JULIAN LANG

Warszawa, 27 sierpnia 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko, działająca na mocy dekretu [z] 18 listopada 1945 r. o Głównej i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (DzU RP nr 51, poz. 293), przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie i o treści art. 107 i 115 kpk świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jerzy – Julian Lang, były więzień obozu koncentracyjnego w Majdanku nr 46
Imiona rodziców Mieczysław i Emilia z d. Borowska
Data urodzenia 15 października 1897 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, Al. Jerozolimskie 6
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie Wyższa Szkoła Handlowa
Zawód przedsiębiorca – dzierżawca baru „Marlena” przy Al. Jerozolimskich 6

Jestem w toku załatwiania formalności w związku ze zmianą nazwiska Lang na Jaworski.

W okresie od grudnia 1941 r. do 2 lipca 1944 r. przebywałem jako więzień w obozie koncentracyjnym w Majdanku. Przez cały czas pobytu byłem zatrudniony jako tłumacz na polu. W marcu 1942 r. (daty dokładnie nie pamiętam), przybył do obozu SS‑Unterscharführer Muhsfeldt, z przeznaczeniem do zorganizowania krematorium w obozie w Majdanku, gdzie dotychczas krematorium jeszcze nie było.

Rozpoznaję Muhsfeldta na okazanej mi fotografii. (Świadkowi okazano fotografię z napisem „Muhsfeldt Erich” nadesłaną przy odezwie Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie z dnia 7 sierpnia 1947 r., nr 779/47). W czasie pobytu w obozie widziałem, iż pisano Mussfeldt, a nie jak podane jest na fotografii Muhsfeldt.

W chwili przybycia Muhsfeldta do obozu było tylko jedno pole i stała tam mała drewniana budka, w której wieszano więźniów. Przed moim przybyciem do obozu w Majdanku w połowie 1941 r. przywieziono z obozów frontowych jeńców sowieckich.

W chwili mego przybycia do obozu było ich już tylko ok. 150. Pomiędzy jeńcami było wielu więźniów wycieńczonych, przeznaczonych przez władze niemieckie do likwidacji. Byłem wtedy nowicjuszem i nie bardzo orientowałem się w stosunkach obozowych, dlatego nie wiem z całą pewnością, kto wydał rozkaz likwidacji. Zdaje się, że rozkaz likwidacji słabych jeńców przyszedł od władz spoza obozu, z tym, iż wykonanie było pozostawione do dyspozycji władzom obozowym. W czasie apeli Rapportführer SS‑Hauptscharführer Kurt Kirchner, w towarzystwie Muhsfeldta wybierali na oko słabych jeńców, następnie na rozkaz Muhsfeldta dwóch jeńców radzieckich wieszało wybranych w czasie selekcji swoich towarzyszy.

W ten sposób zostało powieszonych od chwili mojego przyjazdu 50 do 60 jeńców. Część pozostałych ujętych w toku ucieczki rozstrzelano.

W końcu 1942 r. zostało zorganizowane pierwsze krematorium położone zaraz pomiędzy pierwszym a drugim polem znajdującym się w toku rozbudowy. Z więźniów zostało dobrane komando krematorium, które miało za zadanie palenie zwłok. Do komando krematorium początkowo przydzielono jeńców radzieckich, a po ogólnej likwidacji jeńców za próbę ucieczki – Żydów z transportu czeskiego. Kommandoführerem był Muhsfeldt. W krematorium znajdowało się dwanaście haków, na których Muhfeldt w towarzystwie członków swego komanda wieszał więźniów.

Po przybyciu nowego transportu żydowskiego na placu apelowym przyjmowali transport SS-mani wyższej rangi i zawsze Muhsfeldt. Następowała selekcja. Słabszych oddawano do dyspozycji Muhsfeldta i tych właśnie wieszał na hakach w krematorium.

W czasie powstania w getcie warszawskim transporty przychodziły codziennie. Stare krematorium mieściło się naprzeciw okien 1 bloku, gdzie byłem przydzielony. W czasie przybywania transportów żydowskich z Warszawy często widziałem oknem, jak Muhsfeldt przynosił na ręku po dwoje dzieci żydowskich, wchodził do krematorium, po czym słyszałem strzały rewolwerowe. Dla zagłuszenia jęków w czasie takich egzekucji zapuszczano motor samochodu ciężarowego stojącego zawsze przy krematorium, używanego do wywożenia trupów. W tym czasie zwłoki wywożono samochodem do lasu i tam palono, ponieważ stare krematorium nie mogło nadążyć.

Przez okno mego bloku widziałem kilka razy, jak autobus przywoził partie jakichś ludzi, raczej mężczyzn, których dowożono do krematorium. Autobus zatrzymywał się tuż przy zejściu do piwnicy, tak iż ludzi wyprowadzanych nie widziałem. Po zatrzymaniu się autobusu ludzi musiano wprowadzać do piwnicy, bo po chwili słyszałem strzał i z okna piwnicy ktoś wyrzucał zwłoki bez ubrania. Za jednym razem wyrzucano od 10 do 12 zwłok, po czym autobus odjeżdżał.

W połowie 1943 r., gdy powstało nowe krematorium, nie widziałem momentu egzekucji, ale widziałem, iż około dwa do trzech razy tygodniowo przybywały takie autobusy do obozu.

Ulubionym powiedzeniem Muhsfeldta, gdy przychodził do naszego bloku było: „Ciebie będę miał niedługo, uprzedzam, iż żywcem spalę.”

Za gorliwość Muhsfeldt dwa razy awansował: na Scharführera i Oberscharführera na początku 1944 r.

Na tym protokół zakończono i odczytano.