LUDOMIR TARKOWSKI

Kapitan Ludomir Tarkowski, 2 Brygada Strzelców Karpackich

1. Słyszałem od żony oraz naocznych świadków, osadników, którzy ze mną siedzieli w więzieniu:

W lutym 1940 r. wywieziono z pow. krzemienieckiego wszystkich osadników i gajowych (służbę leśną) z lasów czy to państwowych, czy prywatnych.

W nocy między godz. 22.00 a 23.00 milicja sowiecka przy pomocy ludności cywilnej (Ukraińców) otaczała osady i kazała w ciągu sześciu do siedmiu godzin spakować się. Wolno było zabrać na wóz trochę ubrania i żywności.

Przy 35 stopniach mrozu osadników z dziećmi odwieziono na stację, załadowano do wagonów towarowych i wywieziono do Rosji. Już w czasie jazdy do pociągu dużo dzieci zmarło. W czasie transportu dzieci i dorosłych, którzy zamarzli, względnie zmarli, wyrzucano wprost z wagonów na ziemię. Nadmieniam, że wywożono osoby cywilne, nie patrząc na wiek i chorobę. Matka aptekarza z Wiśniowca miała przeszło 90 lat i też ją wywieziono.

2. Metody stosowane przez NKWD w Krzemieńcu, Kirowgradzie i Charkowie:

W nocy budzono więźnia, wyprowadzano pod silną eskortą i odwożono samochodem ciężarowym, później tzw. woronem, tj. autem krytym, wewnątrz którego były klitki, każda na jednego człowieka. Służą one po to, by więźniowie w czasie transportu nie mogli się komunikować, w korytarzu stali NKWD-ziści. Więźniów przywożono do gmachu NKWD, wsadzano do cel i po pewnej chwili brano na śledztwo, które trwało przeważnie dwie noce i jeden dzień. Aresztowanemu nie dawano pożywienia i wody. Metody badań: wymuszanie zeznań pod groźbą tortur, wyprowadzanie aresztowanych pod eskortą dwóch żołnierzy NKWD na podwórze celem wykonania egzekucji, w ostatniej chwili wstrzymywanie jej.

W więzieniu po przyjeździe nie wolno było położyć się ani zdrzemnąć na ławie, zaraz budzono. Na drugą noc brano znów na badania. Innych więźniów z mojej celi bito pałkami i kopano (wójt Stadnicki, uczeń licealny Szczęsny, Kahałowski z Szumska). Badanie takie trwało ok. miesiąca. Aresztowano nawet rannych oficerów ze szpitala wojennego w Białokrynicy, którzy nie mieli zagojonych ran (ppor. Hamerski, ppor. Kłosek).

3. Wyroki były przeważnie zaoczne. Ustalono normę pięć lat, osiem lat. Oficerowie otrzymywali najczęściej osiem lat isprawitielnych trudowych łagierej. Prokurator wraz z naczelnikiem więzienia wchodził do celi i odczytywał wyrok. Treść: Na podstawie art. 58 par. 13 Ludomir Tarkowski, były kapitan byłej armii polskiej, za branie udziału w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. – osiem lat isprawitielnych trudowych łagierej.

Nie widziałem osobiście, by w czasie transportu lub na robotach zamordowano kogoś, natomiast słyszałem, że został zastrzelony w czasie marszu Ostrowski, były dyrektor Monopolu Tytoniowego, brat stryjeczny prezydenta Lwowa.

6. W obozie Buchta-Nachodka. Obóz postawiony na osuszonym bagnie nad Morzem Japońskim, mógł pomieścić ok. stu tysięcy ludzi. Podzielony był na tzw. zony. Każda była ogrodzona drutami kolczastymi. Cały zaś obóz znów odrutowany, strzeżony przez NKWD z wież strażniczych. W nocy co 50 kroków pies uwiązany na drucie.

W każdej zonie była wyznaczona administracja z więźniów kryminalnych. W każdym baraku wyznaczony starosta. W barakach były tylko prycze piętrowe, dwa stoły i cztery ławy. Nocowało ok. 200 więźniów. Pobudka w zimie [o] godz. 5.00, wymarsz na robotę [o] 6.00, powrót z pracy [o] 18.00. Capstrzyk [o] godz. 21.00. Śniadanie wydawano o 5.30, w postaci tzw. zupy (woda gorąca z jednym ziemniakiem lub kilkoma listkami kapusty), obiad przywożono na miejsce pracy w beczkach (zupa tak jak na śniadanie i jeden śledź ze zgniłymi czterema– pięcioma ziemniakami), kolacja [o] godz. 18.30–19.00, to samo co na śniadanie i 500 do 800 gramów chleba, zależnie od wykonania pracy.

Od października 1941 r. porcje chleba zmniejszono od 200 do 500 g. Żadnych świąt i niedziel nie uznawano. Kąpiel lub przeniesienie aresztowanego z baraku do baraku odbywały się zawsze w nocy, by nie tracić dnia pracy.

W tych warunkach żaden więzień nie mógł wytrzymać według mego zdania dłużej jak do 12 miesięcy. W moim baraku 80 procent było chorych na kurzą ślepotę, na cyngę 50 procent, w tej liczbie chorych byłem również i ja. Choroby te nie zwalniały od normalnej pracy. Zwolnienie od zajęć mógł otrzymać więzień, mając 38,5 stopni gorączki.

7. W więzieniu polityczni siedzieli na tzw. specotdiele, w celi przeznaczonej na trzech więźniów siedziało 15 do 17 [osób], spali na podłodze asfaltowej, mając do okrycia się tylko to, co mieli w czasie aresztowania na sobie. Jedzenie: 600 g chleba, 20 g cukru i kubek gorącej wody (kawa), obiad – zupa, tj. gorąca woda z kapustą, czasami trochę suszonej ryby, kolacja – zupa jak na obiad. Spacer dziesięć minut, co dwa tygodnie rewizja w celi i osobista. Ścisła izolacja. Żadnych gazet, papieru, ołówków nie wolno było mieć.

Transport więźniów koleją z Tarnopola do Kirowogradu trwał 12 dni (2–14 sierpnia 1940 r.) w okratowanych wagonach towarowych. W wagonie ok. 40 ludzi. Kontrola od pięciu do siedmiu razy na dobę z ostukiwaniem drewnianym młotkiem ścian wagonu.

Pożywienie: 700 g chleba, 20 g cukru, 20 g słoniny, dwa kubki zimnej wody.

Transport więźniów z Charkowa do Buchty-Nachodki (port nad Morzem Japońskim) trwał 44 dni (10 lipca–24 sierpnia 1941 r.) w specjalnych wagonach dla więźniów. W wagonie sześć, siedem przedziałów, w każdym po 16 ludzi.

Pożywienie: 400 g chleba, dwa kubki zimnej wody oraz od Tomska dodatkowo wydawano sto gramów solonej ryby lub jednego śledzia. W czasie transportu zmarło sześć [osób]. Opieki lekarskiej żadnej nie było.

Po przyjeździe do Buchty-Nachodki wyniesiono z wagonów 16 czy 17 ludzi wprost na auta i odwieziono do szpitala. Wszyscy byli bardzo ciężko chorzy z wyczerpania.

Przeciętnie dziennie w obozie Buchta-Nachodka umierało trzech lub czterech więźniów. Po przyjeździe z Kołymy [było] 6,8 tys. kalek (na szczęście nie Polaków), umierało 15 do 18 dziennie.

Obchodzenie się z więźniami niżej krytyki. Ze względu na ścisłą izolację nie można było stwierdzić nazwisk zmarłych (na cmentarzach więziennych nie ma tablic z nazwiskami, lecz numery wybite na blasze).