HENRYK KRIESCHER

Kraków dnia 30 lipca 1946 r. [Świadek] Henryk Kriescher okupację przeżył w getcie w Krakowie, w Płaszowie, Gross-Rosen i Brynicy [Brünnlitz?]. [Świadek zeznał]:


Imię i nazwisko Henryk Kriescher
Data i miejsce urodzenia 15 sierpnia 1892 r., Kraków
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Szymanowskiego 4 m. 7
Zajęcie kupiec

W marcu 1943 r. ojciec mój pracował w tzw. Säuberungskolonne w obozie Płaszowie. Któregoś dnia, wracając z pracy do obozu dowiedziałem się, że na rozkaz Götha ojca mego wraz z 60 innymi Żydami odwołano z pracy i rozstrzelano. Jak się później dowiedziałem od pewnego blacharza nazwiskiem Blum, który podczas odprowadzania grupy na egzekucję siedział na dachu jednego z baraków i widział, prowadzonych po drodze strasznie bito i katowano. Jedyną winą mego ojca i innych był podeszły wiek.

W 1944 r. miał odejść transport robotników do Starachowic, Częstochowy i innych miejscowości. Pracowałem wówczas w warsztacie mechanicznym. Przyszedł do nas Göth w towarzystwie Johna, Glasera i innych SS-manów. Göth osobiście wysegregował ludzi, którzy mieli pójść na wysyłkę do obozów pracy. Była gotowa lista ludzi, którzy jako niezbędni mieli zostać w Płaszowie. W czasie segregacji jeden młody chłopak mniej więcej 18-letni, nazwiska nie pamiętam, chciał się przedostać do grupy, która miała zostać w Płaszowie. Wówczas Göth, który to zauważył, wyciągnął rewolwer i chłopcu kazał się odwrócić (było to w baraku). Chłopak, widząc na co się zanosi, chciał coś mu powiedzieć, na co Göth strzelił mu prosto w usta. Chłopak upadł. Ponieważ jeszcze żył, Glaser dobił go strzałem w skroń. Słyszałem, że w drugim baraku [Göth] zastrzelił wówczas innego chłopca.

Pewnego razu wkrótce po zabarakowaniu (kwiecień 1943 r.) zakazano nam wychodzić z baraku. Wieczorem przyszedł do nas Göth z rewolwerem w ręku i kazał oddać wszystkie kosztowności, pieniądze, zegarki i przedmioty osobistego użytku. Jeżeli potem podczas rewizji u kogoś coś znajdzie wird er umnelegt. Ludzie oczywiście, w obawie przed śmiercią, oddali wszystko.

Pewnego razu, mniej więcej w końcu 1943 r., był ogólny apel. Podczas apelu Göth wybrał dziesięciu ludzi z grupy „Strauss” (roboty ziemne) i kazał ich rozstrzelać. Powód: dzień wcześniej uciekł jeden z grupy „Straus”. Przy egzekucji Göth powiedział, że jeżeli zdarzy jeszcze taki wypadek, każe rozstrzelać całą grupę, obojętnie jaka będzie liczba ludzi.

Kiedyś, wracając wieczorem z pracy, widziałem cały obóz zebrany na placu apelowym, gdzie stały dwa stoły. Przy każdym stało kilku SS-manów i wachmanów Ukraińców. Kazano ludziom kłaść się na stoły i bito. Delikwentom (kobietom i mężczyznom) kazali się obnażyć i bili rajtpejczami.

Codziennie, gdy wracałem z pracy, było kilkanaście lub kilkadziesiąt trupów. Pewnego razu Göth zauważył przechodzącego Żyda. Zawołał wachmana Ukraińca, wskazał na Żyda. Ukrainiec odprowadził Żyda pod bagier. W chwilę później, przechodząc tamtędy, zauważyłem tylko ubranie Żyda i świeżo zasypany grób.

Wracając z pracy musieliśmy dodatkowo nosić deski, belki, kamienie.

Göth dawał się nam specjalnie we znaki w zimie 1943/1944 r., kiedy budowaliśmy drogi w obozie. Praca była bardzo ciężka. We dnie pracowaliśmy normalnie przy swej pracy, a w nocy co dwie godziny inna partia musiała wyjść do pracy przy układaniu drogi, tak że pewnego razu pracowałem bez przerwy 40 godzin, a normalnie 36.