ANTONI OWCZARCZUK

Strz. Antoni Owczarczuk, ur. 15 lutego 1918 r., Białystok, masarz, kawaler.

Po wkroczeniu armii rosyjskiej na nasze tereny do 24 stycznia 1940 r. mieszkałem w Białymstoku. Tego dnia zostałem aresztowany za przejście granicy. W więzieniu na terenie Polski – Zaręby Kościelne – przebywałem miesiąc, potem mnie przewieziono do więzienia do Białegostoku.

Co o przeżyciu, to już opisywać nie ma co, bo przecież wszyscy wiedzą, jak tam się żyło i jak się zapatrywała władza NKWD do nas. Karmili nas tak, że w Polsce dobry i zły gospodarz lepiej karmił psa, a tylko jedna była zaleta, że brud i wszy to można było na setki liczyć. Natomiast jeść dawano buraki i luksus: sowieckiego sała, kamsa i 300 g chleba. Na deser zaś brali na badanie i dawali nam kotlety na gębie wybijane i mówili: „Przyznaj się, czego uciekałeś za granicę”. A gdy im mówiłeś sprzecznie z jego pytaniami, to taki śledowaciel załatwiał w sposób swój, a stale na końcu pytał, czy jesteś głodny i mówił: „Dam ci chleba, tylko powiedz, co mówią w celi i powiedz, kto należy do jakiej organizacji; jak powiesz, to cię wypuszczę na swobodę”.

Z więzienia białostockiego wywieźli nas do Brześcia, tam wyczytano mi [wyrok] pięć lat i wywieziono do Rosji. Osadzono w łagrze w Komi ASRR. Wówczas poznałem życie oswobodzicieli. Po pewnym czasie zachorowałem na dyzenterię i leżałem dwa miesiące, można powiedzieć bez opieki lekarskiej.

Co do warunków życia, to było okrutnie. Goniono do pracy, mróz 50 stopni, a człowiek był ubrany pod psem. Gdy normy nie zrobiłeś, to sztrafny kocioł albo i izolator, a tam przychodzili wachciory i robili ręczną wymówkę. Przy takich dużych mrozach miałem odmrożone nogi, uszy i byłem w ogóle trup chodzący. Z braku siły nie mogłem pracować, to mnie bił striełok i mówił wsio rawno. Przecież wiemy wszyscy, jak było.

Po wyczytaniu amnestii, gdy nas zwolniono, wówczas wyszedłem za bramę i obejrzałem się, że nie ma pikulców, wręcz ukląkłem na ziemi i podziękowałem Bogu, że jeszcze żyję. Bez żadnego zatrzymywania się przyjechałem do Wojska Polskiego do Tocka [Tockoje] i tak mi Bóg pozwolił przeżyć do obecnej chwili.

8 marca 1943 r.