EUGENIA RADZIKOWSKA

Warszawa, 13 grudnia 1945 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadek została uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy oraz o znaczeniu przysięgi. Sędzia odebrała od niej przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Eugenia Radzikowska
Data i miejsce urodzenia 9 listopada 1901 r. w Warszawie
Imiona rodziców Zygmunt i Bronisława
Miejsce zamieszkania Warszawa, al. 3 Maja 14 m. 67
Zajęcie urzędniczka Ubezpieczalni Społecznej
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W 1944 roku mieszkałam wraz z mężem Antonim Godzisławem, matką i synem Jerzym przy ul. 6 Sierpnia 11 m. 17. W dniu 6 maja 1944 roku mąż mój o godzinie osiemnastej, po powrocie z biura, udał się na działkę naszą położoną na Polu Mokotowskim w pobliżu Wojskowego Szpitala Okręgowego przy ul. Wawelskiej. Po wyjściu z domu mąż nie wrócił. O godzinie 18.20 posłyszałam strzały dochodzące z Pola Mokotowskiego. W tym czasie przyszła do mnie Maria Jaroszowa (obecnie zam. ul. Kielecka 21 m. 3) i powiedziała, że coś się dzieje na działkach Pola Mokotowskiego i żebym tam nie chodziła. Mówiąc to, nie wiedziała, że mój mąż się tam znajdował.

Natychmiast udałam się w kierunku Pola Mokotowskiego i w alei Piłsudskiego, o 230 kroków od ul. Polnej, po stronie prawej idąc w kierunku alei Niepodległości, zobaczyłam leżące na ulicy ciało męża, który już nie żył. Obok niego stali Niemcy w zielonych mundurach, nie rozpoznałam, czy gestapowcy czy wojskowi.

Żadnego z tych Niemców nie znam z nazwiska.

Na pytanie moje, za co to się stało, żołnierze krzyknęli na mnie, że mąż był bandytą i przy nim broń znaleźli. W tym momencie samochodem przyjechało około 14 żandarmów z rozpylaczami w ręku. Zbliżyli się do miejsca, gdzie stałam obok zwłok męża. Wówczas poszłam do domu.

Idąc wtedy, nie widziałam po drodze żadnych trupów.

Starałam się dowiedzieć o przebiegu zdarzenia. Dowiedziałam się od sąsiada działkowego, którego nazwiska nie pamiętam, ale o ile będę mogła, to ustalę i zawiadomię ob. Sędziego, że o godzinie osiemnastej z minutami rozpoczęła się strzelanina na Polu Mokotowskim i kilkudziesięciu wojskowych Niemców biegło za uciekającym osobnikiem w jasnym palcie, który się schronił jakoby na teren Szpitala Wojskowego przy ul. 6 Sierpnia. Osobnik ten przebiegał obok mego męża i świadka, o którym mówię, na kilka minut przed wojskowymi. Wojskowi, którzy nadbiegli, zrewidowali męża mego i sąsiada działkowca, szukając broni. Oczywiście nie znaleźli i pobiegli dalej. Kiedy strzelanina ucichła, sąsiad działkowy poszedł w kierunku alei Niepodległości, mąż mój skierował się w stronę domu, tj. ul. 6 Sierpnia, idąc drogą przez środek działek. Tyle dowiedziałam się od wymienionego sąsiada.

O dalszym ciągu zajścia informował mnie drugi działkowiec, którego nazwiska również nie znam i nie będę mogła ustalić, ponieważ nie mam z nim kontaktu. Ten drugi opowiadał mi, iż widział męża mego zdążającego w stronę ul. 6 Sierpnia w środku drogi pomiędzy działkami, gdy nagle padł strzał i mąż mój upadł. W tym czasie podbiegli do niego Niemcy, kazali mu podnieść ręce do góry i bili go po głowie, podprowadzili w aleję Piłsudskiego i kazali położyć się na ziemi. Tyle widział ten działkowiec ze swojej działki.

W tym czasie i przedtem była wielka strzelanina na Polu Mokotowskim i w alei Piłsudskiego, przechodziła ta strzelanina polami i wszyscy działkowcy, gdy była strzelanina, leżeli na ziemi.

Mówiono mi, nie pamiętam konkretnie kto, iż zostało tam rozstrzelanych 18 osób. O dalszych losach męża i zajściu słyszałam od lekarza weterynarii, nazwiska którego również nie znam, lecz będę mogła się dowiedzieć i zawiadomię ob. Sędziego w najbliższym czasie.

Mówił mi on, iż leżał na ziemi na alei Piłsudskiego na chodniku naprzeciw mego męża i był świadkiem, jak podjechała czarna limuzyna, wyszło z niej trzech Niemców, podeszli do męża i widocznie kazali mu podnieść się. Mąż podniósł się, coś do niego Niemcy mówili i jeden z nich strzelił mężowi w głowę z rewolweru, śmierć nastąpiła natychmiast. Mąż w chwili śmierci był ubrany w jasne palto.

W czasie tego zajścia został również rozstrzelany Jerzy Przetakiewicz na rogu Wawelskiej i alei Niepodległości, który również był ubrany w jasny płaszcz. Ojciec zamordowanego dr Henryk Przetakiewicz pracuje w kąpielisku miejskim w Romie w Warszawie, siostra zamordowanego Maria Przetakiewicz, która to odnalazła zwłoki brata. Oprócz tego w czasie tego zajścia został rozstrzelany Gepfert (imienia nie znam, może Jerzy), którego rodzina mieszkała przy ul. Mokotowskiej 11 oraz Bolesław Kałużyński, którego ojciec mieszkał przed powstaniem przy ul. 6 Sierpnia 32. Obecny w czasie zajścia na działkach był Zubrzycki, prezes ogródków działkowych Mokotów-Północ (obecnego adresu ani imienia nie znam i nie wiem, co się z nim dzieje).

Ciało mego męża odebrałam z prosektorium i pochowałam na Cmentarzu Powązkowskim.

Świadkiem części zajścia była ob. Maria Żukowska (zam. przy ul. Kieleckiej 21 m. 3). O zajściu mogliby powiedzieć dużo mieszkańcy domu przy ul. Lekarskiej 6, ponieważ sześć osób było rozstrzelane na rogu ul. Wawelskiej i Lekarskiej, gdzie teraz stoi krzyż pamiątkowy.

Odczytano.