LEONARD OWSIEJKO

Kpr. Leonard Owsiejko, ur. w 1901 r., rzeźnik, zam. Dąbrowa [nieczytelne], woj. białostockie.

Powołany byłem do armii 3 września 1939 r., zabrany do niewoli 18 września w Nowojelni. Spotkanie moje z sowiecką armią zrobiło na mnie takie wrażenie, że mrowie mi poszło po całym ciele i pomyślałem: jak to mogło się stać, że tak szybko wkroczyli bolszewiki. Zaraz zaczęli nas formować po 50 ludzi i pędzili do Nowogródka. Z Nowogródka poszliśmy do Stołpc, w Stołpcach nas załadowano do wagonów i odwieziono do Kozielska. Kozielsk był kiedyś wielkim klasztorem. Zagnali nas do cerkwi. Tam były cztery cerkwie i dużo budynków cerkiewnych, tam nas wsadzili do czterech tysięcy żołnierzy. Karmili nas samą kapustą. Gotują wodę, zaraz wrzucają kapustę i już wydają. Tak karmili, że ludzie szli tam, gdzie jest śmietnisko, wydostawali tam zgniłe liście i jedli, do tego doszło.

Później zaczęli nas sortować, oficerów, policjantów i żołnierzy. Co dzień musieli zajmować inne miejsce. Tak nas sortowali przez miesiąc, po miesiącu wywieźli do Krzywego Rogu, do fabryki, odlewni czuhunu, ustawili nas na pracę – kopać rowy. Kopaliśmy od listopada przez całą zimę na normach marzłem ziemia bili kajlami tak, że nikt nie mógł wyrobić normy [sic!]. Pożycie było marne, rewizje przeprowadzano co dwa dni, szukali oficerów, rozmaitych papierów. I tak przebyliśmy do końca maja. Pod koniec maja wywieźli nas do łagru [nieczytelne] na pracę, robić szosę Przemyśl–Lwów.

Tam pracowaliśmy przez całe lato, robiliśmy asfaltową szosę. Gnano nas do pracy, która trwała 14 godzin. I tak przez całą zimę, na wiosnę nas zabrali robić lotniska. Pracowaliśmy na lotnisku (Czerlany) 16 godzin bez przerwy, tak że dosyć stało wytrzymać. Naraz 22 czerwca Niemiec wydaje wojnę Rosji Sowieckiej. Na trzeci dzień wygnali nas Sowieci z Czerlan, gdzie pracowaliśmy, i pędzą do Gródka Jagiellońskiego, na szosę, która prowadzi na Lwów. Zebrali nas dwa i pół tysiąca ludzi, a tu już naciera Niemiec. Robiliśmy co prawda 80 km drogi na dobę, bez żadnych posiłków, nawet nie dali napić się wody. Ludzie zaczęli przystawać, [to] zaczęli ich bić i zabijać po drogach. Mówi do żołnierza, [żeby] odwrócił się do niego tyłem, nastawia braulink [browning] i zabija tego niewolnika. Sam widziałem, jak zabili przy mnie mego sąsiada, nazywał się Siomak Bronisław i Dziadek, a trzeciego nawet nie znam nazwiska. Tak uciekaliśmy. Po drodze zaszliśmy do jednego łagru, napadliśmy tam siedmiu zabitych, musieliśmy ich pochować. Dużo napadaliśmy też pobitej ludności cywilnej po drogach, niewinnych Polaków. Nareszcie dognali nas do Podwołoczysk i załadowali na pociąg. W czasie podróży tak nas karmili, że każdy wyszedł w Starobielsku jak żywy trup. Brakło nas 500 ludzi.

Tutaj 24 sierpnia 1942 r. wstąpiłem do Wojska Polskiego.