MICHAŁ ZDANOWICZ

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Wachm. Michał Zdanowicz, ur. 11 grudnia 1899 r., biuralista, przodownik Policji Państwowej, żonaty.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Internowany jako szeregowy Policji Państwowej.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

12 lipca 1940 r. zabrany z obozu internowanych na Litwie w Wiłkowyszkach [Wyłkowyszkach] przez bolszewików. Od 12 do 15 lipca 1940 r. podróż koleją z Litwy do Rosji. Od 15 lipca 1940 r. do 14 maja 1941 r. obóz w Kozielsku, oblast smoleńska; [od] 15 do 21 maja 1941 r. podróż koleją na Północ; 22 maja–4 czerwca 1941 r. obóz przejściowy w Murmańsku; 5–12 czerwca 1941 r. podróż statkiem z Murmańska na Półwysep Kolski; 13 czerwca–12 lipca 1941 r. obóz przymusowych prac na Półwyspie Kolskim; 13–16 lipca podróż statkiem do Archangielska; 17–22 lipca obóz przejściowy w Archangielsku; 23–27 lipca podróż pociągiem z Archangielska do Suzdala; 27 lipca–3 września 1941 r. obóz przejściowy w Suzdalu k. Włodzimierza.

4. Opis obozu, więzienia:

Życie w obozie w Kozielsku było dość znośne. Pożywienie: otrzymywano dziennie 800 g chleba, rano na śniadanie ok. połowy litra rzadkiej zupy, często z rybą, na obiad zupę i dwie–trzy łyżki kaszy, wieczorem herbatę. Jedzenie mało otłuszczone i to przeważnie masłem roślinnym. Czasami dawano śledzie i małe marynowane rybki. Wydawano dziennie 25 g cukru, herbatę, mąkę, mydło do prania bielizny, tytoń, zapałki i bibułki. Wydano pościel, po jednym kocu, prześcieradło, siennik, powłoczkę na poduszkę. Słomę do siennika dano mi w bardzo małej ilości i to zgniłą. Używaliśmy do sienników wiórów stolarskich. Bieliznę wydawano – kto nie miał własnej – na zmianę. W obozie była łaźnia, kąpiel początkowo raz na dwa tygodnie, a później co tydzień. Warunki mieszkaniowe gorsze. Dużo było robactwa (pluskwy). Od czasu do czasu przeprowadzano dezynfekcję pomieszczeń. Nakazywano również co tydzień trzepanie pościeli i sprzątanie pomieszczeń. Pomieszczenia dość ciepłe.

Odnośnie [do] życia w obozach przejściowych w Murmańsku i w Archangielsku oraz w obozie pracy na półwyspie Kola, to było tam istne piekło, nie chciało się nieraz żyć. Przebywałem w tych obozach z grupą ok. tysiąca szeregowych Policji Państwowej. W Murmańsku i Archangielsku wprawdzie mieszkaliśmy bądź to w barakach, bądź też w namiotach, lecz w okropnych warunkach higienicznych. Ciasno było do niemożliwości, brudy na każdym kroku, robactwo (pluskwy), w barakach w Murmańsku brak odpowiednich miejsc kloacznych. Na Półwyspie Kolskim mieszkaliśmy prawie pod gołym niebem, robiliśmy własne przykrycie od deszczów. Pożywienie tam było okropne. Na śniadanie trochę zupy z rybą, na obiad też i czasami dwie–trzy łyżki kaszy. Otłuszczenie prawie żadne. Chleba [dano nam] któregoś dnia 200–300 g, [ale] pamiętam nawet jeden dzień[, kiedy dostaliśmy go] 70–80 g.

Przed odjazdem z Murmańska na półwysep wydano nam po dwie watowane kurtki, po jednej parze watowanych spodni i po parze trzewików na gumowej podeszwie oraz czapki zimowe (papachy) i rękawice brezentowe. Brak było tam [nieczytelne], łaźni, wody. Obmyć się nie było gdzie, a o przepraniu bielizny i mowy nie było, aczkolwiek mydło do prania wydano.

Podróże pociągami i statkami były najokropniejsze. Ładowano nas jak śledzie do beczek. Brakowało powietrza, nie dawano wody, a pożywienie [stanowiły] chleb i śledzie, czasami łyżka gorącej strawy lub herbaty. Ludzie chorowali, opieki lekarskiej prawie żadnej [nie było]. Przypominam sobie, jak w pociągu z Kozielska do Murmańska jeden z kolegów zachorował na kłucie w boku. Po dłuższym wzywaniu przybył felczer bolszewicki i po zbadaniu odrzekł, że chory więcej udaje, jak istotnie jest chory. Gdy jechaliśmy pociągiem, bito w nocy młotkami drewnianymi po dachu wagonu i po ścianach. Był to sposób sprawdzania, czy przypadkiem nie uszkodzono wagonu, tj. czy nie usiłowano dokonać ucieczki z pociągu. Uderzenia były tak niespodziewane, że człowiek, siedząc i drzemiąc w nocy, podskakiwał. W marszach pieszych z obozów na stacje kolejowe czy też na statek przy każdym zatrzymaniu się po drodze kazano siadać, obojętnie, czy to był grunt suchy, czy błoto. Każdy był obładowany własnymi rzeczami i musiał je dźwigać na sobie na odcinku nieraz ok. 10–12 km, żadnych środków lokomocji nie dano.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

W obozie w Kozielsku przebywało ze mną ok. tysiąca oficerów Wojska Polskiego i policji, ok. tysiąca szeregowych policji oraz podoficerów żandarmerii, przeważnie ludzi starszych wiekiem. Było to obóz dla internowanych politycznie niebezpiecznych.

6. Życie w obozie, więzieniu:

W obozie w Kozielsku wykonywano tylko pracę obozową [przez] ok. osiem godzin dziennie, kolejno, tak że czasami przypadało pójść do pracy raz w tygodniu. W zimie było to uciążliwe, gdyż z powodu mrozów, a lichego własnego ubrania, bardzo odczuwało się zimno, szczególnie w nogi. Często z tego powodu ludzie zaziębiali się i chorowali.

Na Półwyspie Kolskim wykonywaliśmy pracę przymusowo 12 godzin dziennie na dwie zmiany. Jedna grupa od 8.00 do 18.00 i druga od 18.00 do 8.00 rano dnia następnego, nie licząc czasu na zbiórkę do pracy i na sprawdzanie stanu obecnych, co jeszcze zajmowało nieraz do trzech godzin.

Należy dodać, że po przybyciu tam i po wyładowaniu ze statku zaraz zmuszano do pracy na przystani. Pracowałem przez trzy dni i trzy noce prawie bez żadnego odpoczynku i gorącej strawy. Wydawano tylko ok. 500 g chleba, ok. 25 g cukru i jednego śledzika.

W obozie w Kozielsku był klub, kino, było zainstalowane radio, na stu ludzi dawano kilka gazet rosyjskich, była też biblioteka. Internowani po pewnym czasie zorganizowali chór i orkiestrę. Bliżej o życiu kulturalnym i koleżeńskim niechaj wypowiedzą się panowie oficerowie.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Ustosunkowanie się władz NKWD do Polaków (internowanych) nieprzychylne. Traktowano nas jako niebezpieczny element polityczny (wrogowie ludu). Dokonywano bardzo częstych badań w dzień i wieczorem do późnej nieraz nocy. Mnie jako szeregowego Policji Państwowej wzywano na badanie bardzo często. Domagano się wydania konfidentów, a szczególnie konfidentów w pewnej sprawie szpiegowskiej z 1938 r. Tortur nie było, lecz grożono wywiezieniem z obozu do więzienia. Metody badania bardzo chytre. Na każdym kroku używano kłamstwa. Miałem np. taki wypadek. Nie wiedziałem przez cały czas o losie mej rodziny. Spróbowałem złożyć jedną i drugą prośbę pisemną o sprawdzenie i powiadomienie, gdzie się znajduje rodzina. Po upływie jakiegoś czasu wezwano mnie i oświadczono, że żona mieszka tam, gdzie ja wiem. Gdy zezwolono nam na pisanie listów i gdy dowiedziałem się, że żona i troje nieletnich dzieci zostali wywiezieni w głąb Rosji, zapytałem, dlaczego mnie okłamali. Odpowiedziano, że mogła być wywieziona właśnie w tym czasie, tj. po dokonaniu sprawdzenia, co w rzeczywistości nie miało miejsca.

W obozie w Kozielsku i w Suzdalu dość często były urządzane zebrania internowanych, tzw. mityngi. W Kozielsku wygłaszano odczyty na rozmaite tematy; w Suzdalu przeważnie o sojuszu zawartym z Polską i o wojnie z hitleryzmem.

O propagandzie komunistycznej i bezbożniczej oraz o informacjach o Polsce niechaj wypowiedzą się panowie oficerowie.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

O pomocy lekarskiej w szpitalach niechaj wypowiedzą się panowie lekarze nasi, którzy byli tam zatrudnieni. Ze znajomych moich nikt nie umarł w obozach.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

W pierwszej połowie listopada 1940 r. zezwolono na pisanie miesięcznie jednego listu do rodziny lub krewnych i znajomych. Odpowiedź otrzymywano przeważnie po upływie sześciu tygodni od wysłania listu.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Do polskiej armii wstąpiłem 24 sierpnia 1941 r. w obozie przejściowym w Suzdalu, a stamtąd 8 września 1941 r. przybyłem do Tatiszczewa do formującej się 5 Dywizji Piechoty.

14 marca 1943 r.