JAN WÓJCIK

Wachm. Jan Wójcik, ur. 28 maja 1898 r., policjant, żonaty, dwoje dzieci.

22 września 1939 r. przekroczyłem granicę z Polski do Litwy, gdzie zostałem internowany.

Po wkroczeniu na Litwę wojsk sowieckich 12 lipca 1940 r. zostałem zabrany z obozu internowanych na Litwie i wywieziony przez NKWD do obozu w Kozielsku (Rosja).

W czasie przewożenia nas z Wiłkowiszek [Wyłkowyszek] do Kozielska wieziono nas w zamkniętych wagonach, okna pozabijane deskami, drzwi szczelnie zamknięte. Do wagonów załadowano nas po 70 ludzi, w którym to wagonie normalnie można pomieścić od 30 do 35 osób. Pomimo skwaru, jaki wówczas był, odmówiono nam zupełnie wody. Jako pożywienie w czasie podróży otrzymywaliśmy szary żytni chleb i słoną suszoną rybę. Przy upominaniu się o wodę słyszało się odpowiedź żołnierzy sowieckich: Nie zdochniesz, polskaja mordo.

Obóz w Kozielsku mieścił się w murach poklasztornych. W obozie tym znajdowało się 2,7 tys. internowanych, w tym dość dużo oficerów Wojska Polskiego różnych stopni oraz Policja Państwowa, żandarmeria, podoficerowie Korpusu Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej.

W pierwszym dniu po przybyciu do obozu Kozielsk u każdego przeprowadzona była szczegółowa rewizja rzeczy i osobista. Podczas rewizji zabrano mi wszystkie ostre narzędzia jak nóż, widelec, brzytwę, nożyce, wszystkie osobiste dokumenty, fotografie i pieniądze, zaś innym pozabierano przedmioty złote, jak zegarki, papierośnice i inne pamiątkowe przedmioty.

W kilka dni po przybyciu każdy został sfotografowany i daktyloskopowany, a następnie [był] po kilkanaście razy badany. Ja byłem kilka razy badany przez sędziego śledczego kpt. Piotrowa, przeważnie w nocy pomiędzy 21.00 a 24.00. Zarzucał on mi, jako policjantowi, gnębienie mas robotniczych, że byłem wrogiem ludu, żądał ode mnie jako komendanta posterunku Policji Państwowej wydania konfidentów, a gdy nic ode mnie nie mógł wyciągnąć, wymyślał mi: Ty polskaja świnia, burżujski pachołku, ty nam, job twoju mać, skażysz, my ci pokażem.

Od czasu do czasu nocami byli zabierani przez NKWD i wywożeni niektórzy żołnierze. Między innymi został wywieziony ppłk Dąbrowski, naczelnik Urzędu Śledczego w Wilnie Worono, po których ślad zaginął po dziś dzień.

Obóz Kozielsk bolszewicy uważali za element wysoce wyrobiony politycznie.

Warunki mieszkaniowe w obozie były względne. Opieka lekarska i higiena – dobre. Śmiertelność mała.

W obozie zabronione było przez NKWD stykanie się internowanych oficerów z podoficerami.

Poziom moralny internowanych był wysoki. Współżycie było czysto koleżeńskie, bez względu na stopień i stanowisko. Prac przymusowych w obozie Kozielsk internowani nie wykonywali, tylko prace związane bezpośrednio z życiem wewnętrznym obozu internowanych. Wyżywienie względne i wystarczające, dwa razy dziennie ciepła strawa i 700 g szarego żytniego chleba. Ubrania internowani nie otrzymywali. Życie kulturalne względne. Zorganizowany był zespół muzyczny – smyczkowy – oraz chór, które dość często dawały wieczorki rozrywkowe w języku polskim i rosyjskim, a niezależnie od tego był wyświetlany codziennie na dwóch seansach film. Najczęściej były to filmy propagandowe krytykujące życie państw demokratycznych, czyli ucisk i wyzysk robotnika, nad którym stał przedsiębiorca z knutem. Filmy tego rodzaju żadnego wrażenia na internowanych nie robiły. Prócz tego władze obozu starały się rozpowszechniać wśród internowanych masę pism periodycznych komunistycznych jak „Młody Komunista”, „Komsomolec” itp. Na każdym kroku propagowano i zalecano internowanym zapoznanie się z konstytucją stalinowską, która według ich mniemania ma być jedną z najlepszych w świecie.

Stosunek NKWD do Polaków był wrogi i przy stykaniu się z nimi oni zawsze i wszędzie dawali swój wyraz, że Polska już nigdy nie powstanie, a naród polski nie powinien myśleć o tym, że był kiedyś narodem. Na ten temat NKWD bardzo często urządzało odczyty, dając wyraz chlubnej zasłudze rządów Stalina, a potępiając państwa demokratyczne, jak Anglia i Ameryka, nazywając je rządami złodziei i szubrawców, którzy trzymają w jarzmie swój naród.

15 maja 1941 r. zostałem z częścią internowanych wywieziony z obozu Kozielsk na przymusowe roboty na Płw. Kolski. Podczas dwutygodniowej podróży koleją jechaliśmy w zamkniętych wagonach. W dzień i w nocy po kilka razy były dokonywane rewizje osobiste i naszych rzeczy w wagonie przez żołnierzy sowieckich. Podczas każdej rewizji coś zginęło lub jawnie zostało zabrane, jak brzytwy, noże, zegarki i pierścionki. Żadnych skarg ani też zażaleń w tych wypadkach nikt nie przyjmował. Na każdym postoju, prócz częstych rewizji, opukiwano wagony drewnianymi młotami. Po przybyciu do Murmańska osadzono nas tam z przestępcami, obywatelami sowieckimi.

Po krótkim pobycie w Murmańsku wywieziono nas na Płw. Kolski u ujścia rzeki Ponaji [Ponoj], koło M. Białego. Warunki życia na nowym miejscu pracy były nie do zniesienia. Spaliśmy na bagnie pod gołym niebem. Wyżywienie: dwa razy dziennie po pół litra zupy na rybie i od 80 do 150 g chleba dziennie. Praca trwała całe 24 godziny na dwie zmiany. Należało się pracować po 12 godzin dziennie, nie wliczając do tego czasu na przejście (odległość osiem kilometrów).

Norma pracy na jednego: zerwać 30 m2 darniny. Najczęściej przetrzymywano na miejscu pracy do 16 godzin, z powodu niewyrobienia wyznaczonych norm. Po powrocie z pracy każdy oddział wyczekiwał pod drutami obozu od jednej do dwóch godzin nim został przyjęty przez służbę. Następnie była wydawana strawa i chleb, tak że internowany, chcąc otrzymać swoją należność, był zatrudniony codziennie od 16 do 18 godzin. Stan bytowania był tam rozpaczliwy. Odpowiedzią na najmniejsze nieposłuszeństwo lub uchylanie się od pracy albo upominanie się o poprawę bytu lub narzekanie na głód było uderzenie kolbą karabinu, kopnięcie, a ponadto kara osadzenia w wykopanym specjalnie lochu bez ubrania i bielizny albo kara osadzenia nago na kamieniu. Tortury stosowane wobec internowanych przypominały średniowieczne.

Po wywiezieniu nas na przymusowe roboty łączność z rodziną i światem była niedozwolona. Przez czas pobytu w obozie Kozielsk korespondencja była ograniczona. Większość nadchodzącej korespondencji od rodziny i ze świata niszczyło NKWD, na co były dowody, bo całe worki listów nadchodzących do internowanych palono w piecach elektrowni obozowej.

12 lipca 1941 r. wyjechałem z Płw. Kolskiego drogą morską do Archangielska, a następnie do obozu w Suzdalu, gdzie 24 sierpnia 1941 r., po przybyciu do obozu polskiego delegata płk. Sulik-Sarnowskiego, wstąpiłem do wojska polskiego i wyjechałem do organizującej się wówczas 5 Dywizji Piechoty w Tatiszczewie.