NATALIA ŁAWCZYNOWSKA

Poznań, 6 września 1945 r.

Natalia Ławczynowska
Swarzędz, ul. Kórnicka 25B

Do Prokuratora
Specjalnego Sądu [Karnego]
Poznań, ul. Młyńska 1A

Dziś, kiedy już żadnego byłego więźnia nie obowiązuje bezwstydna a [nieczytelne] przysięga milczenia, a przeciwnie, obowiązuje przysięga pomsty, odsłanianie przed światem wszystkich tortur, krwawych, potwornych zbrodni, [nieczytelne] moje zeznania jeszcze raz to powtórzą i staną w rzędzie niezliczonych momentów, hańbiących naród niemiecki.

Do obozu dostałam się na skutek doniesienia niemieckiego obywatela [?] Nitschke, [nieczytelne] Prusak z Berlina, który prześladował mnie jeszcze w Warszawie [nieczytelne] cywilnych pracowników instytutu geograficznego w Warszawie, który – podczas powstania ewakuowany do Poznania – mieścił się przy ul. Różanej. Wymieniony Nitschke scharakteryzował mnie jako politycznie niepewną do tego stopnia, że [?] byłam aresztowana i przywieziona na gestapo, skąd 12 sierpnia wieczorem odstawiono mnie do Żabikowa.

Pierwszy dzień pracowałam w ogrodzie. Na drugi – byłam wezwana na przesłuchiwanie. Zarzucano mi rozmowy i nastrój antyniemiecki, ale pomimo tego powiedzieli mi: „Wy będziecie jutro zwolnieni”.

Drugi dzień po przesłuchaniach musiałam iść w pole, gdzie byliśmy zatrudnieni przy oczyszczaniu szpinaku z zielska. Nie zdążyłam jeszcze prawie nic zrobić, podleciał do mnie z kijem wachmeister Bauer (jeden z głównych morderców, prawa ręka komendanta), zbił mnie kijem, dodając jeszcze nogą, przeprowadził do biura, gdzie jeszcze raz zbił i potem do komendanta (Obersturmführera Waltera) i przedstawił mnie słowami: Sie will nicht arbeit [nieczytelne] Alles absichtlich gemach. Walter kazał mi wejść do jego pokoju, wziął kij i rzucił rozkaz: Runter! Byłam na tyle oszołomiona, że nie wiedziałam, co mam robić. Walter, niewiele myśląc, wziął krzesło i zawiesił mi na głowie. Pod ciężarem tego krzesła musiałam stać w pozycji pochylonej. Zbił mnie 20 razy przez plecy i lewą rękę (tę, którą chciałam się zasłonić od uderzeń). Potem napuścił na mnie swego psa, który pogryzł mnie w nogę. Kiedy już dość się nacieszył tą sceną, oznajmił, że dostaję dwa tygodnie żelaznego bunkra (eisener Bunker), przeprowadził mnie do niego i zamknął. Wieczorem tego dnia byłam wywołana na zwolnienie. Wszyscy stanęliśmy przed biurem po dokumenty. Kiedy doszła moja kolej na [zwolnienie] Walter z miejsca odprowadził mnie znów do bunkra, gdzie przesiedziałam cztery dni. Codziennie przychodził i stając przed bunkrem, pytał ironicznym tonem: Mein Fräulein, sind Sie hier? Hier ist [nieczytelne], besser aus zu Hause. Obiadu w bunkrze [nie] dostawałam. Po zwolnieniu z bunkra znów musiałam iść w pole: kopać, wyrywać kapustę, hakać, ciągnąć wóz z ustępu w pole (koń przy wozie był nie zawsze). W pole z nami szło 10–12 wachmanów i dwa, trzy psy. Każdy ze strażników trzymał bat i jakby, bawiąc się nim, kręcił nad głowami i od czasu do czasu używał. Pracując 11 godzin w polu, dostawaliśmy po [pół] garnuszka ciepłej kawy. Po czterech czy pięciu dniach czułam się zupełnie bez sił, jeszcze przez zmartwienie nie mogłam jeść. Pewnego dnia, [nieczytelne] przy apelu poprosiłam Oberwachtmeister Liescke [?] o zezwolenie roboty w szopie przy ziemniakach. Nie zdążyłam ostrugać dwu kartofli, jak wpadł Walter, rozjuszony jak nigdy, schwycił mnie za włosy, wyciągnął na przodek i z rozmachu tak uderzył w twarz, iż przewróciłam się i straciłam przytomność. Później inne więźniarki opowiadały mi, że on, stojąc nade mną, krzyczał: „Nie chcesz wstać? Nie słyszysz?”. Ktoś opryskał mi twarz wodą i troszeczkę przyszłam do siebie. Po odzyskaniu [przeze mnie] przytomności dwie kobiety podniosły mnie i chciały pomóc iść, na co Walter nie pozwolił i musiałam iść sama. W drodze obrócił się, jeszcze raz uderzył i wsadził mnie znów do bunkra. Po chwili znów przyszedł z wiadrem zimnej wody i oblał mnie. W bunkrze [nieczytelne] nie było nic. Sam on był żelazny, okrągły, podłoga cementowa. W ścianach były zrobione dziury, przez które dochodziło powietrze. Wielkość bunkra – 85 cm2, wysokość – półtora metra. Trzeba było albo stać [nieczytelne], albo siedzieć ciasno. Póki mogłam, stałam, aż do wieczora, [nieczytelne] przed oczami wszystko mi krążyło i byłam okropnie rozpalona. Krzyczałam, że mam gorączkę, wołałam matkę, na co Walter, trzymając ręce w kieszeniach, otoczony wachmanami, śmiał się jak tylko mógł, wszyscy mu wtórowali. Potem, kiedy już dosyć się naśmiał, powiedział: „Dobrze, zaraz przyjdzie twoja mamusia” – poszedł i, wróciwszy z miską gorącej kawy, wylał mi ją na twarz. Po chwili usłyszałam rozkaz: Raus, zum Chef! i wachmeistrowa G. [?] Herman zaprowadziła mnie do jego pokoju. Walter, tonem, niepozwalającym się sprzeciwić, powiedział, że jeśli mam gorączkę, to nic, a jak [nieczytelne] zobaczą, co będzie. Herman przyniosła

W końcu października kapo Lehmkommando Otto Riebbe, niemiecki monarchista, w niewiadomy sposób rozpoczął proces przeciwko Walterowi.

[Nieczytelne] Walter dostał zawiadomienie na konferencję w gestapo, ale uciekł samolotem i był po drodze złapany i osadzony na Młyńskiej. W jego gabinecie znaleźli dwie miny. Nowy komendant, Obersturmführer [nieczytelne], na początku chciał pokazać, że nie jest taki jak Walter, [nieczytelne] było widać, że jest też mordercą, tylko w innym charakterze. Często urządzał gimnastykę, tzw. Fliegen-auf. Musieliśmy latać [przez] trzy godziny, a gestapowiec Enkisch [?] poganiał nas batem. Nosiliśmy [z górki] piasek do rowu, gdzie zawsze rozstrzeliwali, rzekomo mieliśmy go zasypać, a inni ten sam piasek nosili w przeciwną stronę. Wyżej wymieniony Otto Riebbe podał moje nazwisko sędziemu w sprawie Waltera. 1 listopada byłam wieziona na przesłuchanie w jego sprawie, a 15 listopada do Żabikowa przyjechał Sondergericht i wśród innych więźniów, ofiar Waltera, ja także byłam w roli świadka zawołana na sąd.

Zaczęłam wszystko opowiadać nie tylko o Walterze, lecz i o wszystkim, [co] działo się w lagrze. Razem z Walterem zostali aresztowani: [nieczytelne] Liescke [?], Scharführer Vogel, Bauer w kajdanach był przeprowadzony [przez] cały obóz. Zostałam zwolniona od wszelkiej pracy. Ci wszyscy, którzy razem z Walterem znęcali się i mordowali, teraz wyrzekli się [go] i nie mówili o nim inaczej, jak wariat i sadysta. 27 listopada byłam zwolniona, jako „najmłodsza ofiara krwawego sadysty”, jak powiedział sędzia, i zawieziona na gestapo, gdzie po dokonaniu formalności sędzia [nieczytelne] bardzo przepraszał, że zaszła taka historia, ale muszę widzieć, że oni są jednak sprawiedliwi. Nawet żona Waltera była uwięziona, a dzieci (syn dwa lata, córka pięć lat) [nieczytelne], jako dzieci sadysty. Pewnie, że proces ten był zrobiony w celach propagandowych, dla zmylenia opinii publicznej. Chciano pokazać, że nie rząd jest temu winien, tylko się znajdują takie jednostki, które my likwidujemy, jak się dowiemy o tym. Na własne oczy widziałam wyrok głoszący, że ob. Oskar [nieczytelne], ur. w 1916 r. w Erfurcie, jest skazany na karę śmierci przez powieszenie [nieczytelne], wydawanie wyroków, przekroczenie granic i sadystycznie znęcanie [się] nad więźniami, podpisany przez Obersturmbannführera Wellsa.

Za współdziałanie z nim zostali powieszeni: szef gestapo Stomberg i Bauer.

W dopełnieniu zbrodni żabikowskich trzeba dodać śmierć jednej Stasi, co na pewno wszyscy pamiętają. Kiedyś w nocy okropnie krzyczała, wołała rodziców, prosiła, by przynieść świecę, zawołać księdza. Prosiliśmy wachmanów nas pilnujących, by zapalili światło, to [nieczytelne] odpowiedź: „My ją jutro zastrzelimy”. Na trzecią noc umarła.

Podczas mego przebywania w bunkrze, który był akurat przed biurem, widziałam, jak prowadzili kilku [nieczytelne] i słychać było szczekanie psa i nieludzkie jęki.

Nie zapomnę nienormalnej dziewczyny, która, przekroczywszy druty, była zastrzelona, [przez] wachmana Wagnera, który w polu zastrzelił [?] jedną dziewczynę, a Walter na to powiedział: Bravo, mein Junge, du hast ganz recht gemacht.

Żabikowo, według zbrodni, jakie się tam działy, ma prawo stanąć obok takich obozów, jak [nieczytelne] Mauthausen. Tam nie było krematorium, lecz na trzy tysiące ogólnej liczby więźniów, codziennie [nieczytelne] 10–12. Było specjalne Todkommando, które znosiło trupy. W Żabikowie można było odbywać [?] wyrok dwóch tygodni, a być zastrzelonym przez Waltera.

Nieograniczony władca Żabikowa robił, co mu tylko mogło przyjść do głowy. Jeden raz zastrzelił przez pomyłkę nie [tego], kogo chciał. Prócz niego i Bauera wyróżniali się wachmani: Boftler [?], Wagner, Gidrich, [nieczytelne] unterscharführerowie: R. [?] Fischer, Schafnauer [?], Roth, Oberscharführer Werner (zastępca Waltera) Oberscharführer Böder (zastępca [nieczytelne]), Scharführer Enkisch, oberkapowie: Franz, Willi, [nieczytelne] podwachmeisterowa Anetka, która nie biła, nie krzyczała, ale donosiła. Na gestapo byli: Ektel, Wesenberg, Osterkrist, Grühnenthal. Wszystko to mogą powtórzyć świadkowie: Barbara Krasińska ([Poznań], ul. św. Marii Magdaleny 1), Bronisława Szafarkiewicz ([Poznań], ul. Wierzbięcice 13), Marian Zenikowski ([Poznań], Górna Wilda 43), Jadwiga Waliszka (Rabowice, [gm.] Swarzędz).

To są tylko ci, których spotkałam i u których bywam, a na pewno byli więźniowie żabikowscy pamiętają i historię ze mną, i wielu innych, co mieli miejsce w jednej [nieczytelne] niemieckiej, tzw. Polizeigefängnis der Sicherheitspolizei und Arbeitserziehungslager.

Skutki mego pobytu w Żabikowie i siedzenia w bunkrze: reumatyzm, zapalenie kości, nerwica ogólna. Chyba że dosyć.

Natalia Ławczynowska
ur. 6 lipca 1926 r. w Wilnie,
więźniarka niemieckiego obozu
koncentracyjnego w Żabikowie