JAN DUCHNOWSKI

Warszawa, 4 grudnia 1945 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Duchnowski
Wiek 37 lat
Imiona rodziców Szczepan i Emilia z d. Gafkarka
Zajęcie pracownik Polskiego Radia, magister praw
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Puławska 49 m. 3
Karalność niekarany

7 września 1945 roku wróciłem do Polski z obozu w Bergen-Belsen. Poprzednio od października 1943 roku przebywałem w więzieniu w Łomży, potem w Białymstoku (przezpięć miesięcy), od lutego 1944 w obozie koncentracyjnym w Stutthofie i od maja 1944 w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie aż do wyzwolenia.

Przywiozłem do kraju szereg zapisanych przeze mnie opowiadań, stwierdzonych podpisem przez osoby opowiadające, dotyczących warunków w obozach koncentracyjnych i więzieniach na terenie Polski i Niemiec. Między innymi posiadam podpisane opowiadanie Stanisławy Michalik z Terespola, województwa lubelskiego, która prawdopodobnie przebywa obecnie w Szwecji. Zeznanie dotyczy między innymi jej pobytu w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück.

Streszczając wymienione zeznania podaję: Stanisława Michalik należała do tzw. transportu lubelskiego, który to transport jako polityczny był traktowany specjalnie. Michalik pracowała bardzo często przy wożeniu węgla taczkami, noszeniu cementu w cetnarowych workach i przy przenoszeniu kamieni. W obozie panowały zimno i głód. Więźniarki nie miały ciepłego ubrania. Jedzenie składało się z 30 dekagramów chleba dziennie i obiadu w postaci zupy, której ilość często wynosiła ćwierć litra. W niektórych miesiącach dawano zupy nieco więcej, po trzy czwarte litra na osobę. Często stosowano kary w postaci wstrzymania wydawania obiadów. Kary takie stosowano np. za wyjście oknem, względnie zdeptanie trawnika.

W dzień święta Wielkiej Nocy 1942 roku więźniarki pracowały cały dzień, obiadu im nie wydano. W lutym 1943 komenda obozu w czasie apelu zaproponowała Polkom wstępowanie do domu publicznego, tzw. puffu. Propozycja pozostała bez skutku, kobiety odmówiły, za co zostały ukarane wstrzymaniem paczek na przeciąg dwu tygodni. Tłumaczka Jadwiga Kamińska, która odważyła się to stanowisko kobiet przetłumaczyć komendantowi, została za to osadzona w bunkrze.

Często odbywały się egzekucje kobiet z transportu lubelskiego; ogółem z tego transportu do roku 1945 rozstrzelano około dwustu kobiet, ile osób zawierał transport, tego nie wiem.

Zimą roku 1945 były wypadki sterylizacji kobiet – Cyganek, w jakiej liczbie i kogo to dotyczyło, tego nie wiem.

Stanisława Michalik, jak mi mówiła, wiedziała o tym z rozmów w obozie. Od kogo słyszała, nie podała mi.

W lutym 1943 została wezwana do szpitala obozowego na operację doświadczalną. Wiedziała, po co ją tam wzywają, ponieważ już wcześniej odbywały się takie operacje w szpitalu obozowym. Chciała się ukryć, jednakże blokowa zmusiła ją do pójścia do szpitala.

Jak mi Michalik opowiadała, było kilka kategorii operacji doświadczalnych, o czym wiedziała z rozmów w obozie z osobami, których [nazwisk] mi nie podawała, a mianowicie: mięśniowe, zakaźne mięśniowe, kostne i zakaźno-kostne. Polegały one na wycinaniu mięśni lub kości oraz na hodowaniu bakterii. Operacje przeprowadzał prof. Gebhardt z Hohenlychen wraz ze swoim asystentem Fischerem. Na operacje brano zdrowe i młode kobiety. Michalik ma teraz 37 lat, była jedną ze starszych. Niektóre miały operacje powtarzane po kilka razy. Michalik przechodziła jeden raz operację kostną. Była ona niezwykle bolesna, morfina była jedynym środkiem kojącym ból. Operacja miała być powtórzona, ale na następne wezwanie Michalik nie stawiła się i potem udało jej się uniknąć zabiegu.

Michalik słyszała w obozie, lecz nie podała mi źródła, iż operacji obcięcia nóg została poddana dziewczyna narodowości ukraińskiej (nazwisko nieznane), która następnie została uśmiercona. Nogi tej dziewczyny, jak więźniarki sądziły, w celach doświadczalnych zabrał profesor Gebhardt do Hohenlychen.

Michalik mówiła mi, iż odczuwa wciąż ból w nogach przy dotknięciu, stawaniu na palcach i przy każdej zmianie pogody. Według jej opowiadania operowanych było 72 (siedemdziesiąt dwie) kobiety. W pięciu wypadkach po operacji nastąpiła śmierć.

Zmarły: Aniela Lefanowicz, Kazimiera Kurowska, Alfreda Prusówna, Zofia Kiecolowa, Weronika Kraska. Wobec zapowiadających się dalszych operacji kobiety zaprotestowały przed komendantem obozu, mówiąc iż wolą iść na śmierć niż na doświadczenia. Komendant odpowiedział, iż nic o operacjach nie wie. Po pewnym czasie ponownie wezwano 13 więźniarek na operacje, próbowały się nie stawić, co poczytano za bunt i przemocą ściągnięto sześć więźniarek do bunkra, przy czym zoperowano je w warunkach antysanitarnych. Reszta kobiet za karę za ukrywanie przeznaczonych na operacje została zamknięta w bloku na przeciąg czterech dni bez jedzenia i bez powietrza.

Gdy zbliżał się front sowiecki, kobiety operowane otrzymały zakaz opuszczania obozu. W kilka dni potem była próba zabrania ich z placu apelowego i w tym celu zostały obstawione kolumną SS-manów. Jednakże grupy pracujące, tzw. komanda wychodzące do pracy, zrobiły celowo zamieszanie, przez co operowane miały możność pouciekać na obce bloki. Od tego czasu operowane, rozumiejąc, iż władze obozowe chcą je zlikwidować, ukrywały się na obcych blokach, co było możliwe ze względu na napływanie nowych transportów i ruch w związku z tym.

Michalik udało się wyjechać z obozu po zmianie numeru i nazwiska, z transportem odchodzącym do Belsen. Na tym opowiadanie [jej] się kończy.

Odczytano.