodu. Mimo to Leist powiedział, że można było postarać się o zdobycie rąk do pracy, że jeżeli on coś zauważy podobnego, to wyciągnie konsekwencje w stosunku do mojej osoby. Następnie kazał mnie i Kulskiemu pojechać do Młocin i przekonać się, że ogród jest nie obsiany. Musieliśmy zastosować się do tego żądania. Przeniosłem ogrodnika z Młocin do innego działu.

Za największą jednak winę Leista wobec ludności polskiej zaobserwowaną przeze mnie bezpośrednio uważam to, że zarządził zamknąć parki miejskie i nie dopuszczać do nich Polaków. W ten sposób zostały zamknięte Ogród Saski, ogród Krasińskich, park Żeromskiego i park Praski, zaś ogród botaniczny i park łazienkowski były zamknięte od samego początku [okupacji]. Dla ludności Warszawy, przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, było to katastrofą. Przedkładałem Leistowi kilka razy, że należałoby otworzyć parki dla ludności. Niby się zgodził, ale zwlekał, składał winę na swych przełożonych. Wyczułem, że kwestia ta jest dla niego obojętna. Obiecywał, że otworzy dla ludności park Praski, lecz zwlekał i ostatecznie przyrzeczenia nie dotrzymał.

Z Leistem stykałem się stosunkowo rzadko, przeszłości jego nie znałem. Wiem, że pochodził z Wurzburga nad Menem. Nie wiem też, czy przed wojną bywał w Polsce ani też nie wiem, czy wywiózł jakie zabytkowe rzeczy z Pałacu Blanka . Służba bliższa w pałacu była niemiecka, Polacy woźni nie mieli w ogóle dostępu do prywatnego mieszkania.

Bliżej niż Leista mogłem poznać jego zastępcę Fribolina, który kontrolował i starał się, gdzie mógł, obciąć budżet Zarządu Miejskiego. Wielkim trudem było wyjść z tym, żeby zapłacić wszystko robotnikom, tym bardziej, że staraliśmy się dopomóc pozbawionej pracy inteligencji polskiej, mimo niemieckiego zakazu dawania pracy inteligentom. W ten sposób byli u mnie zatrudnieni w dziale ogrodniczym profesorowie uniwersytetu, z rektorem Pieńkowskim na czele. Wyolbrzymiałem też celowo rozchody miejskiego ogrodnictwa na potrzeby niemieckie, na które Fribolin był bardziej szczodry. W ten sposób, ryzykując swoją osobą, starałem się ratować inteligentów i robotników, którym w wypadku zwolnienia z pracy groziło wywiezienie do Niemiec. Fribolin jednak już nie żyje. Zginął w czasie powstania.

Odczytano.