PIOTR WERDUM

Kan. Piotr Werdum [?], 32 lata, biuralista, kawaler; 3 Kompania Pułku Artylerii Lekkiej.

W grudniu 1939 r. zostałem aresztowany w moim domu przez NKWD pod zarzutem przynależenia do różnych polskich organizacji społecznych oraz przekroczenia granicy [linii] demarkacyjnej.

Osadzony zostałem w więzieniu w Rawie Ruskiej, gdzie przebywałem trzy tygodnie. Stąd wywieziono mnie do więzienia we Lwowie, gdzie przebywałem pięć tygodni. W marcu 1940 r. wywieziony [zostałem] z więzienia we Lwowie do Rosji i osadzony w więzieniu w Dniepropietrowsku. W lipcu 1940 r. zostałem skazany wyrokiem zaocznym na pięć lat ciężkich robót w łagrze i w tym czasie wywieziony do więzienia w Charkowie, gdzie przebywałem trzy tygodnie. Stąd wywieziony na Północ, do archangielskiej obłasti, oniegskiego [oneżskiego] rejonu i tam byłem zatrudniony przy bardzo ciężkich robotach ziemnych i leśnych.

Praca w tym łagrze była bardzo ciężka, ponieważ norm, jakie tam były, nie można było wyrobić. Na przykład na 35 ludzi mogło wyrobić normy zaledwie czterech do sześciu, a jeżeli kto nie wyrobił normy, nie otrzymywał obiadu, lecz tylko 30 dag czarnego chleba, śniadanie i obiad składające się z pół litra bardzo rzadkiej zupy z owsa bez jakichkolwiek tłuszczów lub klusek ([nieczytelne]) z bardzo ciemnej mąki, bardzo często bez soli.

Ubrania początkowo nikt nie otrzymywał, pracował w tym, które miał z Polski. Gdy zostało zupełnie zniszczone, otrzymywał ubranie watowane, przeważnie stare, i kalosze ze starych opon samochodowych.

Nogi w zimie trzeba było owijać szmatami, których często brakowało. W zimie mimo dużych mrozów, które dochodziły do 50 stopni, wyrzucano ludzi chorych i na pół nagich z baraków do roboty. Z tego powodu było dużo odmrożeń.

Co do opieki lekarskiej, w ogóle tam nie było. Był wprawdzie sanitariusz (lekpom), człowiek, który nie posiadał najmniejszego wyszkolenia w kierunku leczenia chorych, albo badania lekarskie przeprowadzał naczelnik tej kolonii, który również nie miał najmniejszych kwalifikacji do leczenia chorych.

Najwięcej ludzi chorowało na krwawą dyzenterię z powodu picia wody, która była bardzo szkodliwa, mimo jej przegotowania. Z powodu chorób, na krwawą dyzenterię umierało czterech do sześciu ludzi tygodniowo.

Baraki, w których mieszkałem, były zbudowane z okrągłego drzewa, na gruncie bagnistym, dach i ściany podziurawione. Wewnątrz baraku były piętrowe prycze z półokrągłego drzewa. Baraki te miały po jednym oknie o wymiarach pół na pół metra, tak że prawie cały dzień wewnątrz było ciemno. Z powodu tego, że dach był podziurawiony, a na wiosnę padały bardzo często deszcze, podczas spania woda ciekła na ludzi. W baraku o wymiarach 13 na 5 [m] mieszkało ok. 120 ludzi. Koce i sienniki mało kto otrzymywał. Większość ludzi spała w tych ubraniach, w których pracowała. Nie brakowało tam mnóstwa wszy. Wielu ludzi w nocy nie spało, bijąc przy latarni wszy, mimo uciążliwej pracy trwającej od szóstej rano do ósmej wieczorem.

Polacy, którzy w dniu święta Wielkiejnocy nie chcieli pójść do pracy, zostali osadzeni w karcerze, gdzie nie otrzymywali wody i żywności.

W więzieniu w Charkowie przez trzy tygodnie spałem na podwórzu mimo zimna i deszczów, jakie były w tym czasie, ponieważ cele więzienne były przepełnione.

1 września 1941 r. zostałem zwolniony z łagru i wyjechałem do Taszkentu, ponieważ dowiedziałem się, że tam organizuje się armia polska. Po przyjeździe zostałem poinformowany, że tu armia nasza nie organizuje się, a rozmawiając z Polakami, którzy byli w Taszkencie, dowiedziałem się, że byli u ambasadora Polski, który radził im, żeby na razie jak kto może, utrzymywał się na własną rękę, gdyż nie posiada funduszów, by pomóc Polakom. Wróciłem do czkałowskiej obłasti, gdzie pracowałem w kołchozie.

W lutym 1942 r. wyjechałem do Ługowaji [Ługowoje], gdzie wstąpiłem ochotniczo do armii polskiej do 10 Dywizji, która tam się organizowała.

Dodatkowo podaję, że w łagrze tym zmarł na krwawą dyzenterię niejaki Adamczyk ze Lwowa, z zawodu tramwajarz.

17 marca 1943 r.