JANINA KĄDZIAŁKO

Warszawa, 9 lutego 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Janina Kądziałko z d. Kozak
Data i miejsce urodzenia 10 września 1906 r. w Warszawie
Imiona rodziców Jan i Helena z d. Łomot
Zawód ojca dozorca domowy
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zawód urzędniczka państwowa
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Chmielna 64 m. 7
Karalność niekarana

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie na ulicy Królewskiej przy Krakowskim Przedmieściu. Niemcy kazali wszystkim przechodniom wejść do narożnego domu, zdaje się, że nr 7 czy 11, przy ul. Królewskiej. Nie można było się poruszać nawet po podwórzu tego domu, gdyż Niemcy strzelali do każdego, kto się pokazał. Przebyłam trzy dni powstania w kawiarni od Krakowskiego Przedmieścia i na schodach. 4 sierpnia 1944 roku około godz. jedenastej wpadli Niemcy – Wehrmacht – do naszego domu od ul. Królewskiej i kazali wszystkim wyjść na ulicę. W bramie zostaliśmy zrewidowani. Ustawili nas w ósemki czy dziesiątki i tak wprowadzili w ul. Krakowskie Przedmieście. Tutaj dołączyli do nas mieszkańców z domów Krakowskiego Przedmieścia. Po wyprowadzeniu ludności domy podpalali. Przy uniwersytecie otoczyły nas czołgi. Przy pomniku Kopernika zatrzymali całą tę wielką grupę, liczącą do pięciuset osób. Niemcy zaczęli wyprowadzać ludność także z ul. Oboźnej, strzelając do opornych. Zabili wówczas jakiegoś mężczyznę. Ludzi starszych, chore osoby, które nie mogły iść, zostawiali w domach, ale jednocześnie domy podpalali.

Wybrali dziesięć czy dwanaście osób, tak mężczyzn, jak i kobiet, którym kazali rozebrać barykadę na rogu Świętokrzyskiej i Czackiego. W Świętokrzyską wjechał jeden czołg, drugi i piechota niemiecka stała u wylotu Świętokrzyskiej. Reszta ludzi została ustawiona naprzeciw wylotu Świętokrzyskiej pod ścianą parterowego domu. Staliśmy tu nie mniej niż dwie godziny. Osoby popędzone do rozbierania barykady dostały się na stronę powstańców. Jak słyszałam, tylko jeden mężczyzna z tej grupy został zabity przez Niemców, a trzy osoby były ranne. Niemcy musieli się wycofać. Poprowadzili nas na plac Saski. Tutaj odłączyli od nas około dwustu osób, które wprowadzili do domu przy banku amerykańskim przy ul. Królewskiej.

Co się z tymi ludźmi stało, nie wiem.

Nam kazali trójkami czy parami iść alejką wzdłuż ul. Królewskiej, osłaniając Niemców, którzy zza naszych pleców strzelali do powstańców na Królewskiej. Z okiem domów powstańcy strzelali do Niemców. W ten sposób doszliśmy do rogu Marszałkowskiej. Tutaj na dużym trawniku było stanowisko karabinów maszynowych, skierowanych w ul. Marszałkowską. Było tu wielu rannych i zabitych Niemców. Część naszej grupy musiała zabrać rannych i zabitych, reszta zaś ich osłaniała. Razem z rannymi Niemcami wycofaliśmy się z powrotem do fontanny. Tutaj kazali złożyć przyniesionych rannych i zabitych i rozkazali nam pójść główną aleją do placu Żelaznej Bramy. Mężczyźni wyważyli zamkniętą bramę parkową i w ten sposób wydobyliśmy się na stronę powstańczą.

Dostałam się, nie pamiętam już, jakimi ulicami, do ul. Złotej, którą przeszłam na drugą stronę Marszałkowskiej i dostałam się na ul. Mazowiecką po stronie nieparzystej. Tutaj przebywałam do kapitulacji. 7 października 1944 roku wyszłam z grupą cywilów Alejami Jerozolimskimi i Grójecką do Dworca Zachodniego, skąd zostaliśmy wywiezieni do Pruszkowa.

Na tym protokół zakończono i odczytano.