Kpr. Alojzy Adamski, ur. 30 czerwca 1908 r. kawaler, z zawodu, strażnik więzienny; pluton żandarmerii przy Dowództwie Etapów Armii Polskiej na Wschodzie.
14 maja 1940 r. byłem aresztowany przez władze sowieckie przy granicy sowiecko- niemieckiej pod Ostrowiem [Ostrowią Mazowiecką], woj. białostockie. Z powodu obawy przed wywiezieniem do Rosji przez władze sowieckie zmuszony byłem uchodzić z domu rodzinnego, aby nie dać się zaaresztować przez NKWD, które już było z rana w poszukiwaniu.
Osadzony byłem w więzieniu w Zarębach, woj. białostockie. Przebywałem w tym areszcie od 15 do 20 maja 1940 r. Warunki przeżycia były bardzo ciężkie, gdyż otrzymywałem na dobę 200 g chleba i surową zimną wodę, a co do czystości i higieny, to nawet nie dawali wody, by umyć się, wszy po każdej osobie chodziły jak mrówki w mrowisku.
Byliśmy bardzo źle traktowani przez władze sowieckie na każdym kroku [nieczytelne] szyderstwem, że już Polski nie będzie na zawsze, opowiadali stale: już wasza Polska gniła nigdy nie wróci, i że Sowiecki Sojuz zawładnie całym światem.
W więzieniu w Zarębach było 500 aresztowanych Polaków. Razem ze mną również był aresztowany burmistrz Supraśla spod Białegostoku, nazwiska jego nie pamiętam, również przebywał w więzieniu w Zarębach.
20 maja 1940 r. byłem wywieziony wraz z innymi aresztowanymi do więzienia w Grodnie.
Warunki przeżycia w więzieniu w Grodnie były wprost rozpaczliwe: głód, wszy, pluskwy – były w celach w tak dużych ilościach, że nie do opisania. Kąpiel niekiedy raz na dwa miesiące, bielizny do zmiany nie dawali, pomoc lekarska była zawsze opóźniona albo wcale jej nie było.
W celach, gdzie za polskich władz osadzało się osiem osób, to władze sowieckie osadzały od 45 do 60. Na spacer wypuścili raz na miesiąc i to tylko na 15 min, okna w celach musiały być zamknięte – brak powietrza, co było powodem szerzenia się chorób i omdleń w celach. Sam jednego dnia prawie trzy razy mdlałem z braku powietrza i prosiłem, żeby otworzyć okno, to tylko śmiali się i powiadali: Wsio jedno, podochniesz.
Traktowanie Polaków przez władze sowieckie było bardzo rozpaczliwe. Śledztwo przeprowadzali tylko nocami i to kilkakrotnie jednej osoby w jedną noc. Każdej nocy słychać było przeraźliwe krzyki kobiet i dzieci dręczonych na śledztwach przez NKWD.
W więzieniu ze mną razem byli dyrektor Banku Polskiego w Grodnie, nauczyciel z Suchowoli, pow. grodzieński. Nazwisk tych osób nie pamiętam.
Po odczytaniu wyroku przez władze sowieckie skazany byłem z art. 120 za przekroczenie granic na trzy lata obozu przymusowej pracy.
23 stycznia 1941 r. zostałem wywieziony z więzienia Grodno do obozu pracy, miejscowość Jercewo w [obwodzie] archangielskim.
Przeżycie w obozie pracy było bardzo ciężkie. Zmuszali wyrabiać normę mimo braku żywności, na mrozie, przy 60 stopniach. W tym obozie, Mortowica [?], było wywiezionych z Polski ok. 250 Polaków .
Stosunek władz sowieckich NKWD do Polaków to były szykany na każdym kroku i uśmiechy szydercze, że wasza zgniła Polska nigdy nie wróci i stale powiadali, że Sowiecki Sojuz zawojuje cały świat i na całym świecie będzie ustrój komunistyczny.
17 października 1941 r. zostałem zwolniony na podstawie amnestii i wprost z obozu pracy podróżowałem pociągiem przez 25 dni do Tocka [Tockoje], gdzie zgłosiłem się do Wojska Polskiego i zostałem przydzielony do 19 Pułku Piechoty.
Z rodziną z Polski żadnej łączności nie miałem.
Byłem skazany z art. 120 na trzy lata obozu pracy przymusowej za przekroczenie granicy sowiecko-niemieckiej, a tylko dlatego wyrok otrzymałem na trzy lata, gdyż podawałem przybrane nazwisko, co mnie uchroniło od większego wyroku.
W 1940 r. jesienią w więzieniu w Grodnie zmarł Piotrowski (imienia nie pamiętam), były buchalter z Kasy Stefczyka w Augustowie. Zmarł z powodu złego wyżywienia, braku powietrza w celach więziennych i braku opieki lekarskiej. Wszy pogryzły go tak, że wprost jedne rany miał na ciele.
Na nasze prośby, żeby chorego Piotrowskiego zabrali do szpitala na leczenie, to śmiali się i mówili: wsio jedno, padochnie.
Miejsce postoju, 4 marca 1943 r.