Ostrowiec, 24 stycznia 1947 roku Mieczysław Radwan, p.o. sędzia okręgowy, członek Komisji Okręgowej Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu, badał niżej wymienionego w charakterze świadka, który uprzedzony o odpowiedzialności za fałszywe zeznanie zeznał:
Imię i nazwisko | Marian Litaszczek |
Imię ojca | Józef |
Wiek | 49 lat |
Zajęcie | kierownik produkcji Cegielni Jadwigów w Ostrowcu |
Miejsce zamieszkania | Ostrowiec, ul. Składowa 1 |
Od 15 maja 1937 do sierpnia 1944 byłem dozorcą aresztu miejskiego w Ostrowcu. Za Niemcami miałem do pomocy czterech strażników (4), z których tylko jeden był miejscowy, spod Ostrowca, niejaki Dębiec Stefan z Duchnowa, obecnie zmarły. W areszcie przetrzymywano ludzi z wyroków Sądu Gr. odbywających kary administracyjne oraz doprowadzanych przez miejscowe gestapo. Siedzieli tu ludzie po parę tygodni, następnie część wywożono w nieznanym mi kierunku, część do Oświęcimia i innych obozów. W areszcie nie stosowano do zatrzymanych bicia, lecz często przywożono pobitych z badania w gestapo. Między innymi byli b. polic.: Widmański, dr Duda, Smoleński z partii 30 powieszonych na rynku.
Jak opowiadali pobici, znęcali się nad nimi gestapowcy Bruno i Polten. Ten ostatni był już po Peterze, pochodził on podobno z Ukrainy, tęgi, wysoki blondyn, lat 35–36. Również przywieziono do aresztu pobitych Mausza Mieczysława, [...] Józefa, Rzepkę Mariana, Błaszkiewicza Adama. Tych bili Peter i Bruno. Komornik Markwart był przywieziony do aresztu w takim stanie, że nie mógł się poruszać, i był przyniesiony na rękach do celi, i następnego dnia w drodze do Sandomierza zmarł. Pobitym nie pozwalano udzielać żadnej pomocy lekarskiej. Z partii dwunastu rozstrzelanych za Ostrowcem byli pobici przywiezieni: Kołtan, Bzymek, Pająk i Braniewski. Aresztowani otrzymywali wyżywienie z magistratu, lecz pod nieobecność gestapowców udawało się przemycać jedzenie z miasta.
Nikomu żadnego wyroku w areszcie nie ogłaszano. Powieszeni na rynku w Ostrowcu dowiedzieli się o egzekucji prywatnie poprzedniego dnia, lecz wyrok odczytano im dopiero pod szubienicą. Z rodzin nikogo nie dopuszczono do skazanych. Diaznagowski [?] siedział parę dni w areszcie, a następnie został wywieziony w nieznanym kierunku. Jabłczyński został wywieziony do Oświęcimia. W areszcie siedzieli również poza tym głównie jako zakładnicy: adwokat Zgnotowski, nauczyciel Szada, były prezydent miasta Sokół Sznażyński, Ligas i inni. Ci mieli względną swobodę, otrzymywali pożywienie z domu i po pewnym czasie wywieziono ich do obozów.