WINCENTY WIŚNIEWSKI

Warszawa, 7 listopada 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Wincenty Lesław Wiśniewski
Imiona rodziców Karol i Maria z d. Hauser
Data urodzenia 14 września 1904 r., Dobromil, woj. Lwów
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa Żoliborz, ul. Sarbiewska 2 m. 27
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie wydział matematyczno-przyrodniczy
Zawód docent Zakładu Zoologii Uniwersytetu Warszawskiego

W czasie okupacji niemieckiej, tak jak i obecnie, pracowałem jako docent i starszy asystent w Zakładzie Zoologii w Warszawie przy ulicy Krakowskie Przedmieście 26/28. W jesieni 1939 roku Zakład Zoologii mieścił się w dawnym gmachu Szkoły Głównej od strony ul. Oboźnej. Gmach był częściowo uszkodzony, na skutek czego zbiory przenosiliśmy do sal nieuszkodzonych. W tym czasie byli obecni w zakładzie prof. Wacław Roszkowski (który zginął w czasie powstania), ja, docent Stanisław Markowski (obecnie przebywający w ambasadzie w Londynie), rzadko docent Jarocki (obecnie nie żyje) i woźny Jan Sucharski, od czasu do czasu docent Jaczewski oraz student Olędzki.

W drugiej połowie listopada 1939 (daty dokładnie nie pamiętam) przybyli do zakładu oficer niemiecki i dwóch wojskowych w mundurach, rangi nie pamiętam, nazwisk nie znam. Oficer był wysoki, w binoklach, lat około 35 – 40. Nie przedstawiając się, zażądali otworzenia wszystkich pokojów. Byliśmy w trakcie przenoszenia eksponatów, wobec tego przedmioty były porozkładane nieporządnie. Sądzę, iż dlatego Niemcy uważali, iż zbiory są uszkodzone i przeszli do biblioteki. Odniosłem wrażenie, iż nie orientowali się w cennych książkach, szukali tylko podręczników w języku niemieckim, ignorowali odbitki. Po obejrzeniu biblioteki wynieśli dwadzieścia do trzydziestu tomów (ok. jednej szafy). Wychodząc, zakazali wchodzenia do gmachu. Woźny, który mieszkał na dole, miał tego dopilnować.

Po wizycie Niemców ja i pozostały personel zakładu wynieśliśmy trzy szafy odbitek, szereg najcenniejszych książek, nowe mikroskopy oraz poodkręcaliśmy soczewki i okulary z mikroskopów starszych, używanych do ćwiczeń. Rzeczy ukryliśmy u prof. Roszkowskiego, u mnie i w domach znajomych.

Drugi raz ta sama grupa Niemców przybyła ponownie do zakładu w czasie mojej nieobecności. Woźny opowiadał mi, iż zabierali rzeczy, dokładnie nie wiem, jakie. Wszystkie książki miały odcisk pieczęci zakładu. W terminie siedmiodniowym złożę odtworzony z pamięci spis książek, które były w zakładzie, a których wiele brakuje. Nie były one wyniesione przez nas z zakładu, a przypuszczalnie zostały zabrane przez tę grupę Niemców.

Na tym protokół zakończono i odczytano.