JAN JAGMIN-SADOWSKI

Dnia 17 września 1947 r. w Katowicach prokurator Sądu Okręgowego w osobie prokuratora Sądu Okręgowego Tadeusza Początka, z udziałem protokolanta Doroty Górczykówny, na mocy art. 20 przepisów wprowadzających kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania zeznał [on], co następuje:


Imię i nazwisko Jan Andrzej Jagmin-Sadowski
Imiona rodziców Andrzej i Kamila
Wiek 52 lata
Miejsce zamieszkania Katowice, ul. Daszyńskiego 4
Zajęcie generał brygady

Przed wojną i w czasie wojny, we wrześniu 1939 r. zajmowałem stanowisko dowódcy Grupy Operacyjnej „Śląsk”. Z racji mego stanowiska zetknąłem się bezpośrednio z dywersyjną akcją Niemców na całym pograniczu Śląska. Zdecydowaną akcję zbrojną rozpoczęli Niemcy na pograniczu polskim kilka tygodni przed wybuchem wojny. Fakty te znane mi były z przedkładanych meldunków ze strony podległych dowódców odcinków wojskowych, ze strony straży granicznej oraz z własnych obserwacji w niektórych wypadkach.

Akcja Niemców wyrażała się najczęściej w zbrojnych napadach band na pograniczne stacje kolejowe, magazyny, a nawet na obiekty wojskowe. W szczególności przypominam sobie, [że] dwa do trzech tygodni przed wojną większa banda dywersyjna, przedarłszy się przez granicę, usiłowała opanować obronny schron betonowy pod Kochłowicami. W utarczce, jaka się przy tym wywiązała, o ile pamiętam, byli ranni. Ponadto zdobyto pewną ilość broni, m.in. pistolety maszynowe produkcji czeskiej, które następnego dnia przyniesiono mi wraz z meldunkiem.

Około dziesięciu dni przed wojną banda w sile ok. [jednego] plutonu w ubraniach cywilnych napadła na posterunek straży granicznej pod Przyszowicami, przy czym został zabity jeden kapral straży granicznej przy obronie budynku. O ile pomnę, 25 sierpnia 1939 r. pluton regularnej piechoty niemieckiej usiłował opanować przez zaskoczenie tunel pod Jabłonkowem (Zaolzie). Pluton ten został rozbity i wzięto siedmiu jeńców. Następnego dnia do dowódcy odcinka polskiego zgłosił się major niemiecki z przeprosinami, tłumacząc, że to była pomyłka, i prosząc, aby jeńców zwolnić. Poza tym był jeszcze cały szereg napadów pomniejszych, zdarzających się niemal codziennie w okolicach Szarleja, Kamienia, Dąbrówki, Huty Huberta, Goduli itd. W związku z tymi wypadkami udało się pochwycić wielu dywersantów z bronią w ręku. Aresztowano [ich] i odstawiano do właściwych władz policyjnych.

Niezależnie od tego władze zaobserwowały masowy przemyt broni palnej z Niemiec na polski Śląsk, począwszy już [od] ok. dwóch, a może trzech miesięcy przed wojną. Gdy przemyt ten przybrał masowe rozmiary i rozpoczęły się zbrojne napady band niemieckich, zarządzono obławę, w czasie której, o ile pamiętam, zatrzymano może do 200 osób. Wiele tych osób wypuszczono jednak wkrótce, [aby mogły odpowiadać] z wolnej stopy, na skutek interwencji Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, które zażądało zwolnienia ich, ażeby nie wywoływać zadrażnień w stosunkach z Rzeszą Niemiecką. Przypominam sobie, że ta interwencja wywołała na Śląsku rozgoryczenie, zważywszy [na to], że w większości wypadków musiano wypuścić na wolność ludzi, co do których nie było wątpliwości, że brali udział w akcji dywersyjnej.

W ostatnim tygodniu przed wojną z powodu nadzwyczaj intensywnej działalności dywersyjnej band niemieckich zmuszony byłem wydać rozkaz zgrupowania oficerów świeżo przydzielonych do dowództwa w jednym hotelu w Katowicach oraz zorganizowania ubezpieczenia tego hotelu za pomocą posterunków wojskowych.

Zaznaczam, że w związku z wydarzeniami wojennymi na Śląsku napisałem pamiętnik, w którym poruszam omawiane tu fakty. Manuskrypt pamiętnika gotów jestem udzielić władzom do wykorzystania za zwrotem.