ANNA TRUSZKOWSKA

Anna Truszkowska
kl. VIB
Szkoła Powszechna nr 1 w Starachowicach
pow. Iłża
Starachowice, 18 listopada 1946 r.

Chwila dla mnie najbardziej pamiętna z czasów okupacji

W 1939 r., w czasie, gdy Niemcy wkraczali do Polski, uciekliśmy ze Starachowic na wieś. Tatuś uciekł sam. Wrócił, gdy trzeba było oddawać broń i radia. My nic nie oddaliśmy: ani broni, ani radia. Schowaliśmy radio i co dzień go słuchaliśmy. Tatuś [należał] do tajnej organizacji i wraz ze swoimi kolegami miał w starym garażu schowane dużo broni i sprzętu żołnierskiego. Po pewnym czasie ktoś [go] zdradził i z garażu zabrano wszystko, mężczyzn zaś i mojego ojca [Niemcy] chcieli aresztować. Ojciec mój [wtedy] uciekł na wieś. Za ojca chcieli wziąć mamusię, ale [wszyscy] uciekliśmy do ojca.

Mieszkaliśmy na wsi, daleko od miasta. Tam było dużo partyzantów, którzy przychodzili do nas po żywność, wiadomości i bieliznę, którą dla nich szyła moja mamusia. Były tam bardzo często łapanki i aresztowania, więc nieraz nocowaliśmy w lesie. [Na] ojca znów ktoś doniósł, musieliśmy [więc] uciekać do małego miasteczka. Tam już trzeci raz zmienialiśmy nazwisko. Po paru tygodniach do tego miasteczka przyjechała karna ekspedycja, która robiła rewizję w każdym domu. U nas znaleźli kilka rowerów i płaszczy, które zostawili partyzanci. Ponieważ [żandarmi] nic w domu nie znaleźli, [żadnego] mężczyzny, więc zaprowadzili nas pod mur i chcieli rozstrzelać, ale w tym momencie zawołano ich gdzie indziej i w pośpiechu odeszli. Skorzystaliśmy z odpowiedniej chwili [i] uciekliśmy, a ojciec poszedł do lasu.

Po dwóch miesiącach dowiedzieliśmy się, że ojciec jest aresztowany. Otrzymaliśmy bieliznę ojca z Radomia, przesłaną przez PCK. Była cała we krwi i ropie. Od tej pory musieliśmy posyłać [ojcu] paczki. Mamusia z [powodu] braku pieniędzy sprzedawała z domu [to], co mogła, aby wysyłać tatusiowi paczki. Wróciliśmy na wieś. Na wsi mamusia należała do tajnej organizacji i pracowała w niej, więc [inni ludzie] pomagali nam materialnie. Mamusia szyła bieliznę ze spadochronów, bandaże, na których kilka pań uczyło się u nas opatrywać rany i nieść pierwszą pomoc w nagłych wypadkach. Na mnie uczyły się bandażować. Przechodziłam z rąk do rąk. Przenosiłam [też] do lasu wiadomości i żywność.

W 1944 r. z powodu zbliżania się frontu zostaliśmy [wszyscy] wysiedleni z tej wsi. Przez trzy miesiące mieszkaliśmy w lesie, gdzie spotkaliśmy znajomych partyzantów, którzy wracali spod Warszawy. Tam farbowaliśmy im ubranie i przenosiliśmy żywność. Bardzo często [Niemcy] bombardowali i ostrzeliwali las, więc musieliśmy czasem przez kilka godzin leżeć na ziemi. Gdy nastały silne mrozy, pojechaliśmy do ciotki do innej wsi i tam nie raz cierpiałyśmy głód. Mieszkałyśmy [tam z mamą] do [momentu] wkroczenia Rosjan.

Potem wróciłyśmy do Starachowic. Ale w mieszkaniu zajmowanym przez nas nic nie zastałyśmy. Pożyczyłyśmy meble, dostałyśmy jednoizbowe mieszkanie, gdzie mieszkamy dotąd. O ojcu nie mamy żadnej wiadomości mimo poszukiwań. Mamusia nie pracuje, bo jest chora. Wraz z siostrą uczymy się, choć mamy ciężkie warunki materialne.