MIECZYSŁAW GARWIN

Warszawa, 9 lipca 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Mieczysław Garwin vel Garfinkiel
Imiona rodziców Sanel i Balbina z d. Wiślicka
Data urodzenia 11 maja 1898 r. w Zamościu
Wyznanie mojżeszowe
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wileńska 15 m. 17
Wykształcenie studia prawnicze na UW
Zawód adwokat

Od września 1939 do 23 października 1942 roku przebywałem w Zamościu jako prezes Rady Żydowskiej i powiatowego Komitetu Samopomocy Żydowskiej.

SturmbahnführerSS Fritz był dowódcą I szwadronu, I pułku kawalerii Totenkopfreiterregiment SS (trupich główek) w Zamościu od końca 1939 roku. Oddział stacjonował w szkole rolniczej w Janowicach, około dwóch kilometrów od Zamościa.

Sam Fritz opowiadał mi kiedyś, iż pochodzi z Wrocławia. Był najstarszym rangą SS-manem w Zamościu. Jako komendant I pułku Totenkopfreiterregiment podlegał Globocnikowi z Lublina, w dalszej kolejności Himmlerowi. Oddział kawalerii Fritza wykonywał wyroki sądu doraźnego gestapo w Zamościu na Rotundzie, to jest na starych wałach, przy czym Fritz sam mi mówił, iż w czasie tych egzekucji osobiście oddawał tzw. Gnadenschuss – strzał miłosierdzia, dobicie rannego, sprawdzając też w ten sposób, iż wyrok został wykonany.

W 1940 czy 1941 roku, daty dokładnie nie pamiętam, zginęli w egzekucji na Rotundzie stary urzędnik magistratu Wolf Totengreber z synem Izaakiem, razem z dziesięcioma Polakami, między innymi właścicielem składu Sobeckim oraz innymi mieszkańcami tego co on domu, w związku ze znalezieniem u kogoś z mieszkańców prasy konspiracyjnej. Ten wyrok sądu doraźnego wykonał Fritz ze swoim oddziałem, o czym dowiedziałem się z jego własnych słów. O jego udziale w pacyfikacjach nie mogę nic powiedzieć, ponieważ w 1943 roku nie byłem obecny w Zamościu.

O pacyfikacjach mógłby udzielić informacji dr Stanisław Kulesza z Zamościa.

Od końca 1939 roku jako prezes Rady Żydowskiej miałem urzędowy kontakt z Fritzem, osobiście poznałem go w końcu stycznia 1940.

Żądania Fritza od Rady Żydowskiej były zawsze duże i trudne do wykonania: chciał pieniędzy, mebli, koszar dla SS-manów i robotników żydowskich do pracy na terenie koszar.

Na początku stycznia 1940 roku zażądał 500 metrów firanek. Nie dysponując taką ilością, musiałem firanki zakupić w Warszawie. Żądania były kierowane do rady przez łącznika Żyda, prowokatora Goldhamera. Podejrzewając, iż łącznik przesadza w żądaniach, w drugiej połowie stycznia udałem się sam do Fritza i wtedy go poznałem. Fritz mieszkał u sędziego Godziszewskiego (obecnie sędziego okręgowego w Zamościu), przy ul. Orlicz Dreszera w Zamościu. Po raz pierwszy przyjął mnie ordynarnie, biegał po pokoju, bijąc pejczem w stół. Po rozmowie żądania zostały nieco zredukowane, później wciąż rosły. Wtedy żądał od rady 200 tys. zł. Od początku pobytu Niemców żądano od rady dostarczania codziennie pewnej liczby robotników żydowskich. Akcję tę prowadził Ortskommandant, który robotników rozdzielał między poszczególne niemieckie oddziały.

Ponieważ Fritz nigdy nie był zadowolony z ilości dostarczonych mu robotników, wkrótce sam objął tę akcję w swoje ręce, wyznaczając w tym celu dwóch SS-manów. Jednym z nich był Hans Pieńkowski, pochodzący z Oberhausen w Nadrenii, z zawodu robotnik hutniczy, największy sadysta i zbrodniarz, jakiego poznałem w czasie wojny. Drugiego nazwiska nie pamiętam, ponieważ niedługo po wyznaczeniu wyjechał do Warszawy. Fritz zabierał do pracy paruset robotników dziennie. Jak sądzę, w celu uchronienia siebie i swego oddziału od wysłania na front, rozpoczął budowę koszar, stajen i szpitala końskiego. Żydzi pracowali bezpłatnie, żywieni przez Radę Żydowską, która ponadto była zmuszona dostarczyć na budowę jeden do dwóch milionów cegieł, żelazo, wapno, cement i blachę, a także opłacić fachowców Polaków za roboty, których Żydzi nie byli w stanie wykonać.

Rada Żydowska przyjęła te ciężkie warunki celem uchronienia paruset Żydów od wywiezienia do innych obozów. Roboty trwały przez cały czas mego pobytu w Zamościu i potem, po likwidacji ogółu Żydów w Izbicy, jeszcze paruset robotników tam pracowało. Ostatecznie jednak przed końcem wojny wszyscy zostali zgładzeni. W roku 1941 oddział Totenkopfreiterregiment został wysłany na front. Sam Fritz pozostał w Zamościu i utworzył SS Reifundfahrschule – szkołę jazdy konnej – został jej komendantem, otworzył obóz dla robotników żydowskich na terenie koszar i dalej prowadził roboty budowlane.

W Zamościu do maja 1941 roku nie było ograniczeń mieszkaniowych dla Żydów, z wyjątkiem sporadycznych wypadków grabieży i wyrzucania z mieszkań. Przed wojną liczba Żydów w Zamościu wynosiła dwanaście do czternastu tysięcy. Przed wkroczeniem Niemców wielu uciekło na wschód, tak że mogło pozostać około 3 tys., wkrótce liczba ta wzrosła do 8 tys. przez napływ z okolicznych miasteczek i wiosek oraz przybycia transportów Żydów wysiedlonych z Włocławka, Łodzi i Kutna. Od 1 maja 1941 roku Żydzi zostali przesiedleni na przedmieście Nowa Osada, zamieszkałe na ogół przez biedotę.

Dzielnica ta była odtąd polsko-żydowska. Od 1 września 1942 roku Polacy zostali wysiedleni z jednej części tego przedmieścia i na małym terenie została osiedlona reszta Żydów w liczbie 4 tys. Wiosną 1942 przybyły trzy transporty Żydów: 2 tys. z Czech, 1 tys. z Niemiec. Zaczęto czynić przygotowania do utworzenia zamkniętego getta, jednakże do tego nie doszło, ponieważ już 16 października 1942 Żydzi zostali z Nowej Osady wypędzeni do Izbicy, po czym nastąpiła ostateczna likwidacja.

Fritz w tworzeniu dzielnicy żydowskiej nie brał udziału, natomiast brał udział w łapankach. W dniu 17 stycznia 1940 oddział Fritza na terenie koszar pochwycił około piętnastu – dwudziestu Żydów, między innymi byli tam: Blas, Praszkier, Czarny, Stupaj. Wszyscy pochodzili z pierwszego transportu wysiedleńców z Włocławka do Zamościa. Transport ten został początkowo zamknięty w obozie w Zamościu. Po miesiącu udało mi się go zwolnić zza drutów, pod warunkiem osiedlenia się w Szczebrzeszynie. Grupka złapana, wbrew moim prośbom i zaleceniom, opuściła Szczebrzeszyn, udając się do Zamościa. SS-mani z oddziału Fritza bestialsko zamordowali tę grupkę w ten sposób, iż oblewali ich wodą przy 30-stopniowym mrozie, tworząc z nich słupy lodowe. Mordowanie trwało trzy dni.

Czy Fritz wydał rozkaz mordowania, nie wiem. W każdym razie w tym czasie przebywał w koszarach i o zajściu wiedzieć musiał. Później, zapytany przeze mnie, oświadczył, iż o morderstwie nie wiedział i że zrobili to jego ludzie bez jego wiedzy.

Nazwisk SS-manów, którzy mordu dokonali, nie znam.

W czerwcu 1940 roku Fritz na czele oddziału kawalerii przeprowadził pierwszą łapankę do obozów pracy na terenie Zamościa i powiatu. W Zamościu wywieszono plakaty z podpisem Fritza, zawierające rozkaz stawienia się mężczyzn Żydów na terenie koszar. W koszarach komisja lekarska złożona z lekarza SS (nazwiska nie pamiętam) i dwóch lekarzy Rady Żydowskiej Leona Rosenmana i Fridhofera (obaj nie żyją) wybrała kilkuset młodych i zdrowych mężczyzn. Fritz grupę tę pod eskortą swego oddziału skierował na roboty melioracyjne w okolicy Zamościa.

Na terenie powiatu Fritz i jego ludzie łapali Żydów, kierując ich do obozu, było przy tym wiele ofiar. Przy łapance w Zamościu była tylko jedna ofiara. SS-man, którego nazwiska nie znam, zastrzelił Żyda Srula Lernera bez poważnego powodu (za wyjście z szeregu).

Druga branka była przeprowadzona w miesiąc czy kilka tygodni później w taki sam sposób, przy czym wybrano około trzystu Żydów z Zamościa i około trzystu – czterystu z powiatu. Transport wysłano do Bełżca, dokąd przybyły także transporty z Warszawy i Radomia. Zebrano w Bełżcu około 15 tys. Żydów, rozlokowano w okolicy w parowozowni, po czym rozpoczęto kopanie rowu przeciwczołgowego, który później, gdy Bełżec stał się obozem śmierci, był masową mogiłą.

Obóz w Bełżcu podlegał Globocnikowi z Lublina, a na jego czele stał Sturmbahnführer SS Dolp. W tym czasie stosunki Fritza z Radą Żydowską stały się bliższe, dzięki łapówkom i prezentom. Fritz obiecał Radzie, iż co dwa tygodnie będzie zamieniał robotników w Bełżcu, gdzie warunki były okropne, ludzi głodzono, maltretowano i rozstrzeliwano bez powodu.

Rada Żydowska Zamościa zorganizowała pomoc żywnościową dla swoich ludzi w Bełżcu, jednakże Dolp do tego nie dopuścił, rozstrzeliwując wysłanników na miejscu. Rozpocząłem wtedy pertraktacje z Fritzem na temat zwolnienia z obozu Żydów z Zamościa. Fritz usiłował to załatwić i po pewnym czasie, w sierpniu 1940 roku, za łapówkę 40 tys. zł daną Globocnikowi i kilkuset rubli w złocie dla siebie, przywiózł Radzie sporządzone przez nas listy naszych Żydów w Bełżcu podpisane przez Globocnika, zawierające sześćset do siedmiuset nazwisk Żydów z Zamojszczyzny wysłanych do Bełżca. Po odbiór ich udałem się osobiście samochodami Fritza. Wrócili wszyscy, z wyjątkiem pięciu czy sześciu nieżyjących.

W [w maszynopisie wykropkowane puste miejsce] Fritz zabrał dla siebie najładniejszą posesję w Zamościu, należącą do prezesa miejscowego Związku Ziemian Stanisława Kowerskiego. Kowerskiego wysłał do Oświęcimia, gdzie ten wkrótce zginął, a żonę jego z mieszkania wyrzucił. Do posług osobistych i prac w ogrodzie używał młodzieży żydowskiej na rachunek Rady, a robotników tych indywidualnie nieźle traktował.

Akcje eksterminacyjne Żydów rozpoczęły się 11 kwietnia 1942 roku i przeprowadzane były przez gestapo. Fritz sam w akcji udziału nie brał, jedynie przyglądał się łapance, natomiast uczestniczyli w niej poszczególni SS-mani z jego oddziału na ochotnika, np. Pieńkowski. 11 kwietnia, w sobotę po południu gestapo, żandarmeria i policja niemiecka spędziły ludność niezatrudnioną i bez wyboru załadowały około 3 tys. Żydów do wagonów, które zostały odesłane do Bełżca.

W końcu maja 1942 przeprowadzono drugą akcję eksterminacyjną dotyczącą głównie okolic Zamościa i transportów zagranicznych. Wybrano wtedy z Zamościa paręset osób, z transportów zagranicznych – tysiąc, resztę z okolic Zamościa. Razem wywieziono do Bełżca 1,5 tys. Żydów. Od marca 1942 Bełżec stał się obozem zagłady. Akcję prowadziło gestapo z żandarmerią i policją niemiecką.

Fritz udziału [w tym] nie brał, a nawet obronił swych robotników. 11 sierpnia gestapo lubelskie z Obersturmführerem Getzem na czele wybrało około trzystu kilkudziesięciu Żydów z Zamościa. Łapanka nie przybrała większego charakteru ze względu na to, iż uprzedzona ludność ukryła się. Złapanych wywieziono do Bełżca. Zaczęto czynić przygotowania do utworzenia getta zamkniętego, jednakże nie doszło do tego, ponieważ 16 października 1942 roku Żydzi zostali z Nowej Osady wypędzeni do Izbicy i tu w dwóch kolejnych akcjach – 19 października i 2 listopada doszczętnie wyniszczeni, częściowo na miejscu, częściowo przez wywiezienie do Bełżca i Sobiboru.

Kilkuset Żydów z Zamościa i Żydów zagranicznych z Czech, łącznie pięciuset mężczyzn i kilka kobiet było stale skoszarowanych przy oddziale Fritza. Komendantem ich był Pieńkowski, któremu Rada Żydowska dawała stałą pensję i prezenty, by Żydów nie mordował.

W 1942 roku, w miarę postępującej eksterminacji Żydów, Pieńkowski zmienił stosunek do nich i własnoręcznie zamordował kilkudziesięciu. Między innymi 11 sierpnia, w czasie wyżej opisanej akcji eksterminacyjnej, w czasie spędzania Żydów na plac, w mojej obecności zamordował mego kolegę adwokata Juliana Goldsztajna, członka Rady Żydowskiej, jego żonę Reginę z zawodu adwokatkę i ich małoletnią córeczkę. W końcu maja 1942, w czasie drugiej wyżej opisanej akcji eksterminacyjnej, osobiście z pistoletu maszynowego wymordował cały dom starców żydowskich – 36 czy 38 mężczyzn i kobiet. Latem 1942 roku zamordował dwóch szewców żydowskich Fellera i Diabła – bez powodu, szewcy ci pracowali wyłącznie dla niego i innych SS-manów. Na początku czerwca 1942 roku zabrał na swój samochód Symuchę Feldsztajna z Zamościa i zastrzelił go, a po godzinie przysłał do Rady jego czapkę.

Latem 1942 roku Fritz zażądał od Rady Żydowskiej naszej partii kilkuset robotników. Ponieważ ludność żydowska była już zatrudniona, Rada nie mogła spełnić żądania; wówczas Fritz otrzymał kilkuset jeńców sowieckich z obozu w Zamościu. Jak mi następnie robotnicy Żydzi opowiadali, Pieńkowski w ciągu jednego tygodnia zastrzelił własnoręcznie ponad dwustu jeńców. Urządził sobie następującą zabawę: zastrzeliwszy jednego jeńca, kazał dwóm innym zanieść go w pole i zakopać; po wykonaniu rozkazu zamordował obu i wezwał czterech do zakopania następnych. I tak, stosując progresję geometryczną, zamordował ponad dwustu jeńców. Powiadomiłem o tym Wehrmacht, skutkiem czego zaprzestano przysyłać Fritzowi jeńców do pracy, Pieńkowski zaś przez specjalny sąd SS został ukarany siedmiodniowym aresztem koszarowym, w czasie którego Rada Żydowska musiała mu dostarczać codziennie litr wódki. Podżegaczem Pieńkowskiego do zbrodni był jego nieodłączny przyjaciel, architekt SS-man Rimenschneider z Nadrenii. Fritz był wielokrotnie powiadamiany przeze mnie o wyczynach Pieńkowskiego i innych SS-manów, [ale] bez skutku.

Hans Pieńkowski pochodził z Oberhausen, był bardzo wysokiego wzrostu (2 m), w wieku około 26 – 28 lat, szczupły, blondyn o włosach gęstych, kędzierzawych, pochylony, o długich rękach i szerokich, dużych dłoniach. W górnej szczęce na przodzie miał złoty ząb. Przebywał w Zamościu do lipca 1944 roku, uciekł jeden z ostatnich.

Po wypędzeniu Żydów z Izbicy Fritz wystarał się prawdopodobnie u Globocnika o przysłanie mu do Izbicy na roboty kilkuset Żydów, którzy pracowali jeszcze do połowy 1943 roku, po czym zostali wysłani na Stare Wały w Zamościu (Rotundę) i tam wymordowani. Ostatecznie z robotników Fritza żaden nie ocalał. Egzekucję zarządzoną przez gestapo wykonał oddział Fritza. O likwidacji oddziału roboczego Żydów w Zamościu opowiadał mi Sażyński, ogrodnik zam. w Janowicach pod Zamościem. Sam w 1943 roku już nie byłem obecny w Zamościu i okoliczności likwidacji na Rotundzie ustaliłem w tym roku, będąc w Zamościu.

Gorliwymi pomocnikami Fritza w łapankach i morderstwach byli oficerowie SS: Essel rodem z Austrii, Schmidt, Kettman z Berlina (właściciel knajpy), Wiegand.

Na tym protokół zakończono i odczytano.