JÓZEF PLICHTA


Plut. zaw. Józef Plichta, ur. w 1900 r., były starszy posterunkowy Policji Państwowej, zam. w Wilnie, żonaty; rzeźnia polowa nr 101.


Zostałem internowany przez władze litewskie 18 września 1939 r. i przebywałem w obozach w Połądze i Wiłkowiszkach [Wyłkowyszkach], skąd 12 lipca 1940 r. wraz z innymi internowanymi zostałem wywieziony przez władze bolszewickie do Rosji do obozu w Kozielsku.

W czasie eskortowania nas panowały gorączki atmosferyczne, mimo to bolszewickie władze eskortujące transportowały nas w przepełnionych i zamkniętych na kłódkę wagonach bydlęcych, w których z braku powietrza i wody, o którą trudno było się doprosić, internowani mdleli.

W Kozielsku w obozie byłem kilkakrotnie badany przez NKWD w związku z pełnieniem służby w policji w Polsce. [Żądano] ujawnienia osób pełniących obowiązki w „dwójce” (Specjalne Biuro Wywiadowcze) i konfidentów politycznych, zmuszano mnie do dawania jakichkolwiek zeznań pod groźbą rewolweru i wywiezienia mnie do więzienia na Kamczatkę.

W obozie tym znajdował się internowany pan podpułkownik Dąbrowski, który tworzył w Polsce partyzantkę przeciw napastnikom na Polskę, lecz ten został przez NKWD w sierpniu 1940 r. wywieziony z obozu.

Po przyjeździe do Kozielska znalazłem tam na pryczach napisy w języku polskim: „Tu znajdowało się pięć tysięcy oficerów polskich, którzy wyjechali w niewiadomym kierunku, ostatni transport wyjechał 5 maja 1940 r.”.

W Kozielsku NKWD-ziści na tzw. biesiedzie – na wygłoszonym odczycie – wmawiali nam, internowanym, że trzeba zapomnieć o Polsce i wcale nie wspominać o państwie polskim, gdyż ono nie powstanie, ponieważ nie potrafi się rządzić, a my powinniśmy być posłuszni i wierni władzom sowieckim i Sowieckiemu Sojuzowi. Niektórzy z politruków potrafili twierdzić, że prędzej włosy im na dłoni wyrosną niż Polska powstanie.

Co do Anglii, twierdzili politrucy, że to jest kurwa, która wciągnęła Polskę do wojny i dzięki niej przegraliśmy wojnę, przy czym pocieszali nas, że będzie nam dobrze w Sowieckim Sojuzie, jak będziemy uczciwie pracowali.

Mimo to w obozie był dobry nastrój wśród internowanych, gdyż każdy żył w dobrej myśli, z tą nadzieją, że jako Polacy wierni swej ojczyźnie uzyskamy swoją wolność i nie będziemy pod jarzmem sowieckim.

W Kozielsku w obozie znajdowało się 15 maja 1941 r. w mej obecności 2 475 osób, w tym 914 oficerów. Byli to oficerowie wojskowi i policyjni, żandarmeria, Straż Graniczna i urzędnicy. 16 maja władze sowieckie wywiozły nas, policjantów, w liczbie tysiąca, z Kozielska do Murmańska, gdzie przybyliśmy 21 maja.

Tam znajdowaliśmy się w obozie więziennym, osiem kilometrów za miastem, w tzw. przez nas, Polaków, Dolinie Płaczu.

5 czerwca 1941 r. nastąpił wymarsz do portu w Murmańsku, gdzie byliśmy wprowadzeni na okręt „Stalingrad”. W tym dniu przed wejściem na okręt musieliśmy czekać od rana do godz. 19.00 wieczorem na molo pod gołym niebem, bez żadnego wyżywienia. Był to dzień chłodny, dużo z nas się przeziębiło. Po wprowadzeniu nas do okrętu było bardzo duszno z powodu przepełnienia. Na okręcie były bardzo złe warunki z powodu marnego wyżywienia i ciasnych pomieszczeń.

18 czerwca 1941 r. opuściliśmy okręt „Stalingrad” na M. Białym i przy pomocy barek wyładowaliśmy się na Płw. Kolski. W tamtejszych tundrach wzdłuż rzeki Ponoje [Ponoj] pracowaliśmy przy budowie drogi i lotniska. Praca była podzielona na dwie zmiany: jedna zmiana – dzienna – pracowała od 12 do 14 godzin, druga zmiana – nocna – również pracowała od 12 do 14 godzin. Za pracę żadnego wynagrodzenia władze sowieckie nam nie wypłacały, jak również za pracę wykonywaną w czasie pobytu w Kozielsku żadnej zapłaty żeśmy nie otrzymali.

Na Płw. Kolskim otrzymywaliśmy chleba do 200 g dziennie, a ciepłą strawę dwa razy dziennie. Warunki miejsca naszego postoju były złe, gdyż musieliśmy spać bezpośrednio na mokrej ziemi pod jednym kocem w rozciągniętym namiocie, wskutek czego niektórzy internowani, także i ja, nabawiliśmy się reumatyzmu.

10 lipca 1941 r. o 1.00 w nocy nastąpiło odwołanie wszelkich prac prowadzonych przez nas, internowanych, i od tej pory żadnych robót przymusowych myśmy nie wykonywali.

12 lipca 1941 r. opuściliśmy Płw. Kolski i okrętem „Uzbekistan” zostaliśmy dostarczeni do Archangielska, skąd – po przebyciu od 15 do 22 lipca – byliśmy transportowani koleją, również w zamkniętych wagonach, do iwanowskiej [włodzimierskiej] obłasti do stacji Włodzimiera [Włodzimierz], a następnie byliśmy eskortowani 40 km pieszo do Suzdala, dokąd przybyliśmy 27 lipca 1941 r.

1 sierpnia 1941 r. w obozie w Suzdalu na ogólnym zebraniu została nam ogłoszona przez sztab NKWD ustawa o zawarciu sojuszu między rządem polskim w Londynie z panem generałem Sikorskim a rządem sowieckim oraz o uznaniu wszystkich obywateli polskich znajdujących się na terenie sowieckim w więzieniach, obozach jeńców, internowanych i innych wysiedlonych z terenów polskich za wolnych obywateli polskich, a także o wyjednaniu zgody obu państw na utworzenie armii polskiej na terenie rosyjskim, która to wiadomość została przez nas entuzjastycznie przyjęta. Po przeczytaniu tej ustawy odśpiewaliśmy Rotę i polski hymn.

13 sierpnia odczytano nam w Suzdalu ustawę o amnestii dotyczącą wszystkich obywateli polskich znajdujących się w więzieniach, obozach jeńców, obozach internowanych, obozach pracy itp.

21 sierpnia naczelnik obozu NKWD ogłosił nam na zebraniu, że od 14 sierpnia 1941 r. według ich ustawy jesteśmy wolnymi obywatelami polskimi.

24 sierpnia 1941 r. przybyła do obozu w Suzdalu polska komisja wojskowa w osobie pana podpułkownika Kulicz-Czarnockiego [sic!] w towarzystwie sowieckich oficerów. W tym dniu po przywitaniu nas, internowanych, i po przemówieniu pana podpułkownika Kulicz-Czarnockiego [sic!], komisja wojskowa zapisywała ochotników do wojska polskiego, po czym 4 września 1941 r. pod dowództwem polskim wyjechaliśmy do Tatiszczewa, gdzie wcielony zostałem do 5 Dywizji Piechoty armii polskiej i od tej pory służę do obecnej chwili.

Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.