HELENA HELICZER

Warszawa, 10 marca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Heliczer z d. Mester
Imiona rodziców Michał i Zofia z d. Mester
Data urodzenia 27 lipca 1890 r. w Jeziernie, woj. tarnopolskie.
Wyznanie mojżeszowe
Wykształcenie szkoła powszechna
Miejsce zamieszkania Ząbkowice Śląskie, ul. Rynek 4
Zawód przy córce Zofii Andeskiej
Przynależność państwowa polska, narodowość żydowska

Potwierdzając zeznanie złożone przez moją córkę Cecylię Cajmer w dniu dzisiejszym dodaję, co następuje: opowiadał mi nieżyjący obecnie kuzyn Józef Heliczer, iż we wrześniu 1942 roku widział, jak Dyga po ucieczce więźnia z Czortkowa własnoręcznie zastrzelił innego więźnia koło domu, gdzie mieszkał.

Nazwiska zastrzelonego nie znam.

Przed wyjazdem mej córki Cecylii Cajmer z Jezierny w dniu 10 października 1942 roku, zostało rozklejone rozporządzenie (Anordnung) podpisane przez szefa SD w Tarnopolu wzywające, by ludność żydowska pod groźbą śmierci razem z dobytkiem przeszła do Zborowa, gdzie utworzono getto. Ukrywający się Żydzi i osoby ich ukrywające miały być rozstrzelane. Nie chcąc iść do getta, razem z mężem udaliśmy się do obozu pracy kierowanego przez miejscowe SS pod nadzorem kapo Żyda, który pilnował grupy przy pracach budowlanych. W tym czasie Dyga ze swoim obozem przeniósł się pod Tarnopol.

W listopadzie 1942, po powrocie, Dyga wpadł do naszego obozu, zbił kapo, a wszystkich mężczyzn, mnie i jeszcze jedną kobietę, Lonferową zabrał do obozu, pozbawiając rzeczy. W obozie pod groźbą zastrzelenia wymusił oddanie złota, zabrał mężczyznom nawet buty i włączył ich do swojej grupy. Mnie i Lonferowej kazał udać się do getta, odgrażając się, że jeśli nas zobaczy jeszcze, to zostaniemy rozstrzelane.

Od października 1942, po wysiedleniu Żydów do getta, Dyga utworzył obóz dla kobiet przy swoim obozie. Chcąc być bliżej męża, gdy dowiedziałam się, że jest on chory na tyfus, udało mi się z getta dostać do obozu dla kobiet.

1 stycznia 1943 dostałam się do osobnego domku, gdzie leżeli chorzy. Było ich kilkudziesięciu, leżeli na pryczach i na podłodze, panował straszny brud. Wszystkich chorych obsługiwało dwóch sanitariuszy i jeden lekarz obozowy, dr Tenenbaum, którego siostra nieoficjalnie gotowała chorym. W szpitalu żadnych lekarstw nie było. Mąż mój umarł 2 stycznia. Z chorych, którzy leżeli z mężem, jak się później dowiedziałam, wyzdrowiało około dziesięciu.

Pozostałam w obozie dla kobiet. Dyga przychodził do nas co dzień, bił więźniarki za najdrobniejsze przewinienia, a nieraz bez powodu. Chodząc do pracy, widziałam często w ogródku zwłoki powieszonych Żydów.

W czasie, gdy mąż jeszcze żył, pierwszego czy też drugiego [stycznia] 1943 (daty dokładnie nie pamiętam), do obozu przywieziono z Kozłowa staruszka w wieku około 80 lat, ojca aptekarza. Jak mi opowiadano, rodzina aptekarza uciekła i ukryła się, jedynie starzec został ujęty. Na rozkaz Dygi postawiono starca tylko w ubraniu, bez płaszcza, w bramie obozowej, zabraniając wszystkim zbliżać się do niego. Starzec stał cały dzień. Słyszałam, jak jęczał, a nocą zamarzł.

Wiosną 1943 (daty dokładnie nie pamiętam) słyszałam, iż w czasie zabawy u siebie w domu Dyga wszedł do obozu, wybrał trzech więźniów Żydów i zastrzelił ich. Zginął wtedy Bernard Heliczer, brat mego męża i dwóch więźniów nieznanych mi. Opowiadała mi o tym Leżańska (zam. w Świebodzicach, pow. Świdnica, Dolny Śląsk, ul. Rynek 13, apteka, u córki Stefanii Torskiej).

23 lutego 1943 roku, za zezwoleniem władz obozowych, przeniosłam się do getta w Czortkowie, gdzie przebywała moja druga córka. W kwietniu 1944, po powrocie do Jezierny, udałam się na cmentarz żydowski, rozmawiałam z żoną grabarza (nazwiska nie znam), która pokazywała mi miejsce, gdzie spalono zwłoki po likwidowaniu przez Dygę więźniów w obozie.

Miejsca grobu męża nie odnalazłam. Cmentarz był zdewastowany, groby nieoznaczone, ponieważ Niemcy używali płyt nagrobnych z cmentarza żydowskiego do budowy szosy.

Na tym protokół zakończono i odczytano.