HELENA KORFF-KAWECKA

Jedenasty dzień rozprawy

Przewodniczący: Proszę świadka Korff.

Świadek Helena Korff-Kawecka, 39 lat, artystka Opery Poznańskiej, zamieszkała w Poznaniu, obca dla stron, zaprzysiężona.

Przewodniczący: Proszę o przedstawienie Trybunałowi, co pani wiadomo w tej sprawie, w szczególności, [jakie] pani posiada wiadomości o mordzie dokonanym przez Niemców w Wawrze.

Świadek: Do kwietnia roku 1940 mieszkałam w Aninie, w willi inż. Klemensiewicza. Willa była jednopiętrowa. Zajmowałam mieszkanie na pierwszym piętrze, trzypokojowe. Pode mną mieszkał właściciel willi inż. Klemensiewicz. Przed grudniem 1939 roku mieszkanie gospodarza zostało częściowo zajęte na biuro, gospodarz mieszkał w jednym pokoju z kuchnią. Na pierwszym piętrze oprócz mojego było mieszkanie dwupokojowe, w którym mieszkali ci sami Niemcy, którzy urzędowali na parterze.

W dniu 26 grudnia 1939 roku o godzinie dziesiątej wieczorem zbudził nas rumor, cała willa się ruszała. Zerwałam się z łóżka, otworzyłam lufcik, by zobaczyć, co to jest. Zobaczyłam całe podwórze Niemców w hełmach. Powiedziałam do męża, że na pewno Niemcy uciekają czy wyprowadzają się. Siedzieliśmy na łóżku i słuchaliśmy, co będzie dalej. Po chwili słyszeliśmy ten sam rumor. Słyszeliśmy krzyki: O rany Boskie! Pobiegłam do okna i zobaczyłam przez okno stojących cywilów, częściowo ubranych, częściowo rozebranych, z rękami do góry. Mówię do męża: To pewno szmuglerzy złapani na kolejce.

Badania te trwały do godziny piątej rano. Od czasu do czasu głowę przytykałam do podłogi – co się dzieje – kilka razy patrzyłam przez okno.

Niemcy w hełmach ustawili się obok, jeden obok drugiego i środkiem przepuszczali wychodzących z badania, których bili trzymanymi w ręku szczapami drewnianymi po głowach.

O godzinie piątej rano wychodzi jeden z tych dygnitarzy niemieckich, szczupły, wysoki, w czapce na głowie i ogłasza wyrok, że wszyscy będą rozstrzelani. Po chwili rozległ się drugi, inny głos po polsku, który oświadczył, że będą rozstrzelani. Wielu popadało na kolana, zaczęto płakać. Jeden głos, cienki, jakby chłopca, dał się słyszeć: Panie majorze, za co musimy zginąć? Prosimy dać dwa dni, a tych bandytów złapiemy.

Nie było ratunku. Zaczęto bić po głowach tych skazanych. Zaczęto śpiewać: Kto się w opiekę… Ja z mężem strasznie płakaliśmy, dziecko zaczęło płakać.

O godzinie piątej zaczęto ich wyprowadzać po dwóch z tego ogródka. I ten śpiew coraz bardziej cichł, cichł.

O godzinie szóstej rano usłyszałam salwę karabinową. O siódmej, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, byłam strasznie wystraszona, wybiegłam z domu i poleciałam na miejsce egzekucji. Na dole pokój był strasznie zdemolowany i pokrwawiony, ganek, schody pokrwawione, na podwórku była sterta odzieży, palt, swetrów, kamizelek, marynarek. Pobiegłam tunelem już po egzekucji na jej miejsce. Tunel był strasznie pokrwawiony. Na miejscu egzekucji znalazłam się z sołtysem Kępińskim. Szukałam swego brata i ojca, bo w dniu egzekucji byli u mnie brat i ojciec, wyszli o godzinie piątej. Odprowadziłam ich do Gocławka. Będąc pod wrażeniem egzekucji szukałam brata i ojca. Wszystkich po kolei widziałam. Widziałam, jak ich zakopano.

Kiedy już biegłam z tego pola, widziałam samochód wyjeżdżający i ci wszyscy dygnitarze niemieccy jeździli, promenując po placu egzekucyjnym.

Żadnej twarzy sobie nie przypominam. Ten, co odczytywał wyrok, stał tyłem do mnie, był szczupły, w płaszczu, wysoki. Nie wiem, czy to był oskarżony Daume.

Przewodniczący: Oskarżony Daume (oskarżony Daume wstaje).

Świadek: Podobny.

Później, kiedy przybiegłam do domu, przyszli żołnierze z Wehrmachtu, którzy tam mieszkali. Widząc mój stan, jeden klepał mnie po ramieniu i pytał po niemiecku, dlaczego jestem tak wystraszona.

Mój mąż odpowiedział, dobrze umie po niemiecku: Przecież pan wie, co się działo w nocy. A on mówi: Owszem, wiem, ale myśmy byli bezradni, bo tutaj przyjechał najwyższy dostojnik Daume, który wydał rozkazy. Potem od żołnierzy niemieckich z Wehrmachtu słyszałam to nazwisko. Było ono na ustach wszystkich żołnierzy, że rozkaz wydał Daume.

Przewodniczący: To pani pamięta dobrze?

Świadek: Tak, powiedzieli, że najwyższy dostojnik SS przyjechał, który brał udział w sądzie i wydał rozkaz rozstrzelania ludzi.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?

Świadek: A mnie i mojego męża obroniło to, że się nazywam Korff, więc oni mnie nazywali baronessą i robili mi propozycję, aby się wpisać na volkslistę. W końcu, widząc, że się nie da, wyrzucili mnie w styczniu z mieszkania. Ci sami Niemcy w ciągu trzech godzin wyrzucili mnie z mieszkania, tak że z trzyletnim dzieckiem przy 29 stopniach mrozu musiałam się wynieść.

Prokurator Siewierski: Ci pierwsi Niemcy, z którymi pani rozmawiała już po egzekucji, to byli też z Wehrmachtu?

Świadek: Tak, z Wehrmachtu.

Prokurator Siewierski: Czy oni w rozmowie wymieniali nazwisko Daumego i mówili, że to jest wina tego Daumego, że tak się stało?

Świadek: Tak, że rozkaz taki jest, ale że oni nie mogli nas obronić, bo inni mieliby pretensje. Oni mówili, że byli bezradni. Rozstrzelali takiego p. Goeringa, u którego kwaterowało czterech czy sześciu żołnierzy Wehrmachtu. Kiedy zadał im pytanie gospodarz czy ktoś inny, dlaczego go nie obronili, oni mówili, że Goering bardzo się stawiał i w niewłaściwy sposób zachowywał się wobec władzy.

Prokurator Siewierski: Że Goering stawiał się tym policjantom?

Świadek: Tak.

Prokurator Siewierski: Czy nie zna pani szczegółów, że proponowano mu, aby był volksdeutschem?

Świadek: Szczegółów nie znam.

Przewodniczący: Czy panowie obrońcy mają pytania?

Adwokat Węgliński: Nie bardzo dobrze zrozumiałem część zeznań pani, kiedy pani mówi o ogłoszeniu wyroku, czy pani mówi, że Daume ogłaszał wyrok?

Świadek: Tego nie wiem, bo nie widziałam twarzy.

Adwokat Węgliński: Pani mówiła, że stał tyłem, wysoki, szczupły, a po tym, kiedy pan prezes kazał Daumemu wstać, powiedziała pani, że to on był.

Świadek: Nie, on stał tyłem…

Adwokat Węgliński: W takim razie pani wcale nie twierdzi, że on ogłaszał wyrok.

Świadek: Nie.

Adwokat Węgliński: Czy pani, rozmawiając z tymi żołnierzami z Wehrmachtu, pytała, kto to przyjechał, co za jednostka policyjna?

Świadek: Nie, byłam bardzo wystraszona.

Adwokat Węgliński: A oni pani nie mówili, kto to przyjechał, bo o ile się orientuję, to w nocy jakiś oddział przyjechał?

Świadek: Tak.

Adwokat Węgliński: Czy nie mówili, co to za oddział?

Świadek: Nie, nie znam języka niemieckiego, aby się z nimi w rozmowy wdawać.

Adwokat Węgliński: Czy bezpośrednio pani rozmawiała?

Świadek: Tak, bezpośrednio, ale nazwisko Daume było na ustach wszystkich żołnierzy z Wehrmachtu. Oni sami byli bardzo zastraszeni i mówili, że taki rozkaz…

Adwokat Węgliński: Że to był najwyższy dygnitarz SS.

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Zarządzam przerwę do godziny szesnastej.