WŁADYSŁAW SOBIENIAK

Dnia 6 sierpnia 1947 r. w Staszowie Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich Rejonu Sądu Okręgowego z siedzibą w Radomiu, Ekspozytura w Staszowie, w osobie b. Sędziego Albina Walkiewicza, adwokata w Staszowie, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 KPK świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Sobieniak
Wiek 26 lat
Imiona rodziców Józef i Bronisława
Miejsce zamieszkania Staszów, ul. Krakowska 18
Zajęcie student
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Czas okupacji spędziłem w Staszowie. W r. 1942 przed wysiedleniem Żydów, trzech młodych Żydów z rodzin żyjących w zupełnej biedzie weszło po oderwaniu okna do lokalu, w którym Niemcy magazynowali towary zabrane bogatemu kupcowi Milgraumowi, o czym zawiadomiła milicja żydowska Schutzpolizei. Przyszedł Niemiec i nakazał milicji żydowskiej sprowadzić tych Żydów, ponieważ jednak dwóch z nich uciekło, sprowadzono trzeciego. Wtedy Niemiec kazał sprowadzić członków rodzin owych zbiegłych Żydów. Przyprowadzono ojca jednego i siostrę drugiego i umieszczono ich w magazynie.

Z pewnej, niezbyt wielkiej odległości obserwowałem następnie taką scenę: Niemiec ów stał w drzwiach magazynu i jadł jabłko. W tym momencie kazał wyjść z magazynu młodemu Żydowi i trzymając w jednej ręce jabłko, w drugiej pistolet – zastrzelił tego Żyda tuż przy drzwiach, następnie kazał wyjść staremu Żydowi – ten mówił coś do Niemca, pewnie prosił. Niemiec jadł jabłko i nie wysłuchawszy prośby, strzelił do Żyda, to powtórzyło się i z młodą Żydówką. Zabił wszystkich. Na pytanie, czy on tak może jeść i nie przerywać jedzenia, i zabijać ludzi, odpowiedział, że może nawet na zastrzelonych przez siebie ludzi usiąść i spokojnie pożywić się – to nie robi na nim wrażenia.

Wywóz ludzi do pracy do Niemiec odbywał się w Staszowie w ten sposób, że Zarząd Miejski na polecenie z Arbeitsamtu z Ostrowca wybierał wskazaną liczbę ludzi i listę przekazywał do tegoż urzędu. Wyznaczeni ludzie mieli sami zgłosić się w Arbeitsamcie. Jeśli się kto nie zgłosił, wtedy po nocach chwytała żandarmeria i funkcjonariusze Arbeitsamtu i wywozili, tak samo listy na wywóz niezależnie od Zarządu Miejskiego sporządzał Arbeitsamt w Staszowie i ludzi tych wywoził. Nadto zdarzało się, że niezależnie od powyższych sposobów postępowania żandarmeria, chodząc po domach, gdy zastała młodych ludzi, zabierała ich i wywożono do Niemiec – w ten sposób żandarmeria wywiozła w trzech transportach około 110 osób. Miejscowy kierownik urzędu pracy, gdy miał nakaz zabrania na wywóz kilkunastu osób – sporządzał listę i zawiadamiał o nakazie wyjazdu przeszło 100 osób po to tylko, żeby niepotrzebną liczbę ludzi zwolnić po pobraniu łapówek, lub też wykorzystywał tych ludzi do pracy koło swego domu bezpłatnie.

Nic nadto nie wiem. Odczytano.