IRENA BOHOSIEWICZ

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Ochotniczka Irena Bohosiewicz, 21 lat, uczennica, stan cywilny – wolna.

2., 3. i 4. Data i okoliczności zaaresztowania; nazwa i opis obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

13 kwietnia 1940 r. zostałam wywieziona wraz z ojcem i szwagrem ze Lwowa. Przyczyną wywiezienia był zawód sędziowski ojca. Po ciężkiej dwutygodniowej podróży przywieziono nas do kazackiego [kazachskiego] sowchozu o nazwie „Zembułak”. Był to sowchoz mleczny. Wśród pustych, nieskończonych stepów zastaliśmy z kilkanaście walących się zabudowań, bez okien i drzwi, bez posadzki. Jak dla zwierząt, zasłano na wilgotną glinę trochę słomy. W jednym małym pokoiku umieszczono sześć rodzin wraz z małymi dziećmi. O warunkach higienicznych nie było mowy. Silnie dawał się odczuć brak mydła, a nawet ciepłej wody dla umycia się, bo nie było opału.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Wśród wywiezionych rodzin, których łącznie było ok. 40, było z 15 rodzin katolickich, reszta to Żydzi, ale z wyższej sfery, np. rodziny lekarskie, urzędnicy, bankowcy, fabrykanci itd.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Wzajemne stosunki były dobre. Wszyscy starali się pomagać sobie wzajemnie, tak pod względem moralnym, jak i materialnym. Przebieg dnia był zawsze jednakowy, z tą różnicą, że nie zawsze gotowało się trzy razy dziennie posiłki. Bywało tak, że i raz dziennie musiało starczyć.

W parę dni po naszym przyjeździe kazano wszystkim wyjść do pracy. Dostaliśmy olbrzymie widły i łopaty do czyszczenia stajen i zanieczyszczeń wokół nich. Po ukończeniu tej pracy powierzono nam wyrób cegiełek do palenia z nawozu. Latem wszystką młodzież wywieziono w pole na sianokosy, tu zaczęła się praca na normę i wynagrodzenie nieco poprawiło się. Za pracę w sowchozie dostawaliśmy po 300 g chleba od osoby, poza tym nic więcej. Do wyżywienia naszego przyczyniły się posyłki z Polski i ziemniaki lub mąka, które z trudem udawało się czasem wymienić za swoje odzienie, po 12-kilometrowym marszu. O odzienie również nikt się nie martwił, a w małym sklepiku kazachskim, który stale był zamknięty, nic zupełnie nie można było dostać.

Wobec tak ciężkich warunków życiowych myśl o życiu kulturalnym zupełnie zanikła, jedyną naszą rozrywką duchową była modlitwa. W maju zbieraliśmy się w jednym z pokoi i półgłosem, by nie sprowadzić śledzących nas Kazachów, odmawialiśmy wspólnie modlitwę. Czasami, gdy z mętnych wiadomości z kraju mogliśmy coś niecoś wywnioskować o życiu politycznym, wtedy po cichu roznosiła się z ust do ust ta wiadomość i wywoływała uśmiech nadziei na twarzach. Życie koleżeńskie też nie ujawniało się; młodzież spoważniała i wraz ze starszymi poczęła myśleć o dalszym życiu.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Raz na miesiąc przyjeżdżał z Ajaguzu [Ajagözu], tj. miasta rejonowego, naczelnik NKWD z pomocnikami. Wtedy naczelny Kazach naszego sowchozu zdawał mu sprawę z naszego życia i zachowania się. Przypuszczaliśmy po jego wizytach, że nie bardzo korzystne były relacje uprawlajuszczego, bo po wyjeździe naczelnika stosunek Kazachów do nas zmienił się zupełnie. Dostali oni zakaz sprzedawania nam jajek, a mleka spod centryfugi, którym karmiły się zwierzęta, nam żałowano. Nieraz słyszało się powiedzenie „lepiej niech psy wypiją, niżby Polacy mieli wziąć”. Jeśli na kogoś padło podejrzenie z ich strony, wtedy wołano go do naczelnika i rozmowa była prowadzona w cztery oczy. W ten sam sposób odbywały się rozmowy, gdy chodziło o wymuszenie zdradzenia jakichkolwiek zarzutów na Polaków. Za karę stosowano brak odpoczynku, który i tak rzadko bywał, lub sąd.

Od czasu do czasu przyjeżdżało do naszego sowchozu kino, które miało na celu propagandę komunistyczną. Informacje o Polsce mieliśmy bardzo słabe, jedynie z listów z kraju, gdzie były podawane w przenośni.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

W centralnym sowchozie, 12 km od naszego, znajdował się punkt sanitarny, z którego raz w miesiącu przyjeżdżała do nas siostra. W razie ciężkiego zajścia sami musieliśmy sobie radzić. Dopiero gdy śmierć zaglądała w oczy, można było położyć chorego na łamiący się wóz i z łaski został on przewieziony, częściej bykami niż końmi, do centrali, gdzie był barak uważany za szpital. Tu chory pozostawał pod opieką siostry.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Listy i posyłki z kraju dochodziły raz na trzy tygodnie.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Po ogłoszeniu amnestii w październiku [1941 r.] przyjechaliśmy do Ajaguzu [Ajagözu]. W styczniu [1942 r.] wyjechałam do Buzułuku, celem wstąpienia do wojska. Z powodu szybkiego wyjazdu polskiej do Guzaru [G’uzoru], przyjechałam tu jako podopieczna – dopiero w Guzarze [G’uzorze] 28 stycznia zostałam przyjęta do Pomocniczej Służby Kobiet [?].