Kpr. Franciszek Tadeusiak, 42 lata, posterunkowy Policji Państwowej, żonaty.
19 września 1939 r. przekroczyłem granicę polsko-litewską i zostałem internowany.
Do obozu internowanych w Litwie 11 lipca 1940 r. przybyły sowieckie oddziały NKWD, które wywiozły mnie do ZSRR. 14 lipca przywieziono mnie do obozu internowanych w Kozielsku, gdzie umieszczono w murach klasztoru.
Początkowo w jednej sali było ok. 700 osób. Wszyscy spali na gołych deskach. Po paru miesiącach wydano koce i po trochu zbutwiałej słomy. Sale, w których mieszkali internowani, były zapluskwione.
W obozie tym przebywało prawie dziewięciuset oficerów i ok. półtora tysiąca policjantów, podoficerów żandarmerii, Korpusu Ochrony Pogranicza, Straży Granicznej oraz urzędników i kilka osób cywilnych. Internowani przeważnie narodowości polskiej, parę osób – żydowskiej. Wszystkich uważano za przestępców politycznych – śledczych.
W obozie znajdowały się warsztaty oraz grupy fachowych robotników, na czele których jako starsi byli oficerowie, którzy przeważnie ochotniczo zgłaszali się na te stanowiska. Za pracę żadnej płacy nie było, jedynie wydawano dodatkową strawę. Pobudka o godz. 6.00. Śniadanie: zupa na oleju, bardzo rzadka; obiad: zupa na mięsie; kolacja: herbata. Każdy otrzymywał dziennie po 800 g chleba i trochę cukru.
Internowani czytali książki polskie i rosyjskie, te ostatnie otrzymywali z biblioteki sowieckiej. Prawie każdy miał z Polski czy też z Litwy jedną lub parę książek polskich. Poza tym internowani wyrabiali noże, brzytwy, pudełka, fajki, ustniki, szachy itp. Życie koleżeńskie na ogół było dość dobre. Sowieckie władze obozu dość często urządzały odczyty propagandowe oraz pogadanki polityczne i niektórzy z oficerów sowieckich twierdzili, że Polski już nigdy nie będzie oraz chwalili ustrój komunistyczny.
Badania odbywały się dość często. Były wypadki, że jednego internowanego NKWD wzywało po dwa, trzy razy dziennie. O torturach przy badaniach nie słyszałem, badający jedynie straszyli wywiezieniem z obozu w gorsze warunki. Domagali się ujawnienia konfidentów i działaczy antykomunistycznych, a gdy internowany twierdził, że nic nie wie o takich ludziach, straszyli wywiezieniem na Sołówki [Wyspy Sołowieckie], używając różnych obelżywych słów oraz zatrzymywali listy nadesłane od rodzin dla internowanych. Ponadto obiecywali zwolnienie z obozu do rodziny, aby tylko służyć im informacjami. Często po kilkakrotnym badaniu internowanego pewnej nocy wywozili go w niewiadomym kierunku, prawdopodobnie do więzienia.
16 maja 1941 r. z obozu w Kozielsku wywieziono tysiąc internowanych – przeważnie szeregowych policjantów – do Murmańska, a następnie na pracę przymusową na półwysep Kola. Po kilku dniach przywieziono ok. dwóch tysięcy internowanych wojskowych z obozu w Juchnowie.
Na półwyspie Kola warunki pracy i pobytu były okropne. Internowani pracowali do 14 godzin na dobę. Praca trwała dzień i noc, na dwie zmiany, mimo często padających deszczów i zimna. Kary za niechęć do pracy były straszne, np. umieszczano internowanych w rowie do połowy napełnionym wodą, po uprzednim rozebraniu do bielizny. Brak było chleba i innych produktów.
Przez pewien czas internowany otrzymywał po 150 g chleba dziennie i zupę rybną. Najwięcej ucierpieliśmy w czasie transportowania nas koleją i statkami, gdzie było okropne przepełnienie i głód oraz brak wody.
Pomocy lekarskiej udzielali nam nasi wojskowi lekarze, którym dużo trzeba zawdzięczać w uratowaniu życia internowanych. Jako przykład podaję, gdyż pracowałem wówczas jako sanitariusz: jeden z internowanych, posterunkowy policji, zachorował na skutek sformowania się u niego wrzodu podskórnego w okolicach szyi, tak że obrzęk zbliżał się do serca. Brak było narzędzi chirurgicznych, więc na rozkaz jednego z lekarzy pożyczyłem nożyczki fryzjerskie, którymi lekarz dokonał cięcia i po kilku dniach chory wyzdrowiał.
Mimo tak złych warunków śmiertelność była stosunkowo mała. Na półwyspie Kola nikt z internowanych nie zmarł. Umarło kilka osób w obozie w Kozielsku i po przyjeździe na półwysep Kola, w obozie w Suzdalu zmarły dwie osoby. Pamiętam nazwiska dwóch policjantów: Jodełko i Rzeźnik. W obozie w Kozielsku dwóch internowanych popełniło samobójstwo przez powieszenie oraz dwóch dostało pomieszania zmysłów, jeden oficer zmarł.
Niektórzy internowani otrzymywali korespondencję od rodzin z kraju i od rodzin wywiezionych w głąb ZSRR. Z powodu cenzury wiadomości były bardzo skąpe. Nieraz otrzymano list z powycinanym lub zamazanym fragmentem pisma.
24 sierpnia 1941 r., po podpisaniu polsko-rosyjskiej umowy wojskowej, do obozu w Suzdalu przyjechał pan płk Sulik-Sarnowski, który zarządził przyjmowanie do armii polskiej i z tym dniem uzyskaliśmy wolność.
W pierwszych dniach września 1941 r. z obozu w Suzdalu byli internowani wyjechali do organizującej się 5 Dywizji Piechoty, do Tatiszczewa.
21 lutego 1943 r.