EUGENIUSZ CZEKAJ

Szer. Eugeniusz Czekaj, ze Zdołbunowa.

17 września wojska sowieckie zajęły miasto, w którym mieszkałem przed wojną. Od chwili zajęcia prześladowania Polaków wzrastały ciągle. Przede wszystkim metodą ich było „przesiać Polaków przez gęste sito”, jak powiadają Sowieci. W tym celu przeprowadzili masowe aresztowania. Nawet ludność ewakuowana przez rząd polski z akcji wrześniowej, masowo spędzana pod bronią na zborne punkty, była poddana całkowitej rewizji oraz śledztwu, nieraz niewinnie uwięziona. Winni są temu częściowo „miejscowi milicjanci”, którzy poddani władzom sowieckim dobrowolnie zgłosili się do służby, celem fałszywych oskarżeń na osobników zdobywali sobie zaufanie u okupantów. Publicznie ogłosili i wyznaczyli termin złożenia broni palnej i białej, a nawet dopuszczali się do rewizji: np. zerwanie podłogi, ścian itd. Następnie została wydana rejestracja osób wojskowych, które były na froncie, co było podstępem [pretekstem] do aresztowania ich.

19 września 1939 r. został aresztowany mój ojciec, który służył w służbie śledczej Policji Państwowej. Osadzono go w Równem celem śledztwa.

Więzienia, w których osadzano Polaków, miały całkiem zabite okna, tylko od góry otwór na smugę światła.

10 lutego [1940 r.], będąc jeszcze w Polsce, byłem świadkiem przymusowego przesiedlenia osadników, którzy mieszkali obok miasta. Nocą kazali im się spakować i wywieźli na północ, do Wołogdy. Z listów otrzymanych od nich dowiedzieliśmy się, że pracują w lesie, na skutek braku ciepłej odzieży w drodze pomarzło dużo dzieci.

Widziałem przewożonych przez naszą stację aresztowanych, którzy byli osądzeni. Wieźli ich do łagrów. Byli to ludzie o wygolonych głowach, wychudzeni, głodni i tylko było słychać wołania: „wody” oraz bicie i stukanie w drzwi. Ludności polskiej nie można było podejść, gdyż żołnierze sowieccy nie dopuszczali.

13 kwietnia o godz. 3.00 przyjechał wóz oraz dwóch NKWD-zistów, którzy po dokładnej rewizji w mieszkaniu kazali nam spakować niektóre rzeczy i za godzinę być gotowym do wyjazdu. Podczas rewizji zabrali kilkadziesiąt srebrnych pieniędzy. Na stacji czekał szałon wagonów z dziurami, które służyły za ustępy, niemożliwych do użytku.

Do wagonów załadowano po 40 osób wraz z bagażem. Podczas postoju na dużej stacji dawali na wagon wiadro kaszy i wiadro gotowanej wody. Zabraniano rozmowy z ludźmi miejscowymi, a dopytujących się, co za jedni jesteśmy i skąd jedziemy, NKWD-ziści przytrzymywali. Na każdym postoju sprawdzali stan ludzi w wagonie, gdyż były wypadki, że kobiety uciekały.

Stacja, na której wyładowywaliśmy się, nazywała się Bułajew (KSRR), stąd zaś autami do kołchozów. Po wyładowaniu się na ulicy musieliśmy szukać mieszkania. Ludność wrogo nastrojona do Polaków, nie chciała przyjmować. Po kilku dniach wynajęliśmy pokój za 30 rubli. Po kilku miesiącach wydali nam paszporty, w których była narodowość, okoliczności pobytu, bez prawa wyjazdu. Coraz bardziej wzrastały pogłoski o tym, że Polacy otrzymują granaty zalane masłem oraz inne materiały wybuchowe przysyłane z Polski w paczkach żywnościowych.

Półtora roku minęło i władze sowieckie nie interesowały się życiem Polaków, niektóre kobiety z dziećmi [były] zmuszone do jedzenia padliny.

Opieka lekarska nad Polakami nie była roztoczona, gdyż nie było lekarza, jedynie Polka akuszerka dawała różne porady.

Później przymusowo przewieźli nas do budowy dróg kolejowych oraz urządzeń biegnących [na trasie] Akmolińsk-Kartały. Tysiące kobiet budowało kolej za 80 dkg chleba i za małym wynagrodzeniem pieniężnym. Po ogłoszeniu amnestii i paktu z rządem polskim wydano nam zaświadczenia, na których była napisana „ostateczna narodowość”, gdyż kazali się namyślać oraz otrzymaliśmy swobodę przesiedlania. Niektórych zaś pytali się, czy nie chcą otrzymać obywatelstwa sowieckiego.

Mobilizacja polska wciągnęła mnie w szeregi Wojska Polskiego.

Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.