IRENA SOBALA

Dnia 12 września 1945 r. w Poznaniu Prokuratura Specjalnego Sądu Karnego w Poznaniu, w osobie prokuratora Jonsika, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Irena Sobala
Imiona rodziców Antoni i Maria z d. Hedzielska
Wiek 17 lat
Miejsce zamieszkania Poznań, ul. M. Focha 128 m. 7
Zawód robotnica
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W sierpniu 1944 r. zostałam wezwana na gestapo, prawdopodobnie na skutek doniesienia Niemki Hursak (zam. w Poznaniu, ul. Pamiątkowa 22), u której byłam zatrudniona w charakterze pomocy domowej.

Po stawieniu się w Domu Żołnierza kazano mi zaczekać pod pokojem, dopóki nie będę wezwana. Następnie przesłuchiwano mnie i to w języku niemieckim. Ponieważ nie umiałam po niemiecku, nie wiedziałam, co mi się zarzuca i nie mogłam dać żadnych odpowiedzi. Urzędnik przesłuchujący mnie (gestapowiec) uderzył mnie parokrotnie w twarz i następnie wyrzucił za drzwi. Odwrócona tyłem do ściany czekałam, co będzie dalej. Oprócz mnie było tam kilkunastu chłopaków i dwie dziewczyny.

Po godzinie zabrano nas autem do obozu karnego w Żabikowie. Po zapisaniu mnie do [nieczytelne] i odebraniu dokumentów postawiono nas pod mur. Następnie kazano nam pracować w polu, nie pozwalając na żaden, najmniejszy odpoczynek. W przeciwnym razie dozorujący gestapowcy bili nas. Podczas mego trzydniowego pobytu musiałam bez przerwy pracować. Spałam tylko dwie godziny. Żadnych posiłków, poza kawą, nam nie podawano.

Przebywając tam, miałam możność zobaczyć, jak gestapowcy znęcali się nad Polakami. Między innymi widziałam na środku placu stojącą klatkę, wyłożoną drutem kolczastym, do której stawiano więźniów. Widziałam podczas mego pobytu, jak więziono w tej klatce jednego starszego więźnia i to przez 24 godziny bez przerwy. Klatka ta była tak mała, że można było w niej przebywać tylko w pozycji stojącej.

Następnie widziałam urządzenie w kształcie bunkra betonowego, zalanego do wysokości kolan wodą. Do tego bunkra wsadzano więźniów na noc, a rano ich wypuszczano.

Widziałam również umierających więźniów, którym w ostatnich chwilach wyjmowano spod głowy deski, tak że musieli konać ze spuszczoną w tył głową.

Widziałam, jak zwłoki zmarłych pakowano następnie w papier. Współwięźniowie musieli ze zwłokami trzykrotnie obiec dziedziniec i potem je pogrzebać.

Odczytano, tak zeznałam.