JÓZEF GIERDO


Plutonowy Józef Gierdo, ur. 25 stycznia 1898 r. w Białymstoku, starszy kontroler marek parowozowni głównej w Brześciu n. Bugiem i zastępca dowódcy Kolejowych Straży Pożarnych Oddziału Brzeskiego, żonaty (na utrzymaniu żona i dwoje dzieci); 11 Batalion Saperów Kolejowych.


Zostałem aresztowany przez starszego lejtnanta NKWD przy dworcu kolejowym [?] Brześć Centralny, który był z asystą składającą się z trzech żołnierzy, 12 listopada 1940 r. o 18.00 wieczorem, w domu, w czasie nieobecności żony, gdy byłem tylko z dziećmi. Po dokonaniu rewizji w domu nie pozwolono mi pożegnać się z dziećmi (syn 13, córka 11 lat), mówiąc, że za godzinę będę zwolniony, i nie pozwolono nic zabrać ze sobą. Wyszedłem z domu lekko ubrany.

Po drodze do dworca kolejowego zatrzymaliśmy się w gmachu NKWD i tam przeprowadzono szczegółową rewizję, po czym odprowadzono mnie do pociągu w kierunku Baranowicz. Po moim przybyciu do Baranowicz osadzono mnie w tzw. kamerze priedwaritelno zakluczonnych, gdzie w ciągu pięciu tygodni co drugą noc badano mnie, jakich informacji udzielałem Policji Państwowej i Sztabowi Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych. Przez cały czas śledztwa starano się udowodnić mi winę. Po zakończeniu śledztwa, 15 grudnia 1940 r., zostałem przewieziony do więzienia w Baranowiczach, gdzie osadzono mnie w 10 celi. Mieściło się w niej od 35 do 40 więźniów, gdy normalnie służyła ona dla 12 osób. Była tam okropna wilgoć, brud, smród i do tego głód.

4 marca 1941 r. odczytano mi wyrok ośmiu lat i osadzono mnie w większej celi, gdzie mieścili się osądzeni, skąd dopiero miałem możność skomunikować się z żoną.

25 maja 1941 r. załadowano nas po 42 osoby do okratowanych wagonów towarowych i po dołączeniu transportów z Lidy, Wołkowyska, Białegostoku, Brześcia i innych miejscowości ruszyliśmy w drogę. Podróż trwała do 29 czerwca 1941 r. W tym czasie karmiono nas słoną rybą i sucharami w ograniczonej ilości, natomiast jak najmniej wody, wskutek czego w wagonach odbywały się dantejskie sceny. Co drugi lub trzeci postój na stacjach widzieliśmy wyrzucane z wagonów trupy. Transport składał się z 47 wagonów.

Po przybyciu koleją do Kożwy w Komi ASRR załadowano nas do barży i rzeką Pieczorą płynęliśmy do łagrów Bolszaja Inta.

29 czerwca 1941 r., po wyładowaniu nas z barży musieliśmy odbyć drogę, do 27 km, pieszo, po drodze w błocie, wśród dymów kominów, w ciągu sześciu godzin.

W Bolszoj Incie byłem do 11 marca 1942 r.

W łagrze było do dwóch i pół tysiąca więźniów, z tego 70 proc. obywateli Rzeczypospolitej Polskiej – Polaków, Żydów, Białorusinów i Ukraińców.

2 lipca 1941 r. zostałem osadzony w izolatorze razem z 42 innymi kolegami SOE (socjalno opasnyj element). Izolacja trwała do dnia ogłoszenia amnestii, tj. do 4 sierpnia 1941 r.

W łagrach warunki pod każdym względem były okropne. Pobudka o godz. 5.00, od 6.00 do 18.00 praca, przeważnie ziemna, z godziną przerwy na obiad. Nocleg w zimnych, nieopalanych ziemlankach. Do pracy wypędzano [nas] na wpół gołych z braku ubrania i obuwia, przy 57 stopniach mrozu.

W tych warunkach Polacy byli odporniejsi, natomiast z liczby 160 [nieczytelne], ok. 120 zmarło w czasie mego pobytu w łagrze.

Po ogłoszeniu amnestii Polaków stopniowo zwalniano grupami, a ostatnie miesiące indywidualnie, tak że od 1 lutego 1941 r. [sic!] do 11 marca 1942 r. zostało zwolnionych czterech Polaków, w tej liczbie i ja. Z Bolszoj Inty skierowano mnie do Kożwy, gdzie po przybyciu znowu wzięto pod konwój i pracowałem do 24 kwietnia 1942 r. W tym dniu zostałem zwolniony i 26 kwietnia dostałem się do delegatury polskiej w Kotłasie. Do 2 lipca 1942 r. władze sowieckie nie pozwalały na wyjazd Polaków do polskiej armii, wobec tego delegatura polska w Kirowie porozsyłała nas do bliższych [okolicznych] stacji do pracy w przedsiębiorstwach sowieckich. Dopiero 21 lipca 1942 r. zezwolono na wyjazd transportu i tego dnia wyjechało nas ok. 220 Polaków do Kitobu. Po przybyciu do Kitobu 12 sierpnia 1942 r. zostałem przyjęty do polskiej armii z przydziałem do Kompanii Saperów 16 pułku piechoty, następnie do 6 Kompanii Saperów 6 [nieczytelne] i ostatnio 11 Batalionu Saperów.

Będąc w więzieniu i łagrze straciłem zdrowie. Chorowałem na zapalenie płuc i zapalenie ucha środkowego.

W ostatnich miesiącach na moją interwencję w sprawie zwolnienia Polaków naczelnik łagru stale odpowiadał, że armii polskiej nie ma, bo przeszli na stronę Niemców, a pozostali trafili do łagrów.

Stosunek administracji i konwoju w łagrze do Polaków był jak najgorszy.

Po ostatnim widzeniu się 22 maja 1941 r. z żoną w więzieniu w Baranowiczach następnych wiadomości z domu i kraju nie posiadam.

Miejsce postoju, 3 marca 1943 r.