MAREK GITTER

Z protokołu rozprawy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w sprawie Fischera i innych, dnia 25 stycznia 1947 r., t. VI, str. 1438–1486. Przewodniczący dr Mieczysław Güntner, protokolanci: Irmina Zmysłowska, Bogdan Rentflejsz. Biegły Marek Gitter:


Imię i nazwisko Marek Gitter
Data urodzenia 1904 r.?
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Jagiellońska 28
Zajęcie wiceprzewodniczący Centralnego Komitetu Żydów w Polsce
Stosunek do stron obcy
Biegły Gitter: Dla zrozumienia celowości wszystkich antyżydowskich posunięć władz

niemieckich w Polsce podczas okupacji należy na wstępie zapoznać się z dokumentem, który przedstawia plan rozwiązania kwestii żydowskiej w Polsce. Dokument ten, Schnellbrief, podpisany 21 września 1939 r. przez szefa policji bezpieczeństwa w Rzeszy (za nr III/II/288/3) Heydricha i przeznaczony dla grup wypadowych policji bezpieczeństwa (Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei), powstał w związku z obradami, które tegoż dnia miały miejsce w stolicy Niemiec.

Stanowi on instrukcje podstawowe w sprawach żydowskich na terenach okupowanych.

Heydrich zastrzega sobie absolutną tajność wszystkiego, co będzie przedsięwzięte – a więc i celu ostatecznego. Następnie tłumaczy, że należy rozróżnić między celem ostatecznym, którego osiągnięcie potrwa czas dłuższy, a etapami, które prowadzą do osiągnięcia tego celu i są do wykonania w przeciągu krótkiego okresu.

„Planowane przez nas środki wymagają nadzwyczaj dokładnego przygotowania, zarówno pod względem technicznym, jak i gospodarczym. Jest samo przez się zrozumiałe, iż stąd nie możemy szczegółowo określić wszystkich detali zadań, stojących przed wami. Poniższe wskazówki i wytyczne mają służyć jako materiał dla dalszych waszych praktycznych rozmyślań”.

Kopię tego pisma otrzymali prócz naczelnika dowództwa, pełnomocnika dla planu czteroletniego, ministerstwa spraw wewnętrznych i gospodarczych oraz aprowizacji, kierownicy zarządu cywilnego obszarów okupowanych. Jakie są więc te wskazówki i wytyczne?

Oto, co mówi dokument: „Pierwszym warunkiem osiągnięcia ostatecznego celu jest przede wszystkim skoncentrowanie Żydów z mniejszych osiedli do większych”.

Na obszarach poza Gdańskiem, Prusami Zachodnimi, Poznańskim, Górnym Śląskiem (Wschód) należy utworzyć możliwie małą liczbę punktów koncentracyjnych, aby ułatwić późniejsze kroki. Należy wybierać miasta, które są albo węzłem kolejowym, albo też co najmniej posiadają linie kolejowe. W planie tym jest również mowa o usunięciu elementu żydowskiego z życia gospodarczego. Na dobitne zaakceptowanie zasługuje pkt 3 pisma, który podkreśla, że przeprowadzenie planu ma się odbywać w najściślejszym porozumieniu i współpracy z niemieckimi władzami cywilnymi i miejscowymi władzami wojskowymi.

Jaki więc konkretny kształt przybrały wytyczne p. Heydricha na terenach interesującego nas dystryktu warszawskiego? Władze okupacyjne centralne i miejscowe rzeczywiście uzgodniły swe działania i rozpoczęły od chwili wkroczenia na tereny Polski systematyczną akcję prześladowania, eksterminacji gospodarczej, ograniczenia wolności osobistej i swobody ruchu. Plaga ciągłych przesiedleń, zamykanie ludności żydowskiej w gettach – to rzeczywiście kolejne etapy, prowadzące wreszcie do całkowitej likwidacji.

Władze niemieckie dążyły naprzód do tak silnego zgnębienia ludności żydowskiej, by doprowadzona do stanu zobojętnienia i biernej rezygnacji straciła wszelkie odruchy, nawet instynkt samozachowawczy i łatwo dała się unicestwić fizycznie.

W pierwszym okresie po wkroczeniu wojsk niemieckich na ziemie polskie, tj. do 26 października 1939 r., władzę na terenie dystryktu warszawskiego sprawowało naczelne dowództwo wojska „Ost”. W ślad za armią, a raczej razem z nią, wkroczyły formacje SS, względnie Sicherheitspolizei. Czynniki więc wojskowe przy współdziałaniu grup SS i Sicherheitspolizei decydowały o losie ludności ziem okupowanych.

Od 5 października na czele Sicherheitspolizei w Warszawie stał Meisinger, Kommandeur der Sicherheitspolizei. Pierwszym dziełem Schierheitspolizei w Warszawie było zamknięcie kasy gminnej żydowskiej.

Gestapo miało na celu terroryzowanie i zastraszanie ludności żydowskiej.

W owym czasie zastosowano po raz pierwszy areszt policyjny, Schutzhaft, w stosunku do dr. Zamenhofa, którego aresztowano wraz z jego szwagrem Minsem. Zostali oni odtransportowani na Pawiak i ślad po nich zaginął. Polowania na przedstawicieli inteligencji trwały i tak m.in. został aresztowany dr Anastazy Landau.

Gdy przedstawiciele gestapo przybywali pod określony adres i nie zastawali poszukiwanej osoby w domu, zabierali pierwszego lepszego osobnika napotkanego w mieszkaniu i wysyłali do Oświęcimia. Gestapo zorganizowało ogromną sieć szantaży. Powołało cały aparat szantażujący, m.in. Urząd do Walki z Lichwą i [Spekulacją], tzw.„13” z Ganzwajchem na czele.

Znane były w pierwszym okresie szantaże na tle posiadania aparatów radiowych i słuchania audycji. Szef gestapo otrzymywał listy osób, które słuchały radia. Notowano w związku z tym liczne areszty mieszkańców całych kondygnacji domów, gdzie wykryto aparaty radiowe. Ludzi tych najczęściej rozstrzeliwano lub wysyłano do obozów koncentracyjnych, skąd z reguły nikt nie wracał. Na porządku dziennym była masowa grabież majątku żydowskiego, bicie i znęcanie się, chaotyczne łapanki uliczne do bezcelowych robót, bez względu na wiek i płeć, zabijanie bez powodu poszczególnych osób i grup. Terror w warunkach okupacji niemieckiej to „normalna atmosfera życia żydowskiego”. W stosunku do Żydów zastosowano po raz pierwszy zasadę odpowiedzialności zbiorowej.

Gestapo stale i systematycznie rekwirowało majątek ruchomy gminy, stale kazało sobie dostarczać rzeczy, obrazy, meble. W 1939/40 r. wyżsi dygnitarze gestapo odwiedzali Warszawę przejazdem. Często bywał w Warszawie Heydrich. Gdy dygnitarze przejeżdżali przez dzielnicę żydowską, strzelano na prawo i lewo. Kiedy na skutek strzelaniny było pięć, sześć trupów, gestapo posyłało monit, że Żydzi zachowują się prowokująco. Grożono, że jeśli prowokacje się powtórzą, będzie 500 osób rozstrzelanych. Idealna wprost jednomyślność i współdziałanie panowały między władzami wojskowymi, policyjnymi i administracyjnymi, gdy szło o odcinek żydowski.

Z całą gorliwością gubernator Ludwig Fischer przystąpił do realizacji antyżydowskiej polityki, która przybrała w owym czasie formę zarządzeń administracyjnych. Ten okres okupacji w Warszawie, ciągnący się do początku zupełnej likwidacji w połowie 1942 r., należy podzielić na dwie części: pierwszą – do utworzenia getta, gdy zarządzenia wychodziły z podpisem Fischera, prezydenta Dengla i pełnomocnika Leista; drugą – do listopada 1940 r., tj. do zamknięcia Żydów w getcie, gdy sprawami żydowskimi zajmował się wydział Innere Verwaltung Umsiedlung w urzędzie szefa dystryktu warszawskiego i od połowy maja 1941 r. komisarz dla dzielnicy żydowskiej w Warszawie i kierownik dla spraw żydowskich w dystrykcie warszawskim, adw. Auerswald.

Administracja niemiecka wprowadziła wyjątkowy stan prawny w stosunku do cywilnej ludności żydowskiej, stawiając ją poza prawem. Dążyła ona do pozbawienia ludności żydowskiej środków do egzystencji przez konfiskatę całego lub części majątku, ograniczenia możliwości dysponowania własnym majątkiem, ograniczenia możliwości zarabiania na utrzymanie, wreszcie przez przymus pracy. Żydów pozbawiono prawa korzystania ze szpitali, skasowano emerytury dla nich.

Pierwsze zarządzenie Fischera z 17 listopada 1939 r. miało charakter podważenia pozycji ekonomicznej Żydów. Pozbawianie i wydzierżawianie żydowskich przedsiębiorstw przemysłowych i składów odtąd wymagało specjalnego zezwolenia prezydenta miasta lub naczelników powiatów. Na podstawie tego zarządzenia prezydent Warszawy dr Dengel wydał zarządzenie o konieczności zgłaszania znajdujących się w posiadaniu Żydów przedsiębiorstw, wszelkiego rodzaju budynków, wierzytelności wekslowych, papierów wartościowych, gotowizny, urządzenia domowego i innych przedmiotów, służących do osobistego użytku, o ile łączna wartość tego rodzaju majątku przekraczała dla osób żyjących we wspólnym gospodarstwie kwotę dwóch tysięcy złotych. Dalsze ograniczenia i zakazy dotyczyły wszystkich warstw społeczeństwa żydowskiego i zmierzały do straszliwej jego pauperyzacji. Lekarz żydowski nie miał prawa leczyć chorych „aryjskich”, adwokata żydowskiego pozbawiono prawa wykonywania praktyki adwokackiej. Wprowadzono dla Żydów zakaz pracy w wielkim przemyśle, instytucjach państwowych i prawa publicznego.

Dla moralnego zgnębienia Żydów i separacji od nie-Żydów wprowadzono znakowanie ludności żydowskiej. Od 1 grudnia 1939 r. wszystkich Żydów przebywających w Generalnym Gubernatorstwie, zarówno mężczyzn, jak i kobiety od ukończonego dziesiątego roku życia obowiązywało noszenie na ramieniu opaski z gwiazdą syjońską, o szerokości co najmniej dziesięciu centymetrów. Żydom ujawnionym na ulicy bez opaski Sondergericht wymierzał kary więzienia. Opaski przyczyniły się do niesłychanego prześladowania ludności żydowskiej. Wiele razy można było zobaczyć na ulicach ludzi starych, bitych po twarzy przez umundurowanych i cywilnych Niemców. Również młode pokolenie niemieckie zaprawiało się w brutalności na Żydach, żeby w ten sposób wyzbyć się litości, sumienia, wszelkich ludzkich odruchów.

Oprócz zarządzeń władze jawnie podtrzymywały inicjatywę i wynalazczość w sprawie wynajdowania coraz to nowych sposobów i środków męczenia i tępienia Żydów. Wszystkie przedsięwzięcia najbardziej przestępcze wykonywano za jawną lub tajną zgodą władz administracyjnych. Szeroko stosowano podpalanie i niszczenie świątyń żydowskich. Dla przykładu warto wspomnieć, że Niemcy w listopadzie 1939 r. podpalili wielką synagogę w Łowiczu, która paliła się kilka dni; nie pozwalano gasić pożaru. Wezwany później do komendantury rabin musiał podpisać, iż nie ma pojęcia, kto spowodował pożar synagogi.

W marcu 1940 r. gubernator Ludwig Fischer objął w unii personalnej bezpośrednie kierownictwo administracji miasta Warszawy. W wydanym 26 marca 1940 r. obwieszczeniu o prowadzeniu administracji miasta zastrzegał sobie pełnienie funkcji starosty miejskiego Warszawy. Swym zastępcą mianował starszego dowódcę SA, Leista, nadając mu tytuł służbowy: „pełnomocnik szefa okręgu dla miasta Warszawy”. Pełnomocnik szefa okręgu Leist latem i jesienią 1940 r. wydał szereg zarządzeń, wprowadzających ograniczenia dla Żydów.

Wszelkie przedsiębiorstwa, których właścicielami lub dzierżawcami byli Żydzi, albo których udział własności znajdował się co najmniej w rękach żydowskich, nie miały prawa być uwidocznione w języku niemieckim, a oznaczeń swych przedsiębiorstw obowiązane były dokonać w języku i piśmie żydowskim. Dopuszczalne było polskie oznaczenie firmy łacińskim pismem. Obowiązkowo należało przestrzegać przepisów o umieszczeniu gwiazdy Syjonu. Znakowanie przedsiębiorstw pociągało za sobą często konieczność odstępowania i likwidacji przedsiębiorstw w dzielnicach nieżydowskich. Żołnierze niemieccy i oddziały SS zabierali towary przede wszystkim w sklepach znakowanych. W połowie 1940 r. utworzono zarząd przymusowy dla żydowskiej własności nieruchomej. W początkowym okresie pozostawiono Żydom pewien drobny udział w zyskach. Długi firmowe musiał spłacać dawny właściciel żydowski z własnej kieszeni, podczas gdy dochody wpływały do kasy komisarza zarządu przymusowego.

7 czerwca 1940 r. Leist ogłosił zarządzenie, które było przygotowaniem do wyodrębnienia getta w Warszawie.

„Żydzi wprowadzający się do miasta Warszawy mogą się osiedlać tylko w części miasta oddzielonej murem, a zamieszkali w Warszawie mogą przy zmianie mieszkania wprowadzać się tylko do nowego mieszkania w dzielnicy otoczonej murem”. We wrześniu i październiku 1940 r. nastąpiło dalsze zgłaszanie zakazów i ograniczeń swobody ruchu dla Żydów warszawskich.

W obrębie obszaru zamkniętego Seuchensperrgebiet ustala się specjalną godzinę policyjną, a w ciągu określonych godzin zabrania się opuszczać obszar zamknięty. Oddzielne obwieszczenie, również z datą 7 października, normuje zachowanie się Żydów w Warszawie. Nie mają oni prawa wstępować na Adolf Hitler Platz (pl. Piłsudskiego), przechodzić przez Siegerstrasse (Al. Ujazdowskie). Przy czym zaznacza się w obwieszczeniu, że każdorazowo będzie podany zakaz, dotyczący dalszych ulic i placów. Nakazuje się również Żydom, by przy spotkaniu osób noszących uniformy niemieckie ustępowali miejsca w sposób wyraźnie widoczny, a na wezwanie schodzili z chodnika. Do wymienionych ograniczeń dochodziły zakazy poruszania się po drogach publicznych, nie mówiąc już o używaniu środków lokomocji, począwszy od kolei, a skończywszy na furmankach chłopskich.

2 października 1940 r. gubernator Ludwig Fischer zarządził utworzenie dzielnicy żydowskiej na terenie Warszawy pod pretekstem usunięcia niebezpieczeństwa zarazy. Cała żydowska ludność stolicy została przesiedlona na tereny dwóch dzielnic, których nie wolno było opuszczać. Przy utworzeniu dzielnicy żydowskiej wyłączono z niej największy szpital żydowski na Czystem. Obwieszczenie Leista z 16 października 1940 r. określało granice dzielnic żydowskich, omawiało również całą techniczną stronę przesiedlenia, którego termin końcowy wyznaczało na 31 października 1940 r., by następnie przedłużyć go do 15 listopada 1940 r. A więc plan utworzenia dzielnicy żydowskiej Warszawy, który zrodził się już w 1939 r. w kołach administracji niemieckiej w Warszawie, przeszedł w stadium realizacji. Charakterystyczne, że Niemcy wiadomość o utworzeniu dzielnicy żydowskiej podali Żydom w ich uroczyste święto – Sądny Dzień – 12 października 1940 r. Około godz. 14.00 ogłoszono przez megafony o zarządzeniu utworzenia dzielnicy żydowskiej z podaniem jej granic, naruszając celowo nastrój największego ze świąt żydowskich. W kilka dni później w „Nowym Kurierze Warszawskim” ukazał się plan dzielnicy żydowskiej. Odbiegał on w znacznym stopniu od pierwotnie obwieszczonego przez megafony. W okresie od ogłoszenia o utworzeniu dzielnicy żydowskiej do 31 października, a nawet później, gdy przedłużono termin przesiedlenia do 15 listopada, w planie dzielnicy zachodziły wciąż zmiany. Na skutek ciągłych zmian niektórzy musieli przeprowadzać się dwu- i trzykrotnie. Prawie sto tysięcy Żydów przesiedlono do części miasta zamieszkałej w większości przez Żydów, a z tej części wysiedlono ok. 60 tys. Polaków. Jednak w owym czasie nikt z Żydów nie wierzył, aby getto miało charakter zamknięty.

Stopniowo zmieniał się sposób ogradzania dzielnicy. Otoczono ją drutem kolczastym, następnie wybudowano na koszt rady żydowskiej wysokie mury pokryte tłuczonym szkłem, pozostawiając tylko kilka wylotów. 15 listopada getto nagle zostało zamknięte. Na wylotach stanęli żandarmi, stworzono coś pośredniego między rogatkami a granicą państwa. Na niektórych wylotach, w szczególności na Żelaznej, Chłodnej, odbywały się koszmarne sceny. Żandarmi niemieccy zatrzymywali Żydów, którym kazali się gimnastykować z cegłami w ręku, wdrapywać na mury, kłaść w błocie. Prócz tego częste były wypadki strzelania do przechodniów. W grudniu 1940 r. i styczniu 1941 r., a nawet i później co kilka dni, a czasem codziennie, można było zanotować wypadki zastrzelenia przez żandarmów po jednej, a nawet po kilka osób. Często przychodzili do getta ludzie w mundurach niemieckich i strzelali do Żydów bez powodu, jak do żywego celu, dla sportu. Przejeżdżający kilka razy dziennie przez getto Niemcy, zdążający na Pawiak, strzelali z aut do przechodniów.

Oficjalne zarządzenie Leista z 14.I. 1941 r. komunikowało, że: „Dzielnica żydowska Warszawy zostaje ograniczona przez uwidocznione w załączniku ulice; Żydzi przebywający poza swą dzielnicą będą karani grzywną do tysiąca złotych lub więzieniem do trzech miesięcy; podlega również karze: kto dopomaga Żydowi przebywać poza dzielnicą, kto wie lub otrzyma wiadomość o przebywaniu Żyda poza dzielnicą i nie zrobi natychmiast o tym doniesienia. Żydzi, działający wbrew powyższym przepisom mogą być wyznaczeni do obostrzonej, długotrwałej pracy przymusowej”.

Utworzenie żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej doprowadziło w konsekwencji do całkowitej eksterminacji gospodarczej Żydów. Dostęp do przedsiębiorstw leżących poza dzielnicą był niemożliwy. Około czterech tysięcy żydowskich przedsiębiorstw w Warszawie poniosło ogromne straty materialne, gdyż towary ich, które z utworzeniem dwóch dzielnic znalazły się po tzw. stronie aryjskiej, zostały skonfiskowane. Daremne były żale, wyrażone z tego powodu przez prezesa rady żydowskiej Czerniakowa w liście do szefa dystryktu warszawskiego.

Zarządzeniem z 13 lutego 1941 r. Leist wprowadza zakaz „zbywania towaru Żydom poza żydowską dzielnicą mieszkaniową”. W praktyce żandarmeria rozstrzeliwała osoby przyłapane na przewozie towarów do getta.

Na terenie całego dystryktu warszawskiego w miastach i miasteczkach z ludnością żydowską latem 1940 r. rozpoczęły się prace przygotowawcze dotyczące tworzenia gett. Starosta powiatowy warszawski Rupprecht 2 lipca 1940 r. zawiadomił burmistrzów i wójtów o zamiarze urządzenia w każdej gminie getta dla Żydów i prosił o przedstawienie odpowiednich propozycji w sprawie przewidzianych ulic dla gett w oddzielnych miejscowościach. 7 grudnia 1940 r. starosta Rupprecht wydał zarządzenie o nałożeniu na ludność żydowską pow. warszawskiego kontrybucji w wysokości stu tysięcy złotych, która to suma miała być w całości wpłacona 20 grudnia 1940 r.

Getto w Otwocku nie było z początku ogrodzone. Wolno było z niego wychodzić. Niebawem jednak ten stan rzeczy się zmienił. Dzielnica żydowska w Otwocku zarządzeniem starosty powiatowego warszawskiego z rygorem natychmiastowej wykonalności 10 stycznia 1941 r. została uznana gettem zamkniętym. Żydom więc zabroniono opuszczać je.

Również w innych miejscowościach pow. warszawskiego tworzono getta. Żydzi w Łomiankach otrzymali nakaz przesiedlenia do getta w terminie do 15 listopada 1940 r. Nakreślono bardzo ciasne granice i przesiedlono tam również Żydów z okolicy. Przewodniczący gminy Młociny otrzymał pismo 2 grudnia 1940 r. od starosty powiatowego warszawskiego, by Żydów zamieszkujących w gminie przesiedlił najpóźniej do 10 grudnia 1941 r. in der Fort Solipse, Stadtgemeine Włochy.

To samo zjawisko tworzenia gett powtarzało się we wszystkich powiatach dystryktu warszawskiego. I tak w Górze Kalwarii na początku zimy 1940 r. rozpoczęła się plaga przesiedlania Żydów do specjalnie dla nich przeznaczonych ulic, gdzie dał się odczuć brak mieszkań. Przesiedlono tam również ludność żydowską z okolicznych wsi i gmin. W styczniu 1941 r. w Tarczynie urządzono getto dla Żydów. Składało się z małej liczby domów, było ciasne i wąskie. Wszyscy Żydzi zamieszkali poza miastami: Błędów, Tarczyn, Mogielnica, Góra Kalwaria, Warka i Grójec mieli natychmiast przeprowadzić się do najbliżej położonego miasta. Od 27 stycznia 1941 r. żaden Żyd nie miał już prawa zamieszkiwać na terenie tych gmin. Z iście niemiecką perfidią uzasadniano to zarządzenie: otóż mieszkający po wsiach Żydzi nie podlegali żadnym kontrolom sanitarnym i byli przyczyną epidemii. Następuje również groźba, iż Żyd, który po wymienionym terminie będzie spotkany poza okręgiem swego miejsca zamieszkania, może być natychmiast rozstrzelany.

Starosta powiatowy Sochaczew-Błonie, Pott, zarządza utworzenie dzielnicy żydowskiej w Żyrardowie, dokąd do 15 grudnia 1941 r. mają przenieść się Żydzi mieszkający poza granicami tej dzielnicy. Wypadało wyprowadzić się w ciągu 24 godzin do getta i stłoczyć się w ciasnych mieszkaniach. Na dodatek w czasie największych mrozów z Sochaczewa do Żyrardowa przesłano 900 Żydów.

Również w powiatach na wschód od Warszawy powstały getta: w pow. garwolińskim, siedleckim, sokołowskim, mińskim. W grudniu 1940 r. na zebraniu miesięcznym starostów powiatowych w dystrykcie warszawskim, któremu przewodniczył Ludwig Fischer, kierownik wydziału „Przesiedlenie” (Umsiedlung), Reichsamtsleiter Schön podał do wiadomości, że w dystrykcie warszawskim akcja tworzenia żydowskich dzielnic mieszkaniowych zostanie w najbliższym czasie zakończona.

Politykę populacyjną w stosunku do Żydów cechują ciągłe przesiedlenia, zarówno z obszaru na obszar, z miasta do miasta oraz z ulicy na ulicę w ramach zmieniających się ciągle granic getta. Starano się zaostrzyć warunki życia w dzielnicy żydowskiej Warszawy, żeby Żydów umierało więcej i prędzej, a ci, co pozostaną, by cierpieli dotkliwiej. W tym celu co pewien czas zmniejszano dzielnicę i 15 do 20 tys. ludzi przerzucano do i tak przepełnionej dzielnicy. Czyniono to gwałtownie, żeby utrudnić sytuację, a że przy tym rzemieślnik tracił swój warsztat pracy, a lekarz lub dentysta swój gabinet, to o to przecież chodziło.

Getto wielokrotnie przeżywało zmiany swoich granic. Za każdym razem setki i tysiące rodzin traciły mieszkania, które dla wielu były jedyną podstawą egzystencji. Pierwszej większej zmiany dokonano w końcu września 1941 r., gdy polecono Żydom do 5 października 1941 r. opuścić domy w okolicach Siennej (strona nieparzysta). Zarządzenie to wydał Auerswald, w swoim czasie mianowany przez szefa dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera komisarzem dla dzielnicy żydowskiej w Warszawie. 6 października postawiono wzdłuż Siennej na środku jezdni prowizoryczny parkan z drutu kolczastego, wysokości półtora metra. Następne zmiany w październiku i grudniu 1941 r. dotyczyły odcinków południowego i północnego, znajdujących się na peryferiach dzielnicy żydowskiej. Wprawdzie do dzielnicy włączono pewne sąsiadujące z nią ulice, lecz mieszkania tam mogły pomieścić tylko drobną cząstkę eksmitowanych. W wyniku tych zmian przesiedlona została znaczna część ludności żydowskiej. Chociaż mogło się zdawać, że granice dzielnicy zostały w grudniu 1941 r. ustalone ostatecznie, to w marcu 1942 r. na zarządzenie władz niemieckich wyłączono z getta ul. Rymarską, część Przejazdu, Tłomacką [Tłomackie] wraz z synagogą i Biblioteką Judaistyczną. W czerwcu 1942 r. wyłączono z dzielnicy bloki domów w okolicy Muranowskiej, Pokornej i Bonifraterskiej. Przez wyłączenie wymienionych ulic dach nad głową straciło kilkanaście tysięcy osób. Umieszczenie tych ludzi w mieszkaniach było problemem prawie niemożliwym do rozwiązania przy istniejącym absolutnym braku pomieszczeń. Niektóre rodziny z powodu ciągłego ograniczania granic getta musiały przeprowadzać się trzy, cztery do sześciu razy w ciągu dwóch lat. Nowe mury nie idą w poprzek, jak na początku, a wzdłuż ulic: parzysta strona – żydowska, nieparzysta – „aryjska”. Wąskie uliczki, jak wąwozy, pozostają jedyną arterią getta. Wszelkie zmiany utrudniają ruch na ulicach, zmniejszają możliwości komunikacyjne. Obok wyczerpania nerwowego ludności żydowskiej następuje coraz głębsza pauperyzacja, którą potęguje niepewność dachu nad głową. Ciągła niepewność jest Niemcom potrzebna dla skutecznego sprawowania władzy. W ten sposób chcą złamać duchową odporność Żydów, która stanowi ich jedyną broń w walce z okupantem.

Granice getta się zmniejszają i na zmniejszonym obszarze zostają wtłoczone coraz większe masy ludzkie. Na początku 1941 r. wielka fala przesiedleńcza objęła większość miejscowości dystryktu warszawskiego, jak Żyrardów, Łowicz, Sochaczew, Mszczonów, Grodzisk, Grójec, Góra Kalwaria, Piaseczno. Żydów z tych miast, położonych na zachód od Warszawy, postanowiono przesiedlić do dzielnicy żydowskiej w stolicy. Na parę dni przed wysiedleniem do Warszawy Żydów z Jeziornej zjechała się do miasteczka brać egzekucyjna (trzeci Urząd Skarbowy, Warszawa-powiat) z polecenia inspektora finansowego, z wyraźnym nakazem zabierania z mieszkań żydowskich wszystkiego co najcenniejsze, bez oglądania się na to, czy odwieziony Żyd prowadził jakiekolwiek przedsiębiorstwo i czy zalega z podatkami. W każdym mieszkaniu była przeprowadzana rewizja osobista. Przy wysiedleniu 25 stycznia 1941 r. zastępca starosty zezwolił na zabranie osobistych bagaży, lecz nie więcej, niż każdy unieść potrafił. Starostwo powiatowe powiatu Sochaczew-Błonie opracowało dokładny plan wysiedlenia Żydów z powiatu do Warszawy, w czasie od 1 do 20 lutego 1941 r., w następującym porządku: Żyrardów, Wiskitki i Mszczonów między 1 a 9 lutego, Grodzisk między 10 a 14 lutego, Sochaczew między 15 a 16 lutego, Błonie między 17, 18 a 19 lutego. Każdy Żyd miał prawo zabrać ze sobą 25 kg Flüchtlingsgepäck i zaprowiantowanie na drogę na okres dwóch dni. Nie zezwolono na zabranie koni i bydła, lecz 2 stycznia 1941 r. o godz. 12.00 należało je dostarczyć burmistrzom. Do 31 stycznia 1941 r. mieli się przesiedlić do Grodziska Żydzi z Brwinowa, Podkowy Leśnej, Nadarzyna, Milanówka i innych miejscowości. W dniu przymusowego transportu do Warszawy w ciągu 15 min ściągnięto na plac jarmarczny 5,4 tys. Żydów przebywających w Grodzisku. Wprowadzano ich do zamkniętych wagonów towarowych i etapem odstawiano do Warszawy. W końcu lutego opuścili swe miasteczka, kierując się do Warszawy, Żydzi z Góry Kalwarii i Tarczyna. 1 marca 1941 r. Skierniewice były Judenrein. Do 10 marca 1941 r. Łowicz opuściło i powędrowało do Warszawy ok. siedmiu tysięcy Żydów. W sierpniu 1941 r. przybyło do Warszawy ok. 200 Żydów z Legionowa. W końcu marca 1942 r. przywędrowało ok. 1,6 tys. Żydów z Pustelnika, Marek, Okuniewa, Wawra i Miłosnej. Z Wawra i Okuniewa gnano ich pieszo. Po drodze rozstrzelano wiele osób, dla których tempo marszu było zbyt szybkie. Również przesiedlenie z Tłuszcza k. Warszawy pociągnęło za sobą dużo ofiar w ludziach. W nocy z 25 na 26 maja żandarmeria i SD otoczyły getto w Tłuszczu. Nad ranem zgromadzono całą ludność żydowską na rynku. Przed wysiedleniem Niemcy obrabowali wszystkich bez wyjątku Żydów z pieniędzy, kosztowności i bagażu. Na szosie radzymińskiej dziko gonili mężczyzn i strzelali z karabinów maszynowych w tłum, co przyniosło wiele trupów i rannych.

Jak wyglądali ci przesiedleńcy, którzy zostali spędzeni do Warszawy? Idący pieszo, uginają się pod ciężarem nędznych tobołów, betów i naczyń. Są to wynędzniałe, wygłodniałe postacie o tragicznym wyrazie twarzy. Na twarzach ich maluje się strach lub ostateczne przygnębienie i rezygnacja. Przybywający dalszych z okolic na samochodach, zatłoczonych po brzegi stojącymi przeważnie ludźmi, mają twarze sinoblade i niezmiernie znużone, zrozpaczone. Pośród przywiezionej 5 marca 1941 r. grupy starców znaleziono siedmiu zmarłych.

W związku z przesiedleniami w marcu 1941 r. notuje się najwyższą liczbę Żydów w Warszawie, a wynosiła ona 445 tys., w tym 150 tys., tj. 31 proc., to ludność napływowa. Zagęszczenie Żydów w getcie warszawskim było więc kolosalne. Więcej niż jedna trzecia całej ludności stolicy była zamknięta na obszarze, który stanowił 1/20 część terytorium Warszawy.

W dzielnicy tzw. aryjskiej na hektar przypadało dziesięć razy mniej ludzi niż w getcie. Tam na ulicach falowały takie tłumy, że niepodobna było się przecisnąć; przechodziło się jezdnią przez gęstą, zwartą masę. Tłum obdarty do ostateczności; widziało się ludzi w łachmanach, nawet bez koszuli.

14 maja 1941 r. został mianowany przez Ludwiga Fischera komisarz niemiecki na dzielnicę żydowską w Warszawie, adw. Auerswald. W punkcie drugim zarządzenia o mianowaniu Auerswalda zaznacza się, że będzie on otrzymywał dyrektywy bezpośrednio od gubernatora. Mają mu podlegać również wszystkie sprawy żydowskie w dystrykcie warszawskim.

Profesor Hirszfeld pisze o Auerswaldzie, że został on postawiony na czele dzielnicy, by dbać o to, aby Żydzi odpowiednio do rozkazu dość szybko wymierali, nie wywołując publicznego zgorszenia. Od marca 1941 r. następuje spadek liczby ludności żydowskiej w Warszawie, chociaż w dalszym ciągu przybywają przesiedleńcy z prowincji. Przyczyny zmniejszenia liczebności należy doszukiwać się w rosnącej wciąż śmiertelności ludności żydowskiej w Warszawie. Już od chwili zamknięcia getta gwałtownie zaczęła się zwiększać śmiertelność wśród Żydów. Do wojny średnio miesięcznie umierało 250 do 300 Żydów. Jesienią 1939 r. aż do zamknięcia getta, tj. do listopada 1940 r., przeciętnie umierało 500 osób. Od grudnia 1940 r. śmiertelność zaczyna szybko rosnąć: 500, 1000, 1200, 1500, 3500, 4000, 5500 osób miesięcznie. W lutym 1942 r. śmiertelność osiąga maksimum – sześć tysięcy ludzi miesięcznie, nie licząc wypadków śmierci nierejestrowanych. W ciągu 20 miesięcy istnienia getta w Warszawie, od listopada 1940 do lipca 1942 r. umarło przeszło sto tysięcy ludzi.

Ta liczba to 25 proc. mieszkańców getta. Biorąc pod uwagę śmiertelność za ostatni miesiąc, można było liczyć na zupełną likwidację Żydów getta warszawskiego w ciągu trzech do czterech lat. Czy suche liczby zdołają odtworzyć całą zgrozę, która panowała w owym czasie w getcie? Na ulicach na każdym kroku spotykało się konające istoty ludzkie, wychudzone do ostateczności. Leżały nagie, przykryte tylko papierem ciała umarłych, których nie zdołano jeszcze pochować. W stronę cmentarza ciągnęły nieprzerwane procesje z wózkami i wózeczkami załadowanymi trupami. Kostnice przy szpitalach i cmentarzach były stale pełne trupów.

Do tego piekła napływają coraz to nowe masy ludzkie. Jasne, że koncentracja Żydów w getcie warszawskim była wielkim krokiem naprzód w dziele urzeczywistnienia podstawowego planu władz niemieckich, a mianowicie zupełnego zniszczenia tego narodu. Jednocześnie wszelkie skupianie ludzi wycieńczonych samo przez się było dostatecznym środkiem dla zmniejszenia ogólnej liczby Żydów. Gdzież bowiem ich umieszczono?

Przesiedleńców umieszczano w punktach dla uchodźców, w przytułkach, w schroniskach, gdzie pozbawieni wszelkich zasobów znosili straszliwy głód i zimno. Szczególnie wielki był procent śmiertelności wśród przesiedlonych. Punkty dla uchodźców to były często wielkie, puste, nieopalane sale, bocznice i hale fabryczne. W punktach dla uchodźców żywi spali razem z trupami przez wiele dni. Tam ludzie wyprzedali już wszystko, tak dosłownie wszystko, że w nocy rodziny przykrywały się pierzem, gdyż powłoczki, wsypy, koperty – były sprzedane. Dom przy ul. Dzikiej 3, o pojemności 400 osób, mieścił dwa tysiące ludzi. Maleńka posesja przy ul. Dzikiej 19 była tak przeludniona, że ludzie siedzieli obok siebie w kuchni na podłodze. Lecz śmiertelność wśród uchodźców była tak straszna, że domy dla uchodźców likwidowały się samoistnie.

Dzielnica żydowska w Warszawie przez drakońskie zarządzenia władz niemieckich została najściślej odizolowana od pozostałego świata. W pewnej chwili pojawiły się plakaty, że Żydom schwytanym poza murami dzielnicy będzie wymierzana kara śmierci. Obwieszczenie o karze śmierci za opuszczenie dzielnicy żydowskiej wydał 5 listopada 1941 r. komisarz Auerswald. Wyroki w tych sprawach miały ferować sądy specjalne. Tydzień po wydaniu tego obwieszczenia, 12 listopada, wyrokiem sądu specjalnego w Warszawie za opuszczenie dzielnicy żydowskiej skazano na śmierć osiem osób, w tym sześć kobiet. Po pewnym czasie pojawiła się nowa lista osób, które zostały rozstrzelane za przekroczenie granicy. A potem przestano listy ogłaszać – zgładzonych było zbyt wielu. Tej komórki sprawiedliwości: sąd specjalny, wyrok i egzekucja [w] więzieniu na Gęsiej również niebawem zaniechano. Zastosowano bardziej elastyczną, odpowiadającą potrzebom chwili i nieskrępowaną sztywnymi paragrafami procedurę. Osoby zatrzymane po stronie „aryjskiej” wożono z alei Szucha do dzielnicy żydowskiej i krótkim strzałem w bramach domów likwidowano sprawę.

W końcu 1941 r. powstał na terytorium dystryktu warszawskiego karny obóz pracy w Treblince. 15 listopada 1941 r. gubernator Fischer podpisał zarządzenie, iż celem zwalczania szkodnictwa społecznego pewnych osobników ma być zorganizowany w Treblince obóz pracy. Do obozu tego na czas od dwóch do sześciu miesięcy mogą być wysyłane osoby, które wykraczają przeciwko zakazom lub poleceniom wydanym przez niemieckie władze Generalnego Gubernatorstwa.

Fischer zastrzegł sobie osobiście prawo wysyłania do obozu – poza uprawnionymi do tego dowódcą SS i policji w dystrykcie warszawskim, starostą miejskim w Warszawie oraz starostami powiatowymi dystryktu. Obóz w Treblince zyskał szybko ustaloną nazwę. Opinie o Treblince urobiły wiadomości o zakażonych tam jeńcach sowieckich i chłopach, którzy nie wnieśli kontyngentów. Codziennie z Treblinki posyłano ludzi na pracę do Małkini. Pośród wysłanych osób w końcu dnia liczono zwykle 15–20 zabitych. W styczniu 1942 r. z Otwocka wysłano przeszło dwustu zdrowych ludzi do obozu karnego w Treblince. Z grupy tej po krótkim czasie zostało 15 osób.

Na zmaltretowanych mieszkańców getta warszawskiego w czasie straszliwie mroźnej zimy 1941/42 r. spadło specjalne zarządzenie Auerswalda dotyczące futer. Mocą tego zarządzenia z 25 grudnia 1941 r. Żydzi pod karą śmierci byli zobowiązani do oddania w przeciągu trzech dni wszystkich posiadanych płaszczy i okryć futrzanych, kołnierzy futrzanych, jak również wszystkich innych futer i skór obrobionych lub nieobrobionych. Wartość obiegowa futer zabranych Żydom wynosiła 80 mln zł. Apetyty niemieckie wciąż rosły. Władze miejscowe zapragnęły jeszcze półtora tysiąca kożuchów dla urzędów niemieckich. Wtedy to zgodziły się na pewną transakcję handlową. Okazały gotowość wypuszczenia na wolność 300 osób, aresztowanych za przekroczenie [granicy] dzielnicy żydowskiej, pod warunkiem dostarczenia półtora tysiąca kożuchów dla urzędów niemieckich. Żydowscy działacze społeczni zwołali masowe zebranie ludności żydowskiej w sprawie ratowania aresztowanych od śmierci. Uchwalono zebrać półtora miliona złotych na kupno skór, którą to sumę zebrano i uszyto za nią kożuchy dostarczone władzom.

Metody stosowane przez Niemców celem likwidacji ludności żydowskiej były rozmaite; eksterminacji służył również stosowany przez Niemców przymus pracy dla Żydów. Rozporządzenie generalnego gubernatora Franka z 26 października 1939 r. wprowadza ustawowy przymus pracy dla Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Przewidywało ono wcielanie Żydów do oddziałów robotniczych pracy przymusowej. W tej niewinnej nazwie – obóz pracy przymusowej – była już zawarta myśl o przyszłych obozach koncentracyjnych, o przyszłych obozach zagłady. 12 grudnia 1939 r. Krueger, jako wyższy dowódca SS i policji Generalnego Gubernatorstwa, wydał rozporządzenie wykonawcze, gdzie określał, że przymus pracy dotyczy Żydów w wieku od 12 do 60 lat. Przymus ten w zasadzie miał trwać dwa lata, ale może być, jak głosi rozporządzenie Kruegera, przedłużony, jeśli jego „cel wychowawczy” nie będzie osiągnięty. Przyszłość pokazała, że tym celem wychowawczym była eksterminacja i kompletna zagłada Żydów. Paragraf 6 rozporządzenia Kruegera przewidywał kary ciężkiego więzienia do dziesięciu lat za naruszenie przepisów o pracy przymusowej, przy czym wyrokować miał sąd specjalny. Zresztą jeszcze przed wydaniem tego rozporządzenia Niemcy, wierni swej zasadzie wprowadzania w życie tych czy innych praktyk przed ich ustawowym uregulowaniem, nie oglądając się na żadne formalności, łapali Żydów do różnych prac, czasem zupełnie bezcelowych, obliczonych jedynie na szykanowanie i nękanie pracujących.

Niezależnie od ostatecznego celu (zagłada), Niemcy, stosując przymus pracy wobec Żydów, mieli też na uwadze czysto praktyczne względy, polegające na wyzysku sił fachowych i umiejętności żydowskich pracowników. Świadczy o tym chociażby okólnik kierownika Głównego Wydziału Pracy przy urzędzie generalnego gubernatora (nr 100/40 z 5 lipca 1940 r.). Mowa w nim o tym, iż w związku z brakiem sił roboczych, konieczne jest wyzyskanie przez Generalne Gubernatorstwo żydowskiej siły roboczej, tym bardziej, że wśród Żydów jest sporo dobrych fachowców i rzemieślników.

Ciężką zmorą dla Żydów warszawskich i Żydów zamieszkałych w powiatach dystryktu warszawskiego były ustawiczne łapanki na ulicach i w domach pracy przymusowej. Urządzane przez Wehrmacht, policję niemiecką i policję granatową, z reguły połączone były z biciem, szykanami i katowaniem schwytanych. O skali łapanek świadczy chociażby to, że w zimowych miesiącach 1939/40 r. zapotrzebowanie na robotników żydowskich w Warszawie, zmuszanych do najcięższych robót (usuwanie gruzu, śniegu) dochodziło do 12 tys. osób dziennie, niezależnie od zapotrzebowania na inne roboty. Szczególnie smutną sławę miały łapanki urządzane przez gestapo. Złapanych zatrzymywano na dwa do pięciu dni, zmuszając do pracy przy ul. Narbutta, a jednocześnie bezlitośnie mordowano i katowano. Z ul. Narbutta kierowano złapanych do folwarku w Falentach, gdzie ludzi zakopywano żywcem. (Kierownikiem folwarku był Niemiec Bindernagel). Niemiec Schiling zakopywał ludzi po szyje i obserwował męki nieszczęśliwych ofiar). Znane są takie i inne epizody, ilustrujące łapanki i pracę przymusową Żydów.

Oto epizody np. dotyczące 14-dniowej pracy w ogrodzie sejmowym:

Na początku grudnia 1939 r. na pl. Żelaznej Bramy zatrzymano ok. stu osób i doprowadzono je do gmachu sejmowego. Po wypytaniu o personalia – czemu towarzyszyło bicie i kopanie – zatrzymanych podzielono na trzy grupy. Jednej kazano przenosić kartofle z jednego końca piwnicy na drugi, drugiej – węgiel, a trzecia grupa musiała kopać grób w ogrodzie sejmowym. Gdy grób był gotowy, sprowadzono ośmiu małych harcerzy, rozstrzelano ich, wrzucono do grobu i kazano Żydom grób zasypać. Następnego dnia kazano Żydom znowu przesypywać kartofle i zanosić je do kuchni. Noszącym worki po 40 do 50 kg wagi kazano biegać, a gdy który upadł, kopano go i bito bezlitośnie. Jeden z Żydów zemdlał pod razami, przy czym nie docucono się go. W ciągu następnych dni Żydzi układali cegły przy 30-stopniowym mrozie, bez przerwy cały dzień.

Niezależnie od tego Niemcy tworzyli liczne obozy pracy przymusowej, w których Żydzi wykonywali ciężkie roboty drogowe, polne, wodne, budowlane przy ostrym regulaminie pracy.

Drobne nawet przewinienia pociągały za sobą zastrzelenie lub powieszenie więźnia. Odżywanie było o wiele gorsze niż w obozach koncentracyjnych. Robotnicy żydowscy, po wykorzystaniu ich jako siły roboczej, byli skazani na zagładę. Obozy pracy nazywano w getcie obozami śmierci. W takich obozach zwykle po paru miesiącach wybuchała epidemia tyfusu plamistego. Bardzo często stosowano wtedy nader radykalne leczenie. Chorych zabijano, a czasem likwidowano (uśmiercano) cały obóz.

Stopniowo rozrastała się sieć obozów, dokąd tysiącami kierowano Żydów z Warszawy i z dystryktu warszawskiego. Już w połowie 1940 r. w dystrykcie lubelskim było przeszło 30 obozów pracy dla Żydów z obsadą dziesięciu tysięcy osób (rekrutujących się przeważnie z Warszawy i dystryktu warszawskiego). Rośnie także sieć obozów żydowskich w dystrykcie warszawskim.

Już w 1940 r. istniały obozy pracy dla Żydów w Krakowie, Częstochowie, Jasieńcu, Zalesiu, Kampinowie [Nartach k. Kampinosu], Szymanowie, Woli Boglewskiej, Strudze, Dębsku i inne. Żydowskie obozy pracy istniały też w Irenie-[Dęblinie], pow. Garwolin [sic!] z przeciętnym stanem zaludnienia tysiąc osób, w Karczewie pow. warszawski (400 osób), Legionowie pow. warszawski, Nartach pow. Sochaczew (300 osób), Wilanowie pow. warszawski (400 osób), w Wildze (800 osób) itd. Zaznaczamy, że mowa tu o obozach tworzonych w okresie poprzedzającym masowe akcje likwidacyjne.

Dla ilustracji warunków życia w obozach pracy powołamy się na szereg przykładów.

Na Pradze, przy ul. Kawęczyńskiej 8, urządzono obóz pracy dla młodocianych Żydów, gdzie przebywali chłopcy z Warszawy, Rembertowa, Otwocka, Wołomina i innych miejscowości okręgu warszawskiego. Więźniów torturowano, wielu z nich rozstrzelano. Jak wynika z zeznania Mojżesza Grinsztejna, złożonego przed protokolantem Okręgowej Żydowskiej Komisji Historycznej, schwytano go w łapance ulicznej na początku marca 1941 r. (miał wtedy 16 lat). Zaprowadzono go na Leszno do punktu zbornego, gdzie złapani przebywali o głodzie przez dwa dni. Stamtąd wywieziono go wraz z innymi schwytanymi w zaplombowanych wagonach (po 60 osób w wagonie) do Puszczy Kampinoskiej. Umieszczono ich w obozie, który nosił nazwę „Piekło”. Komendant obozu, volksdeutsch, był wykwalifikowanym sadystą. Więźniowie pracowali przy melioracji w najokropniejszych warunkach. Dostawali dziennie jako pożywienie dziesięć dekagramów chleba i trzy czwarte litra mętnej letniej wody. Przy pracy stali po kolana w wodzie. Ludzie masowo chorowali, codziennie kilka osób umierało. Zeznający zrozumiał, że długo w tych warunkach nie wytrzyma. Pewnej nocy uciekł przez latrynę i wrócił do getta warszawskiego.

Gdy latem 1940 r. wysłano z Warszawy kilka tysięcy robotników żydowskich do obozu pracy w Lubelskiem, okazało się, że nie było baraków dla przybyłych. Jedynie jedna dziesiąta ich część znalazła schronienie w stodołach i ruinach.

Nawet tak oficjalny dokument jak sprawozdanie o zagadnieniach gospodarczych sporządzone przez Judenrat w Warszawie na żądanie komisarza dzielnicy żydowskiej Auerswalda, za okres od 15 maja 1941 r. do 15 maja 1942 r. stwierdza następujący fakt: po wysłaniu w kwietniu i w maju 1941 r. większej liczby ludzi do obozów pracy, okazało się, że w wielu przypadkach obozy nie były zaopatrzone w żywność; w związku z tym rozpoczął się powrót robotników do Warszawy, a jednocześnie jednak kontynuowano wysyłanie następnych robotników do obozów.

Ochronę żydowskich obozów pracy pełnił tzw. Lagerdienst (służba obozowa), złożony z kryminalistów ukraińskich, polskich i volksdeutchschów. Następująca okoliczność dobrze charakteryzuje, co przedstawiała owa służba obozowa; gdy zapytano się władze obozowe, czy sprawdzano kartotekę urzędu śledczego przy rekrutacji funkcjonariuszy służby obozowej, padła odpowiedź, że przy przyjęciu do tej służby decyduje jedno kryterium: stosunek do Żydów. Jaki miał być ten stosunek do Żydów, nietrudno się domyśleć. Służba obozowa pod pretekstem uniemożliwienia zamierzonej ucieczki nieraz łamała więźniom kończyny, zaspokajając w ten sposób swoje sadystyczne skłonności. Jeżeli ktoś z uwięzionych miał pieniądze lub zegarek, obrabowywano go ze wszystkiego, a dla zatarcia śladów zabijano.

Ponad 20 tys. Żydów z Warszawy przeszło w 1940 r. przez obozy pracy. Jeśli idzie o zamieszkałych w powiatach dystryktu warszawskiego, to przeważająca ich część przeszła gehennę obozową. Tysiące Żydów, więźniów obozów tak z Warszawy, jak i dystryktu warszawskiego, zginęły w obozach skutkiem rozstrzelania, śmiertelnego pobicia, chorób, wycieńczenia itd. Znana jest liczba 300 więźniów Żydów, którzy wskutek wyczerpania zmarli w getcie warszawskim po powrocie z obozu. W okresie od 1 listopada do 31 grudnia 1940 r. powróciło do getta warszawskiego z obozu 3 298 osób; z nich 2 898, czyli prawie 90 proc., po powrocie musiało korzystać z pomocy lekarskiej, przy ustalonym stanie zapaści. Pewną liczbę musiano umieścić w szpitalach.

Inne przykłady, ilustrujące warunki przebywania w obozach. W Drewnicy pod Warszawą, w obozie żydowskim wymordowano wszystkich więźniów tylko z tego powodu, że lekarz stwierdził kilka wypadków tyfusu plamistego.

W Warszawie przeprowadzono obdukcję zwłok pewnego Żyda z obozu w Garwolinie – stwierdzono skomplikowane złamania kończyn, wewnętrzny wylew krwi, liczne rany kłute.

Oto co opowiadali lekarze, którzy bywali w obozach pracy: przy pracach wodnych ludzie stali godzinami po pas w wodzie bez żadnego obuwia ochronnego. Reumatyzm i odmrożenia [były] na porządku dziennym, w zależności od pory roku. Bezlitosne bicie, często bez żadnego powodu. Strażnicy bili tak, że łamały im się karabiny. Odżywianie niżej wszelkiego minimum. Więźniowie spali w barakach na gołej ziemi. Rozstrzeliwano za byle co, na oczach wszystkich, każąc uprzednio kopać sobie mogiły.

W obozie w Wildze k. Garwolina komendant miał psa wilka, specjalnie wytresowanego przeciwko Żydom. Pies ten wyrywał im kawałki mięsa.

Znany jest wypadek, że w jednym obozie dwu braci, bliźniąt w wieku 17 lat, ośmieliło się wyjść na wieś, by kupić trochę chleba. Strażnik jednego zastrzelił, a drugiemu kazał pochować brata.

Rozprawiano się z więźniami bez zachowania żadnych „formalności”. Komendant obozu był panem życia i śmierci. Znany jest wypadek, gdy z obozu liczącego 120 osób w ciągu tygodnia zginęło 30.

Więźniowie ginęli masowo z powodu odniesionych obrażeń, głodu i duru plamistego. A często wszystkiego razem. Rozporządzamy danymi liczbowymi dobitnie świadczącymi o straszliwym wyzysku pracy przymusowej Żydów warszawskich.

W sierpniu 1940 r. obowiązkowi pracy przymusowej podlegało ponad 105 tys. Żydów, we wrześniu tegoż roku liczba ta wynosi już ok. 107 500 osób.

Praca rąk żydowskich na rzecz okupanta była z reguły bezpłatna. I tak w 1940 r. przepracowano na rzecz różnych niemieckich instytucji 1 934 437 robotniko-dni (prawie dwa miliony), z tego na rzecz władz SS i policji 331 112, na rzecz wojska 636 745 itd. Ale to jeszcze nie wszystko. Mamy dalsze liczby, nieobjęte powyższym zestawieniem.

Tylko w ciągu czterech miesięcy 1940 r. 35 tys. osób bezpłatnie pracowało w różnych okresach przy najrozmaitszych pracach na rzecz Niemców.

Ale i to jeszcze nie wszystko. Przy Tiefbauabteilung (melioracji) pracowało 80 190 Żydów warszawskich. Zaznaczamy, że te liczby nie obejmują niektórych prac wykonywanych przez Żydów schwytanych w dorywczych łapankach; ta praca wymykała się wszelkiej kontroli.

Wyżej przytoczone liczby świadczą o bezgranicznym wyzysku pracy przymusowej Żydów na rzecz Niemców, pracy wykonywanej przeważnie bezpłatnie. Tylko w czasie od 16 sierpnia 1940 r. do 3 grudnia tegoż roku wysłano do obozów pracy 15 transportów, ogółem 5 253 osoby, w tym z Warszawy 4 118, z prowincji warszawskiej 1 135. Wyżej była już mowa, do jakiej pracy wysyłano Żydów.

Jako dowód i przykład przytoczymy w streszczeniu pismo Arbeitsamtu w Warszawie z 16 listopada 1940 r. Pismo to, skierowane do Judenratu w Warszawie, zawiera żądanie dostarczenia 700 Żydów do robót budowlanych, w tym do Puław 400, do Lublina 300. Pismo podpisane jest przez Regierungsdirektora Hoffmana.

Zmora pracy przymusowej ciąży, rzecz jasna, na Żydach zamieszkałych w miastach i miasteczkach dystryktu warszawskiego. Z nastaniem wiosny 1940 r. rada żydowska w Grodzisku otrzymała przez Arbeitsamt zapotrzebowanie na robotników do prac rolnych w okolicach Grodziska, jak też do Izdebna, Milanówka i szeregu folwarków okolicznych. Prócz tego robotnicy żydowscy z Grodziska znajdowali się w siedmiu obozach dystryktu warszawskiego. W Żyrardowie Żydzi pracowali przy przedłużaniu szosy asfaltowej. Wysłano także stąd Żydów do Radziejowic, Szymanowa, Puszczy Kampinoskiej itd. W Mińsku Mazowieckim niezależnie od tzw. batalionu pracy, który na rzecz Niemców zatrudniał dziennie ok. 170 robotników, szereg grup wysłano na roboty przymusowe na Lubelszczyznę.

500 osób dziennie musiał dostarczać do pracy przy regulowaniu Bzury Judenrat w Łowiczu, a oprócz tego 50 wykwalifikowanych rzemieślników (też codziennie).

Niezależnie od tego odbywały się tu ustawiczne łapanki przechodniów żydowskich do pracy przymusowej. W sierpniu 1940 r. z Łowicza wysłano kilka transportów z robotnikami żydowskimi na roboty przymusowe na Lubelszczyznę.

To są tylko przykłady. Wyżej była już mowa o tym, że większość mieszkańców prowincji warszawskiej przeszła przez piekło obozów pracy i pracy przymusowej. Na odcinku pracy przymusowej Żydów współdziałanie i koordynacja między władzami administracji ogólnej a policji bezpieczeństwa występowały w całej jaskrawości.

Jak wiemy, od 1 do 26 października 1939 r. nadzór na radą żydowską w Warszawie sprawował szef Sicherheitspolizei Meisinger. Od 26 października 1939 r. do listopada 1940 r. nadzór na radą żydowską sprawowali Fischer i Meisinger. Jeżeli jednak idzie o odcinek pracy, to od 1 października 1939 r. do sierpnia 1940 r. (do momentu ustanowienia Pomölera jako szefa Urzędu Pracy dla Żydów) nadzór nad batalionem pracy przy radzie żydowskiej sprawował Meisinger, który jako szef Sicherheitspolizei utrzymywał kontakt z nim w drodze bezpośredniej kontroli. Wiadome jest, że Niemiec Mende w imieniu Meissingera wydawał zarządzenia w sprawie pracy Żydów.

Jakie były zadania batalionu pracy? Obsługiwanie placówek niemieckich (miejsca pracy przymusowej dla Żydów, położone poza dzielnicą żydowską), niemieckich przemysłowych [sic!] i obozów pracy. Na żądanie różnych firm niemieckich batalion pracy wysyłał Żydów do obozów położonych w dystryktach warszawskim i lubelskim do robót melioracyjnych.

W sierpniu 1940 r. wszystkie zagadnienia dotyczące pracy Żydów przydzielone zostały Urzędowi Pracy w Warszawie. Szef urzędu – Pemöler, pełnomocnikiem jego do końca istnienia getta był Regierungsinspektor Ziegler. Obok obowiązku dostarczania ludzi do pracy batalion otrzymał również polecenia wykonania różnych robót i świadczeń dla tzw. placówek, jak na przykład: wyrób narzędzi, ściąganie drogą przymusową Żydów woźniców itd. Władze zazwyczaj żądały błyskawicznego wykonania swoich poleceń.

Oto na przykład 12 sierpnia 1940 r. batalion otrzymał polecenie przygotowania w ciągu dwóch dni transportu robotników gotowych do odjazdu. Transport ten odszedł 16 sierpnia w liczbie 734 osób (w tym 229 z prowincji). Tylko do tzw. letnich obozów pracy wysłano w tym czasie 3 636 osób.

Rozbudowa żydowskich obozów pracy nabrała większego zasięgu w 1941 r. Rozporządzamy następującym dokumentem, podpisanym przez Fischera, dobitnie świadczącym o zamiarze dalszej rozbudowy żydowskich obozów pracy:

„Warszawa, 27 lutego 1941 r., Szef Okręgu Warszawskiego. Obwieszczenie o zaciągu do straży obozowej.

Celem ustrzeżenia żydowskich baraków, które zostaną niebawem utworzone w powiatach okręgu warszawskiego, tworzy się straż obozowa (Legerschutz)…”

(W dalszym ciągu obwieszczenia komunikuje się, że o przyjęcie do pracy mogą ubiegać się Polacy, Ukraińcy, Białorusini, przy czym bliższych szczegółów udzielić mogą starostowie powiatowi).

Żądania władz niemieckich w 1941 r. w sprawie dostarczenia żydowskich robotników dotyczą już nie tysięcy, lecz dziesiątków tysięcy. Świadczy o tym pismo kierownika Transferstelle Palfingera do przewodniczącego rady żydowskiej w Warszawie, które przytaczamy w krótkim streszczeniu.

Adw. Chmurski: Z jakiej daty?

Biegły Gitter: W dokumentach jest data, będzie mogła być podana.

„Do Przewodniczącego rady żydowskiej w Warszawie.

Dotyczy skoszarowania robotników żydowskich wczesną wiosną. Na zasadzie szeregu rozmów z Urzędem Pracy w Warszawie trzeba się liczyć z tym, że do 25 marca 1941 r. wyśle się ok. 25 tys. robotników żydowskich do różnych miejscowości w kraju do wykonania robót melioracyjnych itp. Robotnicy żydowscy zostaną skoszarowani.

W związku z tym do 28 lutego 1941 r. należy mi przedstawić dokładny meldunek o przygotowaniu spisu wymienionych 25 tys. robotników (…)”.

A jednocześnie żądania niemieckie żydowskiej siły roboczej stają się coraz intensywniejsze i bezwzględniejsze, łapanki są coraz brutalniejsze. Schwytani złorzeczą, rwą na sobie odzież, zawodzą. Przez kilka dni przetrzymywani są w ruinach spalonego budynku na Tłomackiem, dawny dom Rundsztejna. Nie ma tam ni pieca, ni drzwi, ni wody, ni ubikacji. Nagie, spalone mury i ludzie spędzeni jak bydło. Straż przy nich pełni Sonderschutz. Kilkakrotnie w ciągu dnia przyjeżdża niemiecki kierownik żydowskiego urzędu pracy Regierungsinspektor Ziegler, patrzy na tych ludzi, na warunki, w jakich się znajdują, a pewnego razu wypowiada prorocze słowa: „Niedługo ogół Żydów będzie im zazdrościł”.

Plaga łapanek trwała przez cały czas istnienia getta. Pod koniec maja 1942 r. spadła na getto ich nowa fala. Rozkazy władz, wystosowane do służby porządkowej były tego rodzaju, że zmuszały do bezwzględnego postępowania. Poszczególne patrole miały za zadanie – pod groźbą podania ich numerów władzy – dostarczyć określony kontyngent ludzi. Zatrzymywano na ulicach nie tylko niezatrudnionych, ale także pracujących w prywatnych przedsiębiorstwach. Niepokojące było to, że niewiadoma była ogólna liczba Żydów, jaka miała być dostarczona Niemcom. Dzienny kontyngent wynosił półtora do dwóch tysięcy mężczyzn. Łapanki trwające bez przerwy doprowadziły wtedy w ciągu kilku dni do całkowitego zamętu i zamieszania i zburzyły kruchą gospodarkę getta warszawskiego. Kiedy zabrakło ofiar na ulicy, wyciągano ludzi z zamkniętych mieszkań. Po kilku dniach wyczerpały się i te środki. Meldunki rady żydowskiej władze odrzucały, grożąc represjami. Mimo ostrych rozkazów patrole służby porządkowej coraz częściej wracały do rejonów z niedostateczną liczbą ludzi. Żydzi ukrywali się, nie wychodzili na ulicę, unikając w ten sposób łapanek. Wtedy służba porządkowa otrzymała rozkaz łapać ludzi w domach w dzień i w nocy, nawet po godzinie policyjnej.

To wszystko świadczy dostatecznie o tym, że władze dystryktu warszawskiego z bezczelnością stosowały nieustanny wyzysk przymusowej pracy Żydów, nie wyłączając dzieci i starców. Rzecz ta odbywała się w najstraszliwszych warunkach, wśród bicia i szykan.

Niezależnie od „organizowanego” powoływania do pracy ciążyła na Żydach zmora łapanek do dorywczych robót. Obozy pracy przymusowej, dokąd kierowano ofiary, były katowniami. Tysiące robotników żydowskich ginęły od chorób, bicia, rozstrzeliwania. Wielu wracało do getta kalekami. Profesor Hirszfeld w swej książce Historia jednego życia, mówiąc o przymusie pracy stosowanym względem Żydów w getcie warszawskim, wyraża się następująco: „Jest to martyrologia, o której człowiek współczesny nie mógł mieć pojęcia. Mógł ją wymyślić tylko szatan”.

Latem 1942 r., przed samym wysiedleniem, z polecenia Arbeitsamtu została przeprowadzona wielka akcja o charakterze terrorystycznym chwytania do pracy. Złapano wtedy dwa tysiące mężczyzn. Zostali oni wywiezieni do przyfrontowych obozów pracy w okolicach Bobrujska. Do tego transportu dołączono kilka wagonów dzieci z aresztu centralnego.

Inną formą wyzysku żydowskiej siły roboczej były warsztaty przemysłowe i rzemieślnicze, tzw. szopy. Zanim przystąpimy do właściwego tematu wypadnie chociażby pokrótce omówić pewne zagadnienia, dotyczące Transferstelle. Otóż w połowie 1941 r. Niemcy powołali Auerswalda jako komisarza dzielnicy żydowskiej, podlegającego wydziałowi spraw wewnętrznych szefa dystryktu warszawskiego. Podlegała mu bezpośrednio Transferstelle – placówka transferu, która miała kierować całym ruchem gospodarczym dzielnicy żydowskiej.

Przewodniczący: Kwestia Transferstelle jest dostatecznie wyjaśniona z innych źródeł.

Adwokat Śliwowski: Ta kwestia została wyjaśniona w zeznaniach świadka Maślanko.

Biegły Gitter: Po tym [na] miejsce Palfingera przyszedł Bischof, który wezwał do siebie przedstawicieli rzemiosła i przemysłu żydowskiego i starał się ich przekonać, iż z chwilą, gdy Żydzi rozpoczną produkcję na rzecz gospodarki wojennej i staną się niezbędni, nie będzie im grozić żadne niebezpieczeństwo. Następne miesiące pokazały, z jaką perfidią działali Niemcy, żądając od Żydów rozbudowy warsztatów. Wczesną wiosną 1941 r. rada żydowska zorganizowała pierwsze warsztaty. Z czasem utworzyły się dość znaczne ośrodki rzemieślnicze i przemysłowe, zakładane wspólnymi siłami fachowców, grupujące coraz to więcej mieszkańców getta wokoło siebie. Jednocześnie przybyło do getta kilku niemieckich przemysłowców, a raczej spekulantów i hien, którzy ujrzeli przed sobą perspektywę niesłychanie łatwego wzbogacenia się kosztem ludności żydowskiej, a przede wszystkim kosztem i na rachunek darmowej siły roboczej pracownika żydowskiego.

Robotnik żydowski pracował dosłownie za talerz zupy, toteż przemysłowcy niemieccy zakładali wielkie przedsiębiorstwa, zatrudniające niekiedy po kilka tysięcy pracowników. Należy dodać, że te zgrupowania ludności żydowskiej dookoła przedsiębiorstw i warsztatów, zwanych popularnie szopami, znakomicie ułatwiły Niemcom w niedalekiej przyszłości akcje likwidacyjne w okresie wysiedleń.

Kierownictwo Transferstelle ustawicznie wszelkimi środkami starało się wpłynąć na wzrost produkcji szopów. Wysuwano argumenty tego rodzaju, że wzrost produkcji i jej wartości dla gospodarki wojennej będzie podstawą dalszego tolerowania Żydów. Patrząc obecnie z perspektywy lat na posunięcia Transferstelle, nie można oprzeć się przekonaniu, że tego rodzaju argumenty były wysuwane celowo; chodziło o to, by uśpić czujność Żydów, by ich zaskoczyć w momencie przystąpienia do akcji likwidacyjnej, by wzbudzić w nich przekonanie, iż produkującemu gettu nic nie grozi, a w międzyczasie – do momentu likwidacji – wyzyskać z całą bezwzględnością siłę roboczą i fachowe umiejętności żydowskich pracowników. Niżej podamy szereg szczegółów o warunkach pracy w szopach.

Oficjalne sprawozdanie rady żydowskiej dla Auerswalda podnosi, że wartość przydziałowych artykułów żywnościowych pod względem kalorycznym jest o wiele niższa od niezbędnej dla utrzymania życia.

Przewodniczący: Zarządzam przerwę do godz. 16.00.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Wznawiam rozprawę.

Biegły Gitter: Jestem w posiadaniu dokumentu Fischera. Według projektu Transferstelle inicjatywa prywatna miała być zupełnie wyeliminowana. Organizacją i dostarczeniem pracowników miał zająć się wydział pracy przy radzie żydowskiej, zaś utworzeniem placówek gospodarczych – wydział wytwórczości.

Z nakazu Transferstelle z początkiem stycznia 1941 r. wydział przystąpił do uruchomienia szopów krawieckich. Uruchomienie tych warsztatów nastąpiło bardzo szybko, gdyż władze nagliły. Ale zamówień na razie nie było. Nie bacząc na to, żądano od wydziału wytwórczości, by robotnicy pozostawali w szopach w pogotowiu (militärbereit). Po dłuższych perswazjach udało się nakłonić Transferstelle, by tylko 75 proc. robotników znajdowało się na sali w oczekiwaniu na zamówienia, które nie nadchodziły. Dopiero w maju 1941 r., a więc pięć miesięcy po uruchomieniu szopów, nadeszły pierwsze zamówienia.

Przytoczone fakty dają dostateczne wyobrażenie, na ile były przemyślane przez odpowiednie czynniki plany organizacji życia gospodarczego w getcie. Od takich to czynników zależne było życie 400 tys. Żydów getta warszawskiego. Owe czynniki, to przede wszystkim gubernator Ludwig Fischer, który – jak sam zeznał w niniejszym procesie – w rzekomej trosce o to, by ludność żydowska w getcie warszawskim miała pracę i możność życia, opracowywał odnośny plan i nawet go uzgodnił z urzędami gospodarczymi Rzeszy.

W szopach pracowano w najstraszliwszych warunkach, w mrocznych izbach, w ponurych lochach. Zgięci w kabłąk siedzieli robotnicy żydowscy na zydlach i na ławach, wyrabiając najrozmaitsze przedmioty. Szyli odzież i bieliznę, buty i czapki, materace i kołdry, wyrabiali zabawki i lalki, muchołapki, grzebienie, szczotki itd. Środki produkcji były najbardziej prymitywne. Koło rozwoju cofnęło się. Odkopano spod pyłu zapomnienia ręczne warsztaty tkackie, ręcznie cięło się szczecinę, palce kobiet i dzieci były pokaleczone do krwi, wiecznie zaognione.

A oto wyjątek z pisma robotników do rady żydowskiej:

„Już siódmy tydzień, jak rozpoczęliśmy pracę w tym szopie. Do dnia dzisiejszego nie wiemy, za co pracujemy. Jedno jest nam wiadome: że pracujemy w pocie czoła i jesteśmy wyczerpani z głodu. Otrzymujemy po dwie zupy dziennie, lecz zupa ta, to prawie sama woda. Jest już dużo omdleń przy maszynach, gdyż robotnicy są wyczerpani.

O smutnym położeniu naszych rodzin nie chcemy już pisać, już piąty miesiąc, jak oddaliśmy nasze warsztaty na żądanie związku rzemieślniczego w nadziei, że będziemy mieli warunki egzystencji dla nas wraz z rodzinami.

Przed rozpoczęciem pracy kierownictwo obiecało nam, że otrzymamy dla nas i dla naszych rodzin wszystkie artykuły spożywcze. Z tego wszystkiego otrzymujemy tylko zupy. Mało tego. Po pracy musimy chodzić z ul. Siennej, Śliskiej, Twardej na Gęsią 6, Nowolipki 25 po tę wodnistą zupę”.

Posiadamy i inne dokumenty obrazujące sytuację zarobkową Żydów zatrudnionych na placówkach i w szopach, tych wybrańców losu, którzy mieli stały zarobek. Zarobki ludności pracującej w dzielnicy żydowskiej wahały się w granicach od 94 do 320 zł miesięcznie. Po odliczeniu minimalnych wydatków na komorne i żywność na bony (podkreślamy, że ilość przydziałów jest tak minimalna, że bez korzystania z wolnego rynku nieunikniona jest śmierć głodowa) skala dochodu miesięcznego waha się od 54 do 280 zł.

Biorąc za podstawę budżet rodziny bezrobotnego (najniższy budżet), należałoby wydać dziennie 74 zł – jest sierpień 1941 r. W ten sposób zarobek miesięczny najlepiej zarabiającego robotnika żydowskiego mógł wystarczyć najwyżej na cztery dni życia, a zarobek miesięczny najgorzej zarabiającego – tylko na dwie trzecie dnia. A jeśli jeszcze uwzględnić tę okoliczność, iż w 1941 r. na 400 tys. Żydów w getcie warszawskim mamy tylko znikomą liczbę zawodowo czynnych (resztę okupant pozbawił warsztatów pracy), to obraz staje się aż nadto jasny.

Do największych zakładów pracy należały: warsztaty krawieckie firmy Toebbens, zakłady futrzane, obuwnicze i trykotażowe firmy Schultz i spółka, warsztaty szczotkarzy i inne.

Po 22 lipca 1942 r., gdy ogłoszono wysiedlenie Żydów z getta warszawskiego, gdy każdemu Żydowi nieposiadającemu świadectwa pracy groziła śmierć, nastąpił straszliwy run [?] na warsztaty pracy. Wtedy to różni przemysłowcy niemieccy uzyskali od SS zezwolenie na zatrudnianie Żydów na warunkach więcej niż korzystnych, rzecz jasna nie dla Żydów. Przemysłowcy niemieccy otrzymywali bezpłatną siłę roboczą, pokaźne sumy pieniężne, poza tym stworzone dla nich, na ich imię olbrzymie warsztaty przemysłowe.

Najbliższe niemal dni wykazały, że niemieccy przemysłowcy – nowi właściciele szopów, grubo zarobili na przyjęciu nowych pracowników. Maszyny i narzędzia zostały już w szopach, ale ludzie zostali wkrótce „wysiedleni”. 70 tys. ludzi zgłosiło się 22 lipca 1942 r., w pierwszy dzień akcji likwidacyjnej, z błaganiem o przyjęcie ich do pracy. Już po paru dniach trwania akcji wysiedleńczej Toebbens miał zapisanych nowych dziesięć tysięcy ludzi, którzy zwieźli mu ogromną ilość maszyn, do Schultza zgłosiło się 12 tys. osób. Powstawały nowe szopy. Niemieccy właściciele nowych warsztatów zajmowali pod nie całe gmachy, a czasem nawet całe bloki domów. I tak na przykład firma Wilhelma Döringa na warsztaty mechaniczne zajęła dziewięć domów przy ul. Grzybowskiej. Karl Georg Schultz zajął fabrykę trykotaży Brauna i Rowińskiego na Lesznie, szopy szczotkarskie zajęły szereg domów przy ul. Świętojerskiej.

Profesor Hirszfeld we wspomnianej już wyżej książce Historia jednego życia w ten sposób charakteryzuje szopy w okresie likwidacji: „…szopów jest kilka, Toebbens, Schultz, Felix itp. Żywiołowo powstają inne. Na ogół kapitał żydowski, maszyny żydowskie, robotnik żydowski i firma niemiecka”. Była w tym szatańska chytrość. Koło szopów powstał natychmiast dochodowy interes: pobierano po kilka tysięcy za wpisanie, przekupywano jakichś tajemniczych Niemców. Naród, który gardzi złotem, a miłujący jakoby krew i ziemię, i żelazo, nie brzydził się tymi żydowskimi pieniędzmi. Jakiś „humanitarny” właściciel szopów, Niemiec, mówił: „Moi Żydzi umrą ostatni”. W dalszym ciągu prof. Hirszfeld podaje następujące szczegóły: „Skoszarowano wszystkich – resztka półmilionowego miasta wynosiła po wysiedleniu 30 do 50 tys. w tzw. szopach. Pod karą śmierci nie wolno im było stamtąd wychodzić. „Wynagrodzenie”, które miało początkowo wynosić sześć złotych dziennie, nie było płacone; cała suma była wpłacana SS-manom (ok. ćwierć miliona dziennie), za którą naród panów jadł, pił i radował się życiem. Na czele szopów stali Niemcy, prawie zawsze pijani. Chodzili po szopach z batem i pilnowali, by niewolnicy ani przez chwilę nie odpoczywali”.

Tyle prof. Hirszfeld, który był w getcie warszawskim i miał możność poczynienia obserwacji.

W ten sposób skoncentrowano olbrzymią ilość maszyn i narzędzi, należących do Niemców, by je zrabować, zatrudniono i skoncentrowano nowe dziesiątki tysięcy ludzi, by w najbliższym czasie wysłać na zagładę. We wszystkich posunięciach władz niemieckich w stosunku do Żydów widać szatańską rękę hitleryzmu, który planowo i systematycznie dążył do swego końcowego celu – kompletnej zagłady żydostwa.

Znane pismo Heydricha, szefa policji bezpieczeństwa Rzeszy z 21 września 1939 r. stanowi plan rozwiązania kwestii żydowskiej w Polsce i świadczy o tym, że już wtedy Niemcy rozróżniali cel ostateczny, którego osiągnięcie potrwa czas dłuższy, i oddzielne etapy, które prowadzą do tego celu. Gehenna pracy przymusowej, piekło obozów pracy, perfidia przy tworzeniu tzw. szopów, o czym wyżej była szczegółowo mowa, to są właśnie niektóre z etapów, prowadzące do końcowego celu. Historia lat okupacji w Polsce udowodniła, że ten cel ostateczny został osiągnięty.

Wspomniane pismo Heydricha adresowane było do kierowników wszystkich terenowych grup policyjnych. Odpisy tego pisma otrzymali między innymi kierownicy zarządu cywilnego obszarów okupowanych.

Dojść należy do niewątpliwego wniosku, że w każdej dziedzinie swej polityki na odcinku żydowskim, na każdym etapie swego ustosunkowania się do Żydów (niezależnie od tego, czy chodzi o eksterminację gospodarczą, czy wygłodzenie, pracę przymusową, utworzenie getta, czy obozy pracy itd., kierownicy obszarów okupowanych świadomi byli nie tylko metod, ale i celu ostatecznego.

Jak wynika z powyższego, a ponadto z zebranych dokumentów w niniejszej sprawie, jak i z dowodów ujawnionych w procesie norymberskim, należy dojść do wniosku, że przed wkroczeniem okupanta do Polski istniał niemiecki plan zgładzenia ludności żydowskiej w Europie. Dokonane zbrodnie wskazują, że zostały one popełnione w stosunku do bezbronnej cywilnej ludności i dokonane zostały tylko dlatego, że grupa ludności według pojęć i doktryn hitlerowskich należała do pewnej „rasy”, która zgodnie z celami wojennymi Trzeciej Rzeszy jako całość ulec miała zupełnemu unicestwieniu. Zbrodnie te dokonane zostały w niezwykle wyrafinowany sposób i bestialskimi środkami, przechodzącymi wszelką ludzką wyobraźnię.

Ten ogrom zbrodni o zasięgu nieznanym w dziejach świata, gwałci najbardziej brutalnie nie tylko podstawowe zasady prawa narodów, a w szczególności czwartą konwencję haską z 1907 r. o prawach i zwyczajach wojny lądowej (art. 46, 47 i 56 regulaminu), tudzież zasadnicze przepisy prawa karnego wszystkich współczesnych narodów kulturalnych, a w szczególności polskiego kodeksu karnego, lecz również łamie najelementarniejsze fundamenty współżycia ludzkiego i moralności, na których opiera się współczesna cywilizacja.

Oskarżeni w sprawie niniejszej niewątpliwie są odpowiedzialni za zbrodnie dokonane na terenie dystryktu warszawskiego.

To jest część tylko naszej ekspertyzy. Ekspertyza nasza została podzielona na trzy części.