ALINA BAILL

Warszawa, 10 października 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i obowiązku mówienia prawdy oraz o znaczeniu przysięgi, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Alina Eleonora Baill
Imiona rodziców Henryk i Kazimiera z d. Pergen
Data urodzenia 2 lutego 1934 r., Warszawa
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zajęcie uczennica I klasy gimnazjum
Przynależność państwowa i narodowość polska
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Mokotowska 45

Na skutek zarządzenia władz niemieckich o opuszczeniu Warszawy przez ludność cywilną, 2 października 1944 roku razem z ojcem, w grupie mieszkańców naszego domu opuściliśmy dom w Warszawie przy ulicy Złotej 41.

Piechotą skierowano nas do obozu przejściowego w Ursusie, gdzie pozostałam przez dwa dni. Do obozu przybywały coraz nowe grupy ludności cywilnej. Niemcy ubrani po cywilnemu przeprowadzali segregację, po czym chorych i starców odsyłali transportem na tereny General Governement (GG), zdrowych mężczyzn, kobiety i nawet dzieci – na roboty do Rzeszy.

Transport, w którym się znalazłam, odjechał 4 października 1944 przez Szczekociny do Erfurtu, gdzie znalazłam się ponownie w obozie przejściowym. I tu właśnie odbywały się segregacje, po czym grupy robotników kierowano do fabryk i zakładów pracy.

Po kilkutygodniowym pobycie w Erfurcie wysłano mnie i ojca do Zella-Mehlis, miejscowości fabrycznej, gdzie znajdowało się szereg zakładów produkujących broń. Zostałam zatrudniona w fabryce broni Walter, ojciec został skierowany do pracy w filii tej samej fabryki położonej w Mehlis w odległości 3 km od Zella-Mehlis.

Ze mną, ojcem i innymi przywiezionymi z Warszawy nikt umowy pracy nie zawierał, lecz zostaliśmy przywiezieni i zatrudnieni pod przymusem. Zakwaterowano nas w baraku odległym około stu metrów od fabryki, gdzie pracowałam. W jednej sali mieściła się tu grupa pięćdziesięciu mężczyzn, kobiet i dwojga dzieci. W baraku oprócz mnie mieszkał 13-letni chłopiec, nazwiska którego nie znam, pochodzący z okolic Warszawy. Oboje pracowaliśmy w fabryce Waltera. Ja pracowałam początkowo przy sprawdzaniu maszyn do pisania, potem przy maszynach w halach fabryki, przy uzupełnianiu części pistoletów przy kolbie.

Nie wiem, jakie to były maszyny.

Pracowałam po dziesięć godzin dziennie, z przerwą 15 minut na śniadanie, pół godziny na obiad. Praca moja nie była ciężka, męczyło mnie jedynie to, że długo trwała.

Po pracy czas miałam wolny. W niedzielę nigdy nie pracowałam, do kościoła jednak nie wolno było uczęszczać, ponieważ był wyraźny zakaz władz. Małoletni chłopiec spod Warszawy pracował tak jak dorośli robotnicy 11,5 [godziny] w dzień, co tydzień miał zmianę nocną, w czasie której praca trwała 12,5 godziny.

Z naszego baraku z dzieci jedynie ja i wyżej wymieniony chłopiec byliśmy zatrudnieni. Czy w fabryce więcej dzieci pracowało, tego nie wiem.

Pomoc lekarską w fabryce stanowił lekarz Niemiec i sanitariuszka, także Niemka. Zwolnienie chorobowe z pracy dawali lekarze, można je było uzyskać jedynie przy 39° gorączki. Za uchybienia w pracy majstrowie wyznaczali robotnikom pracę karną w niedzielę. Zdarzyło się w czasie mego zatrudnienia w fabryce (daty nie pamiętam), iż robotnik polski za podrobienie karty żywnościowej został wysłany na miesiąc do obozu koncentracyjnego, po czym wrócił do fabryki. Straż obozowa Werkschutz odnosiła się do robotników brutalnie, często używając obraźliwych wyrażeń jak „polskie świnie”. Mnie jako nieletnią traktowali łagodniej, łatwiej mi było uzyskać zwolnienie chorobowe, natomiast chłopiec pochodzący z okolic Warszawy był traktowany jak dorosły.

Na tym protokół zakończono i odczytano.