MIROSŁAWA REJMAN

Mirosława Rejmanówna
kl. VII
Szkoła Powszechna w Gadce
gm. Mirzec
15 listopada 1946 r.

Chwila dla mnie najbardziej pamiętna z czasów okupacji

Najstraszliwszą i nigdy niezapomnianą chwilą w mym życiu był 1939 r. Miałam wówczas sześć lat, ale wszystko pamiętam doskonale. Mieszkałam wraz z rodzicami w Zagnańsku, a raczej z mamusią, bo tatuś był w wojsku. Rano, gdy dzień rozpoczynał swe panowanie, a mgła, jego pomocnica, rozpuszczała swój pajęczy welon, majaczyły sylwetki uciekających ludzi. Do lasu, schronu, gdzie kto mógł, uciekał przed samolotami niemieckimi, wszędzie niosącymi zniszczenie. Płacz dzieci, przeciągłe wycie syren, wreszcie huk rozpryskujących się bomb – to wszystko razem łączyło się w jeden ogromny przestrach. Palące się domy, trupy krewnych lub znajomych – [ten widok] przeszywał boleścią i zgrozą ludzkie serca. Jedynym ich i naszym schronieniem był las. Zieleń lasu wraz z piękną przyrodą dodawały ludziom większej otuchy i wytrwałości. Kilkanaście dni trwały przerywane tylko nocą naloty, a następnie wkroczyły wojska nieprzyjacielskie. Bombardowanie ustało, natomiast znękanych i schorowanych ludzi poczęły gnębić rabunki i znęcanie się Niemców zbrodniarzy. Nowe łez potoki zraszały niegdyś wolną polską ziemię. Z mamusią byłam pod niemieckim, niejedną już polską krwią zbroczonym karabinem. Wróg prowadził nas do lasu zabić za to, że mój tatuś służył w polskim wojsku w obronie ojczyzny. Dopiero nasze prośby złączone z ludzkimi [odruchami] roztopiły jego zlodowaciałe serce i puścił nas żywe. Kilka miesięcy później spotkał mnie [jednak] najboleśniejszy cios, gdyż śmierć zabrała mi mamusię, a to wszystko przez tych okrutnych i bez litości hitlerowców, dlatego jeszcze większa nienawiść wzrosła w mojej duszy ku tym oprawcom. Ród niemiecki okrył się hańbą i potępieniem. Każdy Polak pała ku niemu nienawiścią i żądzą pomsty.