FELIKSA BAŁĘDA

Warszawa, 19 stycznia 1946 r. [Sędzia] Halina Wereńko, oddelegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała przysięgę na podstawie art. 109 kpk.

Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Feliksa Bałęda z d. Krysiak
Wiek 52 lata
Imiona rodziców Józef i Maria
Miejsce zamieszkania ul. Noakowskiego 12 m. 35
Zajęcie sanitariuszka
Zatrudniona w Szpitalu Okręgowym, ul. 6 Sierpnia
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W 1925 roku wzięłam na wychowanie 4-letniego syna mej rodzonej siostry Zofii Zarzyckiej, Stefana Zarzyckiego. Przywiązałam się do chłopca jak do rodzonego syna, tym więcej, iż było to dziecko wybitnie zdolne i dobre. Wychowanek mój, którego uważałam za syna, uzyskał małą maturę i zapisał się do szkoły mierniczej przy ul. Koszykowej nr 51 czy 54 już w czasie wojny, więc po 1939 roku. Stefan, o ile mi wiadomo, nie należał do żadnej organizacji podziemnej.

12 listopada 1943 roku wyszedł z domu do szkoły Wawelberga, by spotkać się z jakimś profesorem. Przed wyjściem zmienił ubranie i w garniturze pozostawionym w domu zostawił pomyłkowo swoją szkolną legitymację. Do domu już nie wrócił.

Tego dnia ok. godz. 19.00 Niemcy obstawili ul. Noakowskiego i urządzili łapankę. Po wieczornej łapance dozorca domu, Chmielewski, o którym obecnie nie wiem, gdzie przebywa, powiadomił mnie, iż Niemcy zatrzymali w bramie naszego domu mego przybranego syna, Żużulewicza (imienia nie znam), brata dozorcy i kogoś jeszcze. Robili u wszystkich rewizję, widocznie bez rezultatu, ponieważ rewizji domowej w następstwie tego nigdzie nie robili. Mój syn, jak sądzę, był zatrzymany, ponieważ zapomniał zabrać ze sobą legitymację.

14 listopada zobaczyłam nazwisko i imię mojego syna na liście zakładników, przeznaczonych na egzekucję, o ile, jak głosił afisz, nastąpią próby sabotażu lub zabicia Niemców ze strony Polaków. Syn mój był w tym czasie w więzieniu na Pawiaku, sprawdził to mój mąż za pośrednictwem znajomej, która tam pracowała.

17 listopada w kancelarii więzienia na Pawiaku przyjęto paczkę żywnościową dla Stefana. Tegoż dnia po południu pojawiły się na mieście afisze o rozstrzelaniu 40 osób, wśród których figurowało nazwisko mego syna i wiek. Paczkę po tygodniu więzienie mi zwróciło. Od ludzi dowiedziałam się, iż 17 listopada 1943 odbyły się dwie egzekucje; jedna na nasypie przy Dworcu Zachodnim, druga przy ul. Białołęckiej.

Gdzie został rozstrzelany mój synek, tego nie wiem. O egzekucji opowiadał mi Stanisław Smolik, który szczegóły egzekucji znał od kolejarza (nazwiska nie znał), który miał być świadkiem naocznym egzekucji.

Rodzina Żużulewicza, zdaje się, wyginęła w powstaniu. Razem z moim synem był rozstrzelany Wojciechowski, którego siostra mieszka przy ul. Noakowskiego 10.

Po [przeczytaniu] afiszawano egzekucji mojego syna udałam się do gmachu gestapo przy al. Szucha 25 i zaraz po egzekucji wpuszczono mnie tam i dano świadectwo zgonu wypisane po niemiecku, iż mój syn „zmarł”. Takie samo świadectwo, że dzieci ich zmarły, otrzymali Smolik i Wojciechowska.

Świadectwo to spłonęło razem z moimi rzeczami w czasie powstania.

Rozmawiałam z jakimś gestapowcem w kancelarii i pokazałam mu szkolną legitymację syna. Powiedział, że syn mój, gdyby miał przy sobie tę legitymację, nie zostałby rozstrzelany.

Protokół odczytano.