Warszawa, 4 czerwca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Moszek Fronenberg, ps. „Maks” |
Imiona rodziców | Boruch i Freidla z domu Brajntych |
Data urodzenia | 4 kwietnia 1921 r. w Puławach |
Wyznanie | mojżeszowe |
Wykształcenie | szkoła rzemieślnicza |
Zawód | blacharz |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Ząbkowska 30 m. 13 |
Po utworzeniu getta warszawskiego w dniu 15 listopada 1940 roku znalazłem się w nim. Od roku 1934 byłem członkiem żydowskiej organizacji młodzieżowej Haszomer Hacair, ponadto w czasie okupacji niemieckiej pracowałem w Żydowskim Towarzystwie Opieki ŻTOS. Zarabiałem na życie, pracując w swoim zawodzie jako blacharz.
Nocą 22 lipca 1942 oddział milicji żydowskiej wyciągnął mnie z łóżka i odprowadził do komendy Służby Porządkowej, skąd odesłano mnie do więzienia na Pawiaku. Zostałem aresztowany bez żadnej przyczyny. Przebywając na Pawiaku, wstąpiłem do Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB). Na Pawiaku pracowałem w warsztatach i w terenie jako blacharz i pomocnik szofera. Uciekłem 30 lipca 1944 r. Przez cały czas mego pobytu w więzieniu na Pawiaku (22 lipca 1942 – 30 lipca 1944) do warsztatów na Pawiaku często przychodził komisarz do spraw żydowskich w gestapo Brandt (imienia nie pamiętam). Był to mężczyzna niskiego wzrostu (152 – 155 cm), bardzo tęgi, z dużym brzuchem, w wieku około 50 lat. Miał oczy wypukłe, worki pod oczami, duży nos trochę orli, twarz śniada, rozlana. Głowa Brandta była od tyłu szeroka, kark i tył głowy zakrywał uszy, tak że od tyłu nie były widoczne. Znaków szczególnych nie zauważyłem. Brandt miał rangę Sturmführera.
W sprawie Hotelu Polskiego wiadomo mi, co następuje: w okresie pomiędzy 15 a 20 lipca 1942 roku z polecenia niemieckiej policji warszawskiej, Rada Żydowska wydała zarządzenie, by wszyscy Żydzi posiadający obywatelstwo amerykańskie i rumuńskie zebrali się przed więzieniem na Pawiaku przy ul. Dzielnej 24/26. Dowiedziałem się o tym od grupy, która się zgłosiła na Pawiak. Datę ogłoszenia zapamiętałem dokładnie ze względu na to, iż stało się to przed pierwszą akcją wysiedleńczą Żydów z getta warszawskiego (22 lipca 1942), kiedy to wysiedlono Żydów na wschód, jak się później okazało, do Treblinki. Żydów mających obywatelstwo rumuńskie w grupie 15 – 20 osób wysłano do obozu w Oświęcimiu. W grupie znajdował się mój znajomy Tauber (imienia nie pamiętam), o dalszym losie którego nie mam wiadomości. Żydów mających obywatelstwo amerykańskie w grupie około 30 osób zatrzymano na Pawiaku, a w końcu sierpnia 1942 zaopatrzono w paszporty i transport odesłano do Vittel w Alzacji. Żydzi z tego transportu nadsyłali listy z Vittel, potem z Portugalii i Ameryki do swych bliskich pozostawionych w getcie warszawskim.
W jaki sposób wydostali się z Vittel, tego nie wiem. Bliższych szczegółów w tej sprawie może dostarczyć Bronisław Anlen, obecnie zamieszkały w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej 19. Anlen dotychczas utrzymuje kontakt ze znajomą, która była w tym transporcie i dotąd przebywa w Ameryce. Nie wszyscy Żydzi posiadający obywatelstwo amerykańskie zgłosili się na pierwsze wezwanie. Dopiero po nadejściu listów z Vittel od Żydów z pierwszego transportu uwierzono, iż wezwanie nie jest pułapką i przypuszczano, iż miała miejsce interwencja zagranicy.
W listopadzie 1942 zebrano grupę obywateli amerykańskich, którą stanowiła głównie zamożna rodzina Rappaportów z Bielska i rodzin z nimi spokrewnionych, a mianowicie Wajntraubów, Poznańskich, adwokata Wolmana. Zimą 1942 sprowadzono z Pińczowa ciężko chorego rabina Rappaporta z rodziną oraz rodzinę jego szwagra Frenkla. Razem zebrano około czterdziestu osób i umieszczono je na Pawiaku, w tym samym budynku, gdzie mnie trzymano. 18 stycznia 1943 roku rozdano im paszporty i wysłano do Vittel. Widziałem listy z Vittel od zabranych w tej grupie.
Datę wyjazdu zapamiętałem dokładnie, było to tego samego dnia, kiedy w getcie warszawskim przeprowadzono drugą z rzędu akcję likwidacyjną. W obu wypadkach wysłania transportów do Vittel Żydów obywateli amerykańskich załadowano do autobusów, rzeczy do samochodów ciężarowych. Dotychczas nie spotkałem nikogo z tej drugiej grupy, nie posiadam dokładnych wiadomości o losie wysłanych. Informacji w tej sprawie mogą udzielić Samuel Wajntraub i Poznański, synowie wywiezionych, którzy w 1939 roku wyjechali na studia do Zurychu w Szwajcarii i prawdopodobnie dotychczas tam przebywają. Wobec możliwości wyjazdu z Polski Żydów posiadających obywatelstwo amerykańskie, Żydzi amerykańscy ze Stanów Zjednoczonych, Boliwii, Ekwadoru i innych krajów amerykańskich zaczęli wyrabiać obywatelstwo amerykańskie dla swych bliskich, przebywających w getcie warszawskim. Wykupywali po parę akrów ziemi na imię swych bliskich z getta warszawskiego i w ten sposób oni nabywali fikcyjnie obywatelstwo amerykańskie. Rządy państw amerykańskich zaczęły nadsyłać do wydziału zagranicznego Sicherheistpolizei przy al. Szucha 25 w Warszawie Ausforderungspapiere, papiery wzywające (obecnie Aufwidewidy [?]). Papierami dysponował Sturmführer Brandt z pomocnikami Oberscharführerem SD Orfem i Oberscharfürerem Mende (Mende na rękawie munduru miał podłużny trójkąt z literami SD, a równocześnie epolety z dwoma paskami i jedną gwiazdką, tak jak nosili SS-mani). O nadsyłanych z Ameryki papierach wzywających zaczęło być głośno dopiero po 18 stycznia 1943, to jest po drugiej akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim. W tym czasie osoby, dla których nadesłano aus Forderungspapiere, przeważnie już nie żyły. Wówczas paczka Żydów pracujących na rzecz gestapo otrzymała rozkaz albo też sama wpadła na pomysł, by aus Forderungspapiere wykorzystać w celach zarobkowych, rozprzedając żyjącym Żydom i tą drogą wyłapać Żydów ukrywających się po stronie aryjskiej. Zakrzątnęli się przy sprzedawaniu aus Forderungspapiere następujący Żydzi, współpracownicy gestapo:
Manówna i Lolek Skosowski, uśmiercono oboje we wrześniu 1943, zostali zastrzeleni w kawiarni przy ulicy Nowogrodzkiej przez bojówkę Polski Podziemnej;
inżynier Königel, przed wojną kinematolog, dyrektor kina „Stylowy”, pracownik DOK 2, wyjechał w czerwcu 1943 w transporcie do Vittel;
Brodsztajn, prawdziwe nazwisko Baskin, przed wojną kupiec z ul. Gęsiej;
Julek Lubraniecki, przed wojną właściciel sklepu Excelsior przy ul. Leszno 6, do końca okupacji niemieckiej przebywał w Warszawie; Rozenberg, przed wojną właściciel firmy „Amada”, wyjechał w październiku 1943 do Vittel;
Adam, nazwiska nie znam, volksdeutsch (aryjczyk), zam. wtedy przy ul. Smulikowskiego 9.
Razem z nimi przebywała Wiera Gran, nie wiem, czy brała udział w tej aferze.
Obecnie o losie wyżej wymienionych nie mam wiadomości.
Wszyscy ci współpracownicy gestapo po stronie aryjskiej rozpowszechniali wiadomości, iż Żydzi mogą udać się do Hotelu Royal przy ul. Chmielnej, a począwszy od lutego 1943 do Hotelu Polskiego przy Długiej 29 czy 31 i tam mogą nabyć aus Forderungspapiere, po czym zostaną wywiezieni za granicę jako internowani. Istotnie, każdy Żyd z chwilą przedostania się za bramę Hotelu Polskiego stawał się nietykalny dla Niemców. W hotelu każdy z przybyłych za zapłatą otrzymywał aus Forderungspapiere wystawione na inne nazwisko.
Jaką sumę Żydzi gestapowcy pobierali za te papiery, tego nie wiem. Prócz Żydów gestapowców sprowadzał Żydów do Hotelu Polskiego, lecz nie z chęci zysku, a z chęci pomocy, Żyd Guzik. Guzik w czasie wojny światowej był prezesem Jointu, organizacji niosącej pomoc Żydom. W czasie okupacji niemieckiej pracował w Żydowskiej Organizacji Bojowej w dziale opieki. Posiadał obywatelstwo Argentyny. Guzik uwierzył Niemcom, bez pobierania opłat wprowadzał do Hotelu Polskiego niezamożne rodziny żydowskie. Żydzi na usługach gestapo prawdopodobnie na polecenie gestapo część aus Forderungspapiere rozprowadzili w getcie warszawskim, gdzie w szopach pracowali jeszcze robotnicy żydowscy (ludność była już wysiedlona).
Jakie opłaty pobierali tu za dokumenty, nie wiem. Posiadający aus Forderungspapiere Żydzi z getta zgłaszali się na Pawiak i tu czekali na uformowanie transportu do Vittel. Oni to opowiadali mi o sprawie omawianej powyżej. W ten sposób po stronie aryjskiej gromadzono Żydów w Hotelu Polskim, po stronie getta na Pawiaku, w obu wypadkach analogicznie obiecując wyjazd do Vittel.
Już po likwidacji getta warszawskiego, 5 maja 1943 roku, Brandt przy pomocy Orfa i Mendego zorganizowali transport trzydziestu Żydów z Pawiaka i grupy Żydów z Hotelu Polskiego.
Ile osób zabrano z Hotelu Polskiego, nie wiem dokładnie. Słyszałem, iż ponad trzydzieści. Zapowiedziano, iż transport jedzie do Hanoweru. Tak jak przy poprzednich transportach ludzi zabrano do autobusów, rzeczy na samochody ciężarowe. Prosiłem braci Jakuba i Szymona Dudelzaków, zabranych w tym transporcie, by napisali do mnie na Pawiak, dokąd jadą oraz o warunkach miejscowych. W czerwcu 1943 nadeszła do mnie karta od jednego z nich, datowana z czerwca, kilkanaście dni przed nadejściem do mnie, wysłana z Berlina, w której pisał mi, iż transport jedzie do Hanoweru.
Karty tej obecnie nie posiadam.
W październiku 1943 roku opowiadano mi, iż z tego transportu w Berlinie uciekło dwóch młodych chłopców: Sztark i drugi, którego nazwiska nie pamiętam, ponieważ transport skierowano do obozu śmierci w Bergen-Belsen, a nie do Hanoweru. Obaj chłopcy nie żyją.
Powróciła do kraju grupa Żydów obywateli palestyńskich z obozu Bergen-Belsen. Słyszałem, iż oni opowiadali, że grupa Żydów obywateli amerykańskich została wymordowana w Bergen-Belsen.
Po odejściu tego transportu nie było już na Pawiaku Żydów z getta, czekających na wyjazd z aus Forderungspapiere. Getto było obstawione. 19 kwietnia 1943 wybuchło tam powstanie.
W czerwcu 1943 roku (daty dokładnie nie pamiętam), z Hotelu Polskiego odszedł jeszcze jeden transport Żydów do Hanoweru. Liczby osób wysyłanych oraz ich nazwiska są mi nieznane.
O losie tej grupy nic mi nie wiadomo, nie słyszałem jednak, by ktoś z wysłanych wrócił lub przesłał o sobie wiadomości.
W czerwcu 1943 umieszczono na Pawiaku grupę Żydów obywateli argentyńskich jako internowanych. Byli w tej grupie Mieczysław Orlean, przed wojną właściciel wytwórni opakowań blaszanych na Woli; Anita Orzech, córka brata dr. Orzecha, jednego z przywódców Bundu oraz małżeństwo, którego nazwiska nie pamiętam. Grupę tę zwolniono 30 lipca 1944 roku.
Słyszałem, iż wszyscy zginęli podczas powstania warszawskiego.
Jeszcze przed utworzeniem Hotelu Polskiego władze niemieckie wydały rozporządzenie, by obywatele amerykańscy aryjczycy zgłosili się do gestapo (al. Szucha 25). Grupę przywieziono na Pawiak, umieszczono w kaplicy na Serbii i trzymano cztery do sześciu tygodni, następnie zwolniono.
13 lipca 1943 między godziną dwunastą a trzynastą widziałem, jak na podwórze więzienia na Pawiaku wjechało kilka samochodów ciężarowych pod eskortą żandarmerii niemieckiej (Schutzpolizei). W samochodach widziałem Żydów – mężczyzn, kobiety i dzieci. Mieli ze sobą rzeczy. Kazano przywiezionym wysiąść na placu za kotłownią, naprzeciwko nasypu z żużlu. Wysiadła grupa licząca 350 – 400 osób. Rozpoznałem tam znajomych Żydów z Warszawy: Brotta, przed wojną kupca branży meblowej z ul. Muranowskiej 42 (właściciela domów przy ulicy Nowolipki 42 i Karmelickiej 12); Liwazera, przed wojną właściciela fabryki guzików przy ul. Kaczej 7 i sklepu z guzikami przy ul. Nalewki 29, właściciela domu przy ul. Dzielnej 43. Tego samego dnia przed wieczorem gestapowcy przebywający stale na terenie Pawiaka Oberscharführer Sander i Hauptscharfürer Bürker przeprowadzili segregację przywiezionych, sprawdzając aus Forderungspapiere. Okazało się, iż posiadających papiery było około 130. Tę grupę zaprowadzono do budynku gospodarczego, gdzie przebywali internowani obywatele argentyńscy, Orlean i inni. Pozwolono im zabrać ze sobą rzeczy. Widziałem w grupie około 130 Żydów, posiadających papiery wzywające, znalazł się także Guzik. Pozostałych, nieposiadających aus Forderungspapiere, umieszczono w celach VIII Oddziału na Pawiaku.
W dniu 14 lipca 1943 roku około godziny 7.30 po apelu gestapowcy Sander Friwird i Albert Albers wyprowadzili na podwórze z celi VIII Oddziału umieszczoną tam dnia poprzedniego grupę Żydów i ponownie przeprowadzili segregację. Później dowiedziałem się, iż pytano Żydów o zawód. Wybrano z grupy 15 rzemieślników (szewców, krawców, itd.), między innymi Lacha (zginął), Stanisława Wróblewskiego (obecnie w Wenezueli), Mariana Gerszmana (obecnie w Stuttgarcie), Brotta (zginął), Sztarka – tego samego, który uciekł w Berlinie z transportu do Bergen-Belsen (obecnie nie żyje), Handelsmana (zginął). Frydman wyjechał z transportem do Hanoweru i zginął. Wybranych 15 mężczyzn skierowano do IV Oddziału, celi nr 166, do grupy Żydów zatrudnionych w warsztatach na Pawiaku, w której ja się znajdowałem. Pozostałych odprowadzono do cel nr 257, 258 i 259 w Oddziale VIII.
Pracowałem w tym czasie jako pomocnik szofera. 15 lipca 1943 około jedenastej przyjechałem samochodem ciężarowym wraz z szoferem Niemcem Arctem przed główną bramę Pawiaka. Zobaczyłem, iż na ulicy Dzielnej od bramy głównej Pawiaka (przy Dzielnej 24/26) poprzez jezdnię, do bramy posesji nr 27 przy Dzielnej stoją dwa szpalery żandarmów. Po obu stronach ulicy stali żandarmi pojedynczo, w pewnych odstępach. Żandarmi zatrzymali samochód i kazali nam czekać pod bramą. Pozostałem w samochodzie, przy czym żandarmi kazali mi patrzeć w stronę ulicy Karmelickiej, tj. w kierunku przeciwnym od stojącego szpaleru żandarmów. Położyłem się w samochodzie i mimo zakazu spojrzałem w kierunku szpaleru. Zobaczyłem, iż z bramy Pawiaka Oberscharführer Alfred Albers, trzymając pejcz w ręku, pędzi przed sobą grupę Żydów, około dwudziestu mężczyzn, w kierunku bramy domu nr 27 przy ulicy Dzielnej. W grupie pędzonych rozpoznałem Liwszera, o którym wyżej wspomniałem. Równocześnie z podwórza Pawiaka słyszałem krzyki kobiet Żydówek z dziećmi, dochodzące z bliskiej odległości. Jak się zorientowałem, kobiety i dzieci stały między budynkiem męskiego oddziału Pawiaka a murem ogrodzenia więzienia od strony ulicy Dzielnej. Zaraz po tym, gdy zobaczyłem, jak Albers pędził grupę mężczyzn, posłyszałem seryjne strzały z MP, a po nich pojedyncze strzały.
Strzały słyszałem wyraźnie.
Po przepędzeniu Żydów mężczyzn z Pawiaka do bramy domu przy Dzielnej 27 widziałem, jak Albers pędził kobiety i dzieci. Po przepędzeniu każdej grupy słyszałem strzały. Trwało to od godziny jedenastej do trzynastej. Domyśliłem się, iż na podwórzu posesji przy Dzielnej 27 mordują pędzonych tam Żydów. Na podwórzu tej posesji przedtem wielokrotnie odbywały się egzekucje więźniów z Pawiaka.
Pracując jako pomocnik szofera i blacharz na Pawiaku, nieraz owijałem blachą paczki, które Albers wysyłał do Niemiec. Widziałem wtedy, iż paczki były adresowane do Solingen in Hahn, Wassenkampf 12/8. Adresy Albersa i gestapowców Frivida, Sandera, Pitscha, komendanta więzienia i innych przekazałem Polskiej Organizacji Podziemnej za pośrednictwem strażnika Karola Piłki.
Po wprowadzeniu samochodu na podwórze więzienia zdążyłem jeszcze na obiad, spóźniony z powodu egzekucji. Była godzina trzynasta. Po wjechaniu na podwórze więzienia, zobaczyłem, iż wszystkie wejścia do budynków są zamknięte i oprócz gestapowców i Ukraińców nikogo na podwórzu nie ma. Udałem się do swego warsztatu przy oranżerii i zastałem drzwi zamknięte. Jak się później okazało, klucz zabrał gestapowiec. Pozostałem na podwórzu przy furtce – wyjścia z oddziału męskiego Pawiaka na Serbię, skąd widziałem główną bramę wjazdową. Zobaczyłem wtedy, iż samochód ciężarowy, którym jeździłem, zaopatrujący zwykle Pawiak w żywność, pusty wjeżdża w bramę na ulicy Dzielnej. Po kilku minutach samochód wrócił naładowany ubraniami i bielizną. Domyśliłem się, iż są to ubrania i bielizna Żydów zamordowanych na terenie posesji przy Dzielnej 27.
Następnego dnia, 16 lipca 1943 roku, przybył na Pawiak oddział Kommando Befehlsstelle Strafkommando, kwaterujący przy ul. Żelaznej 101/103. Oddział składał się z żandarmów, którzy przeprowadzili egzekucję oraz z grupy około 12 – 15 Żydów z Łodzi, używanych do palenia zwłok. Ta grupa Żydów zajęła się paleniem zwłok na podwórzu domu przy Dzielnej 27. Widziałem, jak Żydzi z tej grupy znosili tam kłody drzewa, a następnego dnia wieczorem czułem charakterystyczny zapach palonych zwłok i widziałem dym unoszący się z podwórza tej posesji. Z grupy Żydów używanych do palenia zwłok trzech uciekło i dzięki temu pozostali przy życiu.
Nazwisk ich nie znam. W 1945 roku spotkałem ich w Łodzi.
W kilka dni po egzekucji w dniu 15 lipca, gdy zwłoki zostały już spalone, zaczęto rozbierać dom nr 27 przy Dzielnej. Następne egzekucje więźniów z Pawiaka i innych odbywały się już na terenie dawnego welodromu przy ul. Nowolipki 29 i przejście Nowolipki 32 i 34.
Grupa Żydów przeprowadzonych na Pawiak z Hotelu Polskiego, posiadających aus Forderungspapiere została wywieziona, jak ogłoszono, do Hanoweru, w dwóch partiach. Pierwsza część wyjechała w sierpniu 1943 roku. Od wywiezionych w transporcie, z Berlina nadeszło na Pawiak do pozostawionych krewnych i przyjaciół w grupie internowanych kilka kart pocztowych. Pisały te osoby, iż z Berlina transport ma udać się do Hanoweru.
Czy grupa dojechała do Hanoweru i jaki los ją spotkał, tego nie wiem.
Druga część grupy z Pawiaka wyjechała w październiku 1943 roku, jak mówiono, do Hanoweru. Z grupy ostatniej Niemcy zwolnili Guzika, widziałem, jak wychodził z Pawiaka. Guzik już w 1946 roku zginął w czasie katastrofy samolotowej. Dotychczas nie spotkałem nikogo z grupy wysłanych wtedy do Hanoweru i nie słyszałem, by ktoś otrzymał od nich wiadomość.
Na tym protokół zakończono i odczytano.
(Załącznik: szkic sytuacyjny Pawiaka i posesji przy ul. Dzielnej 27)