Tarnów, dnia 17 lipca 1946 r. Bronisław Maciołowski, prezes Sądu Okręgowego w Tarnowie i członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, za przybraniem protokolantki K. Kułaczówny, przesłuchał na zasadzie art. 254 i 255 kpk w charakterze świadka Chaję Kohanę, która po upomnieniu w myśl art. 107 i 115 kpk zeznała, jak następuje:
Imię i nazwisko | Chaja Kohana |
Data i miejsce urodzenia | 1909 r., Mędrzechów, pow. Dąbrowa Tarnowska |
Miejsce zamieszkania | Tarnów, ul. Goldhammera 3 |
Zajęcie | kucharka w komitecie dla ludności żydowskiej |
Wyznanie | mojżeszowe |
Stan cywilny | zamężna rytualnie |
W czasie wojny mieszkałam w Krakowie, skąd przy pierwszym wysiedleniu sama wyjechałam do Nowego Brzeska. Kiedy jednak w jakiś czas potem miało być wysiedlenie w Nowym Brzesku, uciekłam z dzieckiem przez pola znów do Krakowa i tu po paru miesiącach zostałam umieszczona w tzw. getcie „A”, w którym byli umieszczani ludzie pracujący, podczas gdy w getcie „B” byli umieszczani ludzie bez zajęcia, przede wszystkim starzy i dzieci oraz ich rodzice. Ja, jakkolwiek miałam dziecko w wieku ok. siedmiu lat, mieszkałam z nim w getcie „A”. Pracowałam w restauracji, względnie piwiarni i podczas mojej pracy dziecko przebywało w domu dla dzieci, Kinderheim, pod opieką kobiet do tego przeznaczonych.
W marcu 1943 r. nastąpiło wysiedlenie ludzi z getta „A” do obozu pracy w Płaszowie. Ponieważ dozorujące kobiety z Kinderheimu zbiegły, przeto ja – chcąc zabrać stamtąd swoje dziecko, względnie opiekować się wszystkimi dziećmi – udałam się do Kinderheimu, dokąd nadeszli Ukraińcy w czarnych mundurach, a wkrótce także sam komendant obozu Göth i kiedy Ukraińcy chcieli mi odebrać moje dziecko i wyrywali mi je z rąk, a ja się z nimi szarpałam, wtedy doskoczył do mnie Göth i jakimś twardym przedmiotem tak mnie zbił, że przez cztery tygodnie miałam spuchniętą rękę i w końcu zmusił mnie do pozostawienia dziecka. Musiałam powrócić do tej części getta, a raczej do bramki, za którą byli ustawieni ludzie do odejścia do obozu w Płaszowie. Ponieważ na ulicy były poporzucane bagaże, musiałam po tych bagażach skakać, a Ukraińcy stojący obok przez całą drogę mnie bili. Gdy przybyłam do obozu w Płaszowie, zachorowałam na kamienie żółciowe i do dziś dnia cierpię na ataki kamieni żółciowych.
W obozie płaszowskim zajęta byłam w szpitalu i nieraz widywałam, jak przed szpital przywożono na taczkach zwłoki, przeważnie młodych mężczyzn, zastrzelonych – jak wszyscy opowiadali – przez Götha.
Sama na własne oczy nie widziałam, jak Göth strzelał.
Podczas mej pracy w szpitalu w Płaszowie nieraz przychodzili tam Żydzi pokąsani przez psy i opowiadali, że pokąsały ich psy Götha, szczute przez niego na nich.
Ani jednego nazwiska z tych Żydów nie pamiętam.
Po roku pracy w szpitalu zostałam tam zredukowana, przydzielona do warsztatu tapicerskiego, stamtąd w jakiś czas [później] do warsztatu metalowego, po czym do pracy w kopalni soli w Wieliczce, z Wieliczki z powrotem do Płaszowa, do czasu transportu do Oświęcimia. Tam na szczęście zostałam przydzielona do warsztatu krawieckiego, gdzie pracowałam do grudnia 1944 r., a następnie w towarzystwie 500 kobiet wyznania mojżeszowego różnych narodowości przetransportowana zostałam do miejscowości Tschopau [Zschopau] w Saksonii, do fabryki motocyklowej, stamtąd, w grupie ok. 450 kobiet, do Terezina w Czechosłowacji, gdzie przygotowano już krematorium, które miało być gotowe do 15 maja, tymczasem 10 maja [1945 r.] zostaliśmy wyzwoleni przez Armię Czerwoną.