WINCENTY PTASZYŃSKI

Po wkroczeniu Sowietów do Polski zaczęli wmawiać w naród, że Polska już nigdy nie wróci. Nałożyli olbrzymie podatki, aby zmusić ludność do kołchozu. W 1940 i 1941 r. zaczęli chłopców 1918 i 1919 rocznik brać przymusowo do swej armii. W razie ucieczki od poboru likwidowali gospodarkę i rodzinę wywozili na Sybir. Mnie też zabrali do wojska 4 maja 1941 r. Byłem w wojsku do wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej, niespełna dwa miesiące. Gdy wybuchła wojna, wszystkich Polaków znajdujących się w ich armii wzięli do przymusowych robót. Tam nas traktowano jak niewolników.

Życie w obozie przymusowej pracy było bardzo przykre. Bieliznę raz na miesiąc zmieniali i do kąpieli też raz na miesiąc. Ubranie grubsze zabrali przy zwolnieniu z wojska, w jednych bluzkach musieliśmy robić na mrozie do 40 stopni. Normy wyrobić było trudno, bo ziemia była zamarznięta do dwóch metrów, a trzeba było wykopać cztery metry kubiczne. W razie nie wykopiesz, to jedzenia nie dadzą i nie puszczą cię dotąd, aż póki nie zrobisz.

Pracować było ciężko, bo każdy był osłabiony z braku [nieczytelne] i nieprzyzwyczajony prawie goły być 12 godzin i więcej na sybirskim mrozie. Mieszkaliśmy w barakach, do których jak pójdzie deszcz, to trzeba było wodę wiadrami wynosić. Spaliśmy na gołych deskach i bez żadnego przykrycia.

Pomoc lekarska była kiepska, a zresztą zaświadczenia lekarskiego oni nie przestrzegali, bo jeden chłopak był dłuższy czas chory i, mimo że był u lekarza i był naprawdę chory, wygnali go do pracy. On nie odszedł nawet 200 m i umarł na drodze.

Byłem w obozie do 22 lutego 1942 r., a wtedy wstąpiłem do armii polskiej.