JAN ZAWADZKI


Jan Zawadzki, ur. 7 marca 1923 r. w Białymstoku, został przesiedlony do Rosji 13 kwietnia 1940 r.


Przeniesienie mnie do Rosji odbyło się w taki sposób. 13 kwietnia 1940 r. w nocy o godz. 1,00 przyjechała samochodem pod nasz dom policja rosyjska i obstawiła dom żołnierzami, a dwóch żołnierzy, czterech policjantów i dwóch Żydów polskich zaczęło w mieszkaniu robić rewizję. Mówili, żebyśmy oddali broń dobrowolnie, lecz po długim szukaniu nic nie znaleziono. Kazali nam się ubierać i powiedzieli, żebyśmy z sobą nic nie brali, bo oni sami to dla nas przyślą czy sprzedadzą i pieniądze dla nas prześlą. I mówili, że my daleko nie jedziemy, tyko na wieś, bo nam w mieście nie wolno mieszkać.

O 2.00 w nocy załadowano nas do pociągu za stacją w Białymstoku i czekaliśmy do godz. 20.00 bez żadnego jedzenia.

O 20.20 wyjechaliśmy z Białegostoku i przez 15 dni jechaliśmy bez przerwy. Przez całą drogę zupę dostaliśmy tylko pięć razy.

Zawieźli nas do Kazakstanu [Kazachstanu], pawłodarskiej obłasti, i tam nas wysadzili. W Pawłodarze byliśmy dwa dni i odwieźli nas na wieś do kołchozu, 200 km od kolei. Wysadzili nas pod gołym niebem i mówili, żebyśmy mieszkania sami sobie szukali u kołchoźników.

Po długim szukaniu znaleźliśmy mieszkanie za 30 rubli.

Przez dwa miesiące mieliśmy jeszcze co jeść, bo mieliśmy trochę pieniędzy i ostatnie ubranie zamienialiśmy na chleb. Po paru miesiącach dali robotę dla mnie w kuźni za [mołotobojca], zarabiałem 80 rubli na miesiąc i 40 dag chleba [dziennie]. Po czterech miesiącach pracy w kuźni zostałem zwolniony z pracy i nasza cała rodzina została bez kawałka chleba przez całą prawie zimę. Na wiosnę dostałem się do roboty do kołchozu i tam pracowałem jako kołchoźnik. Dawali tylko jedzenie, a oprócz tego nic więcej, bo liczyli nas jako niewolników.

Po tej całej pracy [w] kołchozie, kiedy się ona skończyła, zagnali nas do lasów w zimie, piłować drzewo. Normę wystawili osiem metrów w dzień. Pracowałem w lesie dotąd, dopóki do nas nie przyszły wiadomości, że Polska z Rosją umowę zrobiła.

Po naszej amnestii dostaliśmy paszporty i zaraz pojechałem do Wojska Polskiego, a matkę zostawiłem w Rosji, teraz nic nie wiem, czy żyje jeszcze. Pozostała bez niczego, prawie goła i boso.

Do wojska pojechałem 1 lutego 1942 r. O ojcu żadnej wiadomości nie mieliśmy. Jak poszedł 10 września 1939 r. z policją na front, to został złapany do niewoli rosyjskiej.

8 marca 1943 r.