STANISŁAW MYSTKOWSKI

Trzeci dzień rozprawy

Przewodniczący: Proszę księdza profesora Mystkowskiego.

Ksiądz profesor Stanisław Mystkowski, 54 lata, kanonik kapituły metropolitalnej w Warszawie, w stosunku do stron obcy.

Ksiądz kanonik został wezwany przez Trybunał w charakterze biegłego w zakresie walki okupanta z Kościołem Katolickim. Proszę o złożenie Trybunałowi wyczerpującego sprawozdania.

Biegły Mystkowski: Wysoki Trybunale, niezwykle trudne jest stanowisko i udział kapłana katolickiego w procesie kryminalnym cywilnym, którego wyroki mogą przeciąć nawet nić życia ludzkiego. Bowiem naczelnym zadaniem Kościoła i jego sług jest szerzenie i rozwój miłości bliźniego i miłosierdzia, nawet w stosunku do największych przestępców, by dać im czas i możność do poprawy i uszlachetnienia życia. Toteż słusznie prawo kanoniczne w kanonie 139 par. 1 zasadniczo zabrania kapłanom brania jakiegokolwiek udziału, czy to w charakterze biegłych, czy świadków, w przewodzie sądowym sądów kryminalnych. Zwłaszcza, gdy w wyniku grozi winowajcy ciężka sankcja.

W wyjątkowych jedynie wypadkach, gdy mają miejsce jakieś doniosłe okoliczności – gravi ex causa – jak głosi kodeks, prawo kanoniczne pozwala biskupowi ordynariuszowi udzielać dyspensy od tego zakazu i dopuszcza udział kapłanów w procesie karnym sądów świeckich.

Otóż w procesach rozpatrujących i orzekających wyroki w sprawie zbrodni niemieckich popełnionych w Europie w czasie ostatniej wojny zachodzą właśnie te wyjątkowe i doniosłe okoliczności, powiedziałbym nie tylko graves, ale gravissumae causae, które wprost domagają się udziału i stanowczego głosu urzędowych przedstawicieli Kościoła i biegłych w sprawach religii i etyki chrześcijańskiej. Procesy te bowiem, z procesem norymberskim na czele, posiadają niezwykle doniosłą rolę w rozwoju cywilizacji i kultury duchowej całej ludzkości, zwłaszcza w dziedzinie ochrony wartości etycznych we współżyciu narodów.

Procesy te tworzą nowe pojęcia i silne sankcje w dziedzinie prawa międzynarodowego, opierając je na niezniszczalnych i niezmiennych zasadach bożego prawa przyrodzonego.

Co więcej, te procesy wobec całej współczesnej ludzkości i wobec historii piętnują i wszechstronnie oświetlają nie tylko poszczególne zbrodnie i ohydne czyny, ale przede wszystkim system, filozofię, apoteozę i niejako religię zbrodni, którym hołdował i które gloryfikował oraz rozgrzeszał narodowy socjalizm niemiecki.

Tak, narodowy socjalizm stworzył religię rasy i krwi, religię Herrenvolku, nadludzi, a właściwie nie ludzi, Nietzschego. Religię, której potworne nakazy i przepisy stosował z całą dokładnością w stosunku do narodów nienordyckich, podbitych.

Kto zetknął się z nakazami i sankcjami tej teorii w więzieniach i obozach koncentracyjnych, zwłaszcza my – Polacy (a przede wszystkim kapłani katoliccy) i Żydzi, ten miał głębokie i prawdziwe wyczucie, że ma do czynienia z teorią i filozofią pozbawioną wszelkich cech ludzkości.

Narodowy socjalizm przekreślał cały duchowy i kulturalny dwudziestowiekowy dorobek narodów chrześcijańskich! Co więcej, w dziedzinie etyki posiadał znacznie niższy poziom niż społeczeństwa pogańskie Grecji i Rzymu przed narodzeniem Chrystusa. Bowiem te społeczeństwa na czele ze swymi myślicielami Platonem, Arystotelesem, Cyceronem i politykami uznawały, sankcjami opatrywały nakazy i zakazy prawa natury oraz zaczątki prawa narodów – ius gentium.

A narodowy socjalizm z całym cynizmem nakazy prawa naturalnego w stosunku do narodów nie-niemieckich łamał i deptał.

Szacunek i bezpieczeństwo dla gościa, przybysza, współczucie i pomoc w niedoli dla bezbronnego dziecka, dla bezsilnej niewiasty, dla starca, jak również opieka nad jeńcem – niezależnie od narodowości i rasy – znane były i praktykowane u narodów pogańskich. Narodowy socjalizm skazywał setki tysięcy jeńców na nieludzkie męczarnie śmierci głodowej, dzieci i niewiasty mordował lub żywcem w piecach palił, starców i chorych dobijał i truł, przybyszów – robotników rolnych i fabrycznych traktował jak niewolników i zwierzęta robocze!

Narodowy socjalizm Dekalog – stanowiący fundament gmachu cywilizacji chrześcijańskiej – przekreśla i cynicznie wyszydza jako truciznę, bezwstyd i hańbę rodu ludzkiego. I zamiast tablic bożych przykazań pisze rylcem swej kłamliwej propagandy nowe przykazania filozofii materialistycznej.

Heinrich von Than [?] woła do arcybiskupa płockiego Nowowiejskiego: „My, Niemcy, prowadzimy wojnę bez Boga i przeciw Bogu – ohne Gott und gegen Gott – Bogiem naszym Hitler”. Frank w „Pamiętnikach” pisze: „Niemcy obecnie przeżywają tajemnicę Boga- człowieka, którym jest wódz (Hitler)”. Dla przedstawicieli narodowego socjalizmu nakazy „wodza” stanowią jedyną normę ich sumienia i najwyższy sprawdzian moralności i wartości etycznej ich czynów.

Zamiast największego przykazania, które streszcza w sobie cały Dekalog: „Będziesz miłował Pana Boga z całego serca swego, z całej duszy swojej, a bliźniego jak siebie samego” – narodowy socjalizm stawia przykazanie nienawiści rasowej i plemiennej. Miłość uważa za słabość, a nienawiść za twórczą siłę, stanowiącą podstawę filozofii i religii narodowego socjalizmu. Jeden z kapłanów armii niemieckiej w Warszawie po powstaniu powiedział mi w zaufaniu: „My, kapelani katoliccy – Niemcy – modlimy się, aby Führer przegrał wojnę, bo w razie zwycięstwa Niemiec rozpocznie się takie prześladowanie i ucisk religii bez różnicy wyznań, jakiego nie było od początku chrześcijaństwa”.

Po tych ogólnych uwagach przejdę teraz do omówienia odpowiedzialności władz naczelnych rządu narodowo-socjalistycznego na okupowanych ziemiach polskich.

Potężna armia niemiecka, zbrojna w broń pancerną i bardziej silną od niej iście szatańską nienawiść do katolicyzmu i polskości, uderza z całą mocą w słabą pod względem militarnym, ale zbrojną w oręż wiary i patriotyzmu Polskę. Po osiągnięciu zwycięstwa na polach bitwy hitlerowskie moce usiłują zniweczyć opór duchowy narodu polskiego. Zdają sobie doskonale sprawę z tego, że duchowieństwo i inteligencja katolicka są najsilniejszym szańcem w narodzie, w którym od tysiąca prawie lat katolicyzm i miłość ojczyzny stały się niemal równoznacznymi pojęciami.

Zgnieść i unicestwić potęgę i wpływy duchowieństwa i Kościoła Katolickiego w Polsce – oto naczelne i najpilniejsze zadanie tajnej policji (gestapo) i administracji niemieckiej po zajęciu Polski we wrześniu 1939 r. A przede wszystkim sparaliżować działalność duchowieństwa w stolicy kraju, w Warszawie, będącej mózgiem i sercem narodu.

Oto poszczególne i stopniowe zarządzenia i etapy akcji niemieckiej, skierowanej przeciw duchowieństwu na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Władze niemieckie natychmiast po zajęciu Warszawy z niebywałym pośpiechem wydały 3 października 1939 r. tajne zarządzenie aresztowania wszystkich księży w Warszawie i umieszczenia ich w więzieniu na Pawiaku i przy ul. Daniłowiczowskiej. Łapano księży na ulicach, w sposób brutalny popychając i niejednokrotnie bijąc pięściami, wtłaczano do samochodów i odwożono do na wpół zrujnowanych w czasie oblężenia Warszawy więzień, pozbawionych szyb w oknach, pościeli, zapasów żywności i wody. Ubikacje nieoczyszczane, insekty w celach. Razem z kapłanami umieszczano w niektórych celach i na salach dla chorych przestępców prawa publicznego. Więźniom zabraniano praktyk religijnych, a konającym nie wolno było udzielać ostatnich sakramentów.

Uwięziono wówczas około trzystu księży w samej Warszawie i kilkudziesięciu na terenie dystryktu warszawskiego. Po kilku tygodniach zwolniono większość kapłanów, do których przed zwolnieniem z więzienia dr Otto, ówczesny gubernator Warszawy, wygłosił przemówienie, podkreślając, że troskę o swą ojczyznę pozostawcie władzom niemieckim, które za nią złożą rachunek Bogu, a wy, kapłani, pilnujcie tylko swego dobrego Boga i rzeczy pozaziemskich. Trzeba tu zaznaczyć dla prawdy, że stosunek dr. Otto był na ogół poprawny względem Kościoła i duchowieństwa. Dlatego też wkrótce został przez władze naczelne ze swego urzędu odwołany.

Za następcy dr. Otto po kilku tygodniach znowu rozpoczęto aresztowania księży w Warszawie, Łodzi, Siedlcach i na całym terenie dystryktu warszawskiego. Najliczniej aresztowano profesorów seminarium duchownego, utrudniając w ten sposób wychowanie młodzieży duchownej. Zabroniono przy tym przyjmowania nowych kandydatów do seminarium i do zakonów, pragnąc w ten sposób uniemożliwić dopływ nowych sił do pracy w duszpasterstwie.

W następnym roku rozpoczęto wywożenie kapłanów wraz z więźniami politycznymi do obozów koncentracyjnych, do Oświęcimia i do Niemiec, gdzie wielu zmarło śmiercią powolną lub gwałtowną, kilkudziesięciu rozstrzelano na terenie dystryktu i w Warszawie. Między innymi zginął ksiądz prałat Nowakowski i ksiądz Jan Krawczyk, proboszcz z Wilanowa, rozstrzelani w Palmirach. W Mszczonowie rozstrzelano proboszcza i wikarego za to, że nawet bez ich zgody i wiedzy przelotny oddział wojsk polskich bawił na plebanii.

Ogółem w archidiecezji warszawskiej zginęło z rąk okupantów 82 kapłanów, w Łodzi 128, w Lublinie 30, w Łomży 48, we Włocławku 213, w Częstochowie 56, w Płocku 109, w Sandomierzu 25. W diecezji częstochowskiej zginęło 56 kapłanów, w kieleckiej 43, w pińskiej 55, wileńskiej 92, lwowskiej 81. Należy tu podkreślić, że statystyka ta uwzględnia tylko duchowieństwo świeckie, a nie zakonne. Na obszarze dystryktu warszawskiego zginęło około 40 zakonników. Ogółem zginęło 1811 księży na ogólną liczbę 10 tys. Niemal drugie tyle księży zmarło śmiercią naturalną w czasie okupacji, szczególnie z powodu przeżyć wojennych i różnych udręk, a przeto ubyło z szeregów około 2,5 tys. księży, a nowe siły nie przybywały. Okupanci mieli więc wyraźny zamiar w ciągu kilkunastu lat pozbawić okupowane ziemie polskie niemal całkowicie kleru katolickiego świeckiego i zakonnego, zwłaszcza na ziemiach przyłączonych do Rzeszy. W trzecim roku wojny wywieziono z Warszawy niemal wszystkich zakonników, misjonarzy, salezjanów i kapucynów. W czasie powstania rozstrzelano na miejscu 30 księży redemptorystów i 15 ojców jezuitów przy ul. Rakowieckiej, z których dwóch tylko uratowało się ucieczką.

Oto obfite krwawe pokłosie czasu okupacji niemieckiej. Obok tych wielkich strat personalnych poważne krzywdy wyrządzili Kościołowi okupanci w dystrykcie warszawskim w zakresie własności kościelnej i administracji. Zniszczono doszczętnie 28 świątyń w Warszawie, 12 kaplic, 37 kościołów parafialnych poza Warszawą, niemal tyleż plebanii i zabudowań kościelnych. Szereg kościołów i wież kościelnych wysadzono dynamitem bez konieczności militarnej, jak kościół katedralny, św. św. Piotra i Pawła na Koszykach, św. Floriana całkowicie i częściowo [kościół] Zbawiciela.

Ponadto ograbiono skarbce kościelne z cenniejszych i zabytkowych naczyń i szat liturgicznych, np. katedrę warszawską św. Jana oraz muzeum katedralne, bogate zwłaszcza w dzieła sztuki, w którym znajdowało się 265 najcenniejszych eksponatów kościelnych o wielkiej wartości historycznej z XVI, XVII i połowy XVIII w. zebranych z różnych kościołów archidiecezji warszawskiej przez arcybiskupów warszawskich, zwłaszcza kardynała Kakowskiego. Były tam ornaty, kapy, pasy słuckie, figury, kielichy i mszały. Zabrano ze wszystkich świątyń dzwony kościelne, w całym dystrykcie, jak również na ziemiach włączonych do Rzeszy, w celu, jak wieściła odezwa niemiecka z 12 sierpnia 1941 r.: „wzmocnienia rezerwy metalu do rozprawy stanowczej Europy chrześcijańskiej z Rosją sowiecką”.

Zabroniono odbywać procesje poza murami świątyń. Nakazano usunąć z modlitw liturgicznych i dodatkowych wzmianki o „Matce Boskiej, Królowej Korony Polskiej”. Zniesiono święta kościelne, narodowe, 3 Maja, 15 Sierpnia, nawet 10 października jako podziękowanie za zwycięstwo pod Chocimiem. Zabrano z kurii metropolitalnej warszawskiej i seminarium duchownego wszystkie akta personalne kapłanów i kleryków w celu inwigilacji kleru. Zakazano chrzcić Żydów i udzielać ślubów Niemcom i volksdeutschom, którzy mają podlegać wyłącznie prawodawstwu niemieckiemu. Nakazano zachęcać z ambon ludność polską do wyjazdu na roboty do Niemiec. Grożono zastosowaniem ostrych sankcji, jeżeli nie zechce się tej zachęty z ambon głosić. Zabroniono żołnierzom niemieckim uczęszczać do świątyń katolickich na nabożeństwa i chodzić do spowiedzi. Profanowano grobowce w kościołach w celach rabunkowych, jak w kościele Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny przy ul. Leszno. Protest w tej sprawie zgłosił śp. ksiądz prałat Popławski u gubernatora Fischera, jednak nie odniosło to skutku.

Za powyższe straty personalne i za ucisk Kościoła odpowiedzialne są nie tylko władze naczelne niemieckie, ale też i lokalne okręgu warszawskiego, tzw. dystryktu, które stale informowały wyższe ośrodki polityki niemieckiej o działalności duchowieństwa i przedstawiały swe wnioski co do aresztowań kapłanów i grabieży własności kościelnej. Na skutek relacji wysyłanych tajną drogą do Rzymu stolica apostolska przedkładała uroczyste protesty w tej sprawie do rządu III Rzeszy za pośrednictwem nuncjusza w Berlinie Orsiniego. W tych protestach ojciec święty Pius XII obszernie i szczegółowo przedstawia rozpaczliwy stan Kościoła i duszpasterstwa na ziemiach polskich zajętych przez wojska niemieckie, a zwłaszcza w okręgu warszawskim. Niestety, protesty te nie znalazły żadnego oddźwięku w umysłach i sercach władz okupacyjnych, przeciwnie, spowodowały niejednokrotnie zaostrzenie represji w stosunku do kleru. Za taki nielegalny czyn został aresztowany arcybiskup Nowowiejski z Płocka wraz ze swoim sufraganem, biskupem Wetmańskim, i wywiezieni zostali do obozu karnego w Działdowie, gdzie zginęli śmiercią męczeńską. Dodać jeszcze należy, że naczelne władze dystryktu warszawskiego domagały się kilkakrotnie od władz archidiecezji warszawskiej, aby w swoich orędziach [księża] występowali przeciwko Związkowi Radzieckiemu, obiecując w zamian znaczne ulgi w traktowaniu Kościoła i jego przedstawicieli w Polsce. Oczywiście, żądania te nie zostały uwzględnione i stanowczo odrzucone. Na tym ciemnym i ponurym tle polityki niemieckiej w okręgu warszawskim pojawiały się czasami, nieliczne wprawdzie, promyki słońca dobroci i miłosierdzia chrześcijańskiego kapelanów katolików armii niemieckiej, którzy spieszyli z pomocą i radą kapłanom polskim. Do takich szlachetnych postaci należał kapelan z Berlina H. v. Schulte. Bronił on w czasie powstania warszawskiego domów zakonnic od orgii i barbarzyńskich hord niemieckich, ratował szaty i naczynia liturgiczne od grabieży, wywożąc je poza Warszawę do parafii katolickich. Ułatwiał wyjazd z płonącej Warszawy zakonnicom, chorym ze szpitali i dziatwie. Zginął w czasie odwrotu armii niemieckiej pod Żyrardowem. Znajdowali też pewną pomoc kapłani w pracy duszpasterskiej i w obronie swych świątyń od zniszczenia i grabieży pośród żołnierzy i innych szarż wojskowych armii węgierskiej i bawarskiej, jak również pośród żołnierzy Polaków ze Śląska i Pomorza, wcielonych przymusowo do szeregów armii niemieckiej.

Tutaj chcę jeszcze nakreślić kilka obrazków, które duchowieństwo warszawskie przeżyło zwłaszcza w czasie powstania, między innymi na terenie bezpośrednio mi podległym jako duszpasterzowi, na słynnym w Warszawie Zieleniaku. Władze niemieckie w czasie powstania zachęcały ludność polską do opuszczania domów i wychodzenia z Warszawy. Wiele osób ich posłuchało i tysiące szły z Warszawy drogą grójecką, tam zatrzymywano ich na Zieleniaku, miejscu ogrodzonym wysokim murem, gdzie sprzedawano jarzyny dla Warszawy. Tłum kilkudziesięciotysięczny, głód, bieda, nędza, – mniejsza, ale straszne w nocy orgie, jeżeli chodzi o część niewieścią wobec ojców, matek, mężów, straszne gwałty na niewiastach. Głos ten musi być zanotowany przed wysokim Trybunałem, żeby historia do porządku dziennego nad tym nie przeszła. Gwałty w obliczu najdroższych istot, gdy ojcowie bronili dzieci. Musieliśmy patrzeć, jak raz po raz mężowie byli przy własnych żonach zamordowani. Działo się to w przeciągu dwóch – trzech tygodni. Powiedzą, że czyniły to wojska ukraińskie, które przystąpiły do armii niemieckiej. Ale jednak władze niemieckie patrzyły na to obojętnie i nasze apele nie były wysłuchiwane. Działy się straszliwe orgie, jeśli chodzi o etykę i moralność chrześcijańską.

Drugi obraz – Wola, klasztor oo. redemptorystów. Broń podrzucona w ogrodzie. Wpada oddział wojskowy i wszystkich zakonników wymordowuje w tak straszny sposób, że kroniki w przyszłości to opowiedzą.

Trzeci obraz – kaplica na Rakowieckiej, 30 zakonników niebiorących udziału w powstaniu zostaje zabitych granatami w podziemiu kaplicy klasztornej. Żołnierze niemieccy wchodzą i dobijają ich jeszcze. Ale najstraszniejszy dla nas, kapłanów, obraz – młodzieniaszek dwunastoletni, Niemiec z Hitlerjugend wbiega na te trupy i bada, czy są żywi. Kto jeszcze daje oznaki życia, o tym woła: – Noch frisch!, przybiega żołnierz i dobija. Straszliwy obraz zniszczenia młodzieży niemieckiej pod wpływem wychowania hitlerowskiego.

Obraz czwarty. Będąc dziewięć miesięcy na Pawiaku, miałem możność zetknięcia się bezpośrednio z duchową wartością gestapo. Wiele o tym będzie mowy. Jeden obraz – młody harcerz, bohater Warszawy, chluba młodzieży, pełen religijności i zapału w sprawie narodowej, biegnie do mnie, chce się spowiadać, ale jednocześnie czegoś się lęka. – Czego się lękasz? – Tylko co przywieziono mnie z alei Szucha i tam w nocy, kiedy byłem na wpół żywy, przychodzi kapłan i mówi: „Chłopcze, spowiadaj się, ja jestem kapłan katolicki”. Zaczyna się spowiadać. Pada pytanie: „Masz być niedługo rozstrzelanym. Powiedz, czy należałeś do partii politycznej, bo to jest grzech śmiertelny”. Zorientował się, że to nie jest kapłan. Był to gestapowiec. Nadużyto urzędu kapłana i spowiedzi dla celu tak strasznego.

Ostatnia moja uwaga dotyczy biskupa wielkich dla nas zasług, Szlagowskiego. W czasie rządów diecezją starał się bronić nie tylko kapłanów katolickich, nie tylko świątyń i przedmiotów liturgicznych, ale przede wszystkim umiłowanych bohaterów Polaków, którzy bronili ojczyzny. W czasie rozstrzeliwań zwrócił się do władz naczelnych Warszawy, prosząc i błagając o miłosierdzie, zwłaszcza jeżeli chodzi o formę rozstrzeliwań z ustami zalanymi płynem twardym, w zimnie, chłodzie, wobec młodzieży, przy świątyniach. Niestety, odpowiedź była: „to nie moja sprawa, to sprawa polityczna, poza moją kompetencją”. Oni miłosierdzia nie znali. W czasie powstania władze niemieckie zwróciły się do arcybiskupa Szlagowskiego, aby wezwał lud do posłuchu. Arcybiskup wezwał kapłanów do wytrwania.

Wysoki Sądzie, uwagi moje nie zmierzają w tym kierunku, aby powiększyć wymiar kary dla oskarżonych. Nie byłoby to intencją moją jako biegłego ani religii naszej. Raczej zmierzają one do spowodowania zmiany w ich światopoglądzie i w sumieniu oraz do zmiany kierunku wychowania nowych pokoleń w Niemczech. Wychowanie to winno być oparte na Ewangelii i miłości bożej, a nie na nienawiści i pysze szatańskiej.

Prokurator Siewierski: Jakiego okresu mogło dotyczyć zdarzenie z tym odsuniętym spowiednikiem?

Biegły Mystkowski: Było to 15 kwietnia 1940 r.

Sędzia Rybczyński: Ksiądz profesor mówił o tym, że ksiądz prałat Popławski interweniował w sprawie profanacji kościoła katolickiego Najświętszej Marii Panny na Lesznie u Fischera. Czy szczegóły tej interwencji były księdzu znane, czy interwencja ta była osobista i czy osobiście oskarżony Fischer udzielił odpowiedzi?

Biegły Mystkowski: Informacje te otrzymałem z kurii warszawskiej od ks. Choromańskiego, który był kanclerzem kurii i od ks. Popławskiego. Było to mniej więcej tuż przed utworzeniem getta. Kościół na Lesznie akurat miał wejść w jego zakres, więc przedstawiciel kurii prosił gubernatora Fischera o wyłączenie tej świątyni, gdyż chodziło tylko o przesunięcie [granicy] o kilkanaście metrów. Odpowiedziano, że getto musi tak biec i nie chciano kościoła wyłączyć, a przed zamurowaniem groby zostały sprofanowane.

Sędzia Rybczyński: Ale chodzi o to, czy interwencja ta była osobiście u oskarżonego?

Biegły Mystkowski: Te informacje, jakie posiadam, mówią, że interwencja była u gubernatora.

Sędzia Rybczyński: Czy interwencja biskupa Szlagowskiego również była osobiście u Fischera?

Biegły Mystkowski: Tak, osobiście.

Sędzia Rybczyński: I osobiście odmówił?

Biegły Mystkowski: Tak, osobiście odmówił.

Oskarżony Fischer: Zgadza się, że arcybiskup i jeden ksiądz, którego nazwiska nie pamiętam, wówczas u mnie osobiście interweniowali, ażeby ten kościół nie był w obrębie getta. Ja częstokroć próbowałem u dowódcy SS i policji, aby kościół ten uwolnić, a także gdy getto zostało już zniszczone, ze strony SS i Polizeiführera otrzymałem zgodę, że kościół ten będzie zwolniony, jednak wyższy dowódca SS i policji odmówił. To pismo odmawiające, ażeby księdzu arcybiskupowi okazać moją osobistą dobrą wolę, w oryginale przesłałem. Nie leżało zatem w mojej złej woli, że on tego kościoła nie zwolnił, była to jedynie wyższa instancja, na którą ja niestety nie miałem wpływu.

Oskarżony Meissinger: Wysoki Sądzie, czy mogę się zapytać, czy ksiądz był osobiście obecny przy zwolnieniu trzystu księży na ul. Dzielnej?

Biegły Mystkowski: Jeśli chodzi o oskarżonego Fischera, stwierdzić muszę, że o ile pamięć mnie nie myli, to rzeczywiście zgłosił takie oświadczenie na ręce arcybiskupa Szlagowskiego. Na kilkakrotnie ponawiane obietnice, ażeby jeszcze silniejsze zabiegi czynił, tłumaczył, że nie mogą one odnieść skutku. Tak, że z tego względu szczególniejszych jakichś zarzutów przeciw oskarżonemu Fischerowi władza kościelna nie miała, a raczej sądziła tylko, że ma on większy wpływ na te sprawy i że gdyby nacisk większy wywarł, mógłby dla nas ten kościół zdobyć.

Jeżeli chodzi o drugą odpowiedź, to byłem osobiście wtedy w więzieniu razem z tymi aresztowanymi księżmi. Było to więzienie prewencyjne, nazywane „przeszkoleniem” i jednocześnie przypomnieniem, żeby wobec władz niemieckich być w najwyższym stopniu lojalnym i nie łączyć się absolutnie z żadnymi sprawami narodowymi. Stosunek ówczesny von Otto był względnie życzliwy dla księży.

Oskarżony Meissinger: Dlatego pozwoliłem sobie pytanie to postawić, aby prosić księdza kanonika, czy ksiądz w takim razie nie zna mnie osobiście, jako obecnego wtedy przy zwolnieniu owych trzystu osób?

Biegły Mystkowski: Widziałem jednego, czy to był z gestapo czy z policji, nie wiem.

Przewodniczący: Chodzi o to, czy ksiądz rozpoznaje osobę oskarżonego Meissingera?

Biegły Mystkowski: Ponieważ był duży tłum na placu przed Pawiakiem, nie mogę sobie dokładnie przypomnieć fizjonomii oskarżonego.

Oskarżony Meissinger: To było w długim korytarzu.

Biegły Mystkowski: Być może, że zeznania świadków, którzy również byli w więzieniu, będą mogły to stwierdzić.

Oskarżony Meissinger: Tych trzysta osób zostało aresztowanych po części przez gestapo, a po części przez Wehrmacht na wszelki wypadek. W każdym razie w stosunku do żadnej z nich nie było jakichkolwiek aktów obciążających. Miałem za zadanie zbadać w stosunku do tych trzystu osób ich przewinienia i to w ramach dyscyplinarnego postępowania na prośbę ówczesnego komisarza Rzeszy, Otto. Uniemożliwiłem gestapo, z którym w ówczesnym czasie żadnej absolutnie nie miałem łączności służbowej, ażeby część tych księży ponownie została aresztowana. Przy dalszym badaniu, które doprowadziło do wyniku, że tych trzystu księży jest niewinnych, okazało się, że było jeszcze aresztowanych dalszych 147 księży i kleryków, co do których także nie było żadnych dowodów winy. Spowodowałem, że i oni jednak zostali zwolnieni, mimo że w tej sprawie byłem absolutnie niekompetentny. Uczyniłem to jedynie na mocy osobistej znajomości z ówczesnym kierownikiem gestapo.

W związku z tym chcę powiedzieć, że w czasie pełnienia moich czynności jakiekolwiek wystąpienia przeciw księżom katolickim nie miały miejsca. Muszę jednak potwierdzić, że mogę być kompetentny tylko, jeżeli chodzi o okres do końca 1940 r. Jeżeli moje osobiste nastawienie w stosunku do problemów chrześcijańskich nie miałoby być przez to naświetlone, chciałbym zaznaczyć, że jestem jednym z nielicznych, którzy mimo istniejącego przymusu nie wystąpili z Kościoła Katolickiego. Przypuszczam też, że nie byłem już świadkiem powtórzenia się aresztowania tych księży w czasie mego urzędowania.

Biegły Mystkowski: Większość twierdzeń oskarżonego jest zupełnie słuszna. Było pewne stopniowanie w polityce ówczesnych władz okupacyjnych w stosunku do kleru. Jak tylko armia niemiecka wkroczyła, kapłanów aresztowano jedynie jako zakładników, na wypadek zamieszek grożono, że niektórzy z nich zostaną rozstrzelani, jak również przedstawiciele administracji naszego miasta. Po kilku tygodniach większość z tych zakładników została zwolniona. W tym względzie potwierdzam zupełnie informacje oskarżonego. Czyją zasługą było to zwolnienie, stwierdzić nie mogę. Prawdopodobnie tych samych władz, które aresztowały. Przypisywaliśmy to właśnie dr. Otto.

Jeśli chodzi o powtórne aresztowanie, nastąpiło ono rzeczywiście po kilku tygodniach z okazji uroczystości narodowej 11 Listopada. Wówczas aresztowano – jak oskarżony mówi – przeszło stu księży, zwłaszcza profesorów seminarium, uniwersytetu i prefektów. Zwolniono ich po raz wtóry, zostawiono tylko koło dwudziestu, potem jeszcze zwolniono połowę, a resztę wysłano już do Dachau ze względów politycznych. To było w maju 1940 roku przy pierwszych transportach wysyłanych z Pawiaka.

Jeżeli chodzi o oskarżonego, słyszałem od swej władzy przełożonej, że kilka razy składał wizytę ówczesnemu arcybiskupowi Gallowi. Te wizyty były traktowane jako zmuszanie arcybiskupa do pozostania w domu, czyli aresztu domowego. Specjalnych jednak przykrości bezpośrednio od oskarżonego nie miał, poza ogólnym wrażeniem inwigilacji.

Prokurator Siewierski: Wtedy, kiedy zwolniono ową większą grupę zakładników z Pawiaka, czy ksiądz pamięta, ilu jeszcze księży zostało nadal aresztowanych?

Biegły Mystkowski: Pozostało około dwunastu, między innymi ja byłem w tej liczbie. Zwolniony zostałem z racji ciężkiej choroby, gdyż byłem w szpitalu. Resztę wywieziono do Oranienburga.

Prokurator Siewierski: Gdyby nie choroba, zostałby ksiądz wywieziony również?

Biegły Mystkowski: Tak. Natychmiast rozstrzelano w jesieni 1939 r., zdaje się w ogrodzie sejmowym, ks. Nowakowskiego za jego patriotyczne przemówienia i stanowisko wobec władz niemieckich przed wojną, gdyż znany był ze swego jasnego oświetlania zagadnień niemieckich i ze swych kazań. Ponadto bez jego wiedzy ukazało się nieco ulotek rozrzucanych przed kościołem. Aresztowano go wraz z ks. prof. UW Rosłańcem. Jego rozstrzelano, a tamtego wywieziono do Oranienburga, gdzie zginął.

Prokurator Siewierski: A ksiądz Krawczyk?

Biegły Mystkowski: Wzięty został z Wilanowa na Pawiak, a stąd wywieziony do Modlina, gdzie zginął. Przedwczoraj odnaleziono jego zwłoki i rozpoznano je.

Oskarżony Meissinger: Chciałbym tylko sprostować, że pierwsze zwolnienie tych trzystu księży nastąpiło rzeczywiście przez ówczesnego komisarza Rzeszy Otto na interwencję delegacji księży u generała Cochenhausen von Rhode [Conrada von Cochenhausena], dowódcy wojskowego miasta. I wtedy byłem obecny ja i Otto.

Chciałem uzupełnić to, co ksiądz powiedział, iż przy zwolnieniu księży w przemówieniu mówiono, by się troszczyli o kochanego Boga i o sprawy pozaziemskie. Mogę zapewnić, że niemieckie ujęcie tego powiedzenia, które następnie było po polsku i francusku, nie zawierało tego zdania, jedynie było stwierdzenie mniej więcej takie: „Stosunki się tak ułożyły, iż proszę, by księża w ich własnym interesie troszczyli się o rzeczy kościelne, a nie prowadzili polityki”. (Wesołość na sali).

To chciałbym sprostować. Jeżeli to przez tłumaczy zostało inaczej przedstawione, to jestem w tym niezainteresowany. Mówię o tym wypadku, chociaż według aktu oskarżenia nie jestem obciążony żadnymi zarzutami w stosunku do Kościoła Katolickiego. Ja sam nie byłem nigdy osobiście w mieszkaniu księdza biskupa i nie wiem, jacy ludzie te wiadomości księdzu arcybiskupowi podawali.

Biegły Mystkowski: Sądzę, Wysoki Trybunale, że to, co mówiłem, nie obciąża oskarżonego. Postawa ówczesnego gubernatora była przychylna i dotyczyła działań administracyjnych.

Adwokat Wagner: Księże prałacie! Dzisiaj ksiądz się już oswoił z kolorami mundurów. Czy ksiądz sobie nie przypomina, czy został aresztowany przez policję czy przez zwykłych żołnierzy?

Biegły Mystkowski: Bezsprzecznie, ponieważ było to w dwa – trzy dni po wkroczeniu wojsk niemieckich do Warszawy, na ulicach pełno było żołnierzy niemieckich. Jednak, jeżeli chodzi o aresztowanie naszych przedstawicieli magistratu, to nie było to dzieło wojska, ale policji. Widzieliśmy tych z trupimi czaszkami. Byli rośli, doborowi i mieli specjalnie wygięte czapki.

Adwokat Wagner: W momencie zwalniania, jeżeli przyjąć, że oskarżony był tam na miejscu, jakie było jego zachowanie wobec tych zwolnionych księży? Ksiądz twierdził, że tam był jakiś oficer policji.

Biegły Mystkowski: Przy Otto stał rzeczywiście ktoś z policji na czele. W dalszej perspektywie byli inni Niemcy, no i oczywiście straż więzienna.

Adwokat Wagner: Jakie było zachowanie tego właśnie Niemca, który stał przy Otto?

Biegły Grabowski: Na ogół poprawne.

Adwokat Wagner: Czy ksiądz prałat nie przypomina sobie takiego szczegółu w zachowaniu się tego oficera, czy księży nie żegnał przez podanie ręki?

Biegły Mystkowski: Mogły być takie wypadki. Przy zwalnianiu ten i ów z księży wyciągał rękę, ale Niemiec rękę cofał. Mnie samemu zdarzyło się coś podobnego przez zapomnienie. Czy ten oficer podawał rękę, tego nie widziałem, ale wypadki mogły być.

Przewodniczący: Dziękuję księdzu.