MICHAŁ DEMBIŃSKI

Podporucznik Michał Dembiński, 27 lat, zawód cywilny nauczyciel, kawaler.

Aresztowany byłem 19 kwietnia 1940 roku przez władze NKWD przy próbie przejścia z terenów okupowanych przez Sowietów na stronę niemiecką. Skierowano mnie do więzienia w Białymstoku. Zaznaczyć należy, że przed skierowaniem do więzienia sowiecka straż graniczna przytrzymywała po kilkanaście dni schwytanych graniczników na placówkach pogranicznych w tzw. chlewkach (kobiety, dzieci i mężczyźni razem) w warunkach pod każdym względem nieludzkich. Niejednokrotnie przerzucano dzieci na stronę niemiecką, pozostawiając rodziców, lub na odwrót.

W więzieniu w Białymstoku przebyłem sześć miesięcy. Sala obliczona na dwadzieścia osób musiała w tym okresie zmieścić ich 90 – 100. Skład więźniów: najmniej pospolitych (5 proc.) dużo politycznych (70 proc.) i graniczników (25 proc.). Narodowość przeważnie polska, dość dużo Żydów (ok. 20 proc.), najmniej Niemców (2 proc.). Poziom umysłowy różnolity: analfabeci i ludzie z wyższymi studiami. Wartości moralne przeważnie małe (depresja duchowa). Współżycie żadne. Wyżywienie więzienne obliczone tylko na wegetację.

Śledztwo to jedno pasmo fizycznego i moralnego znęcania się, wywoływanie ludzi po kilka razy w ciągu nocy, wrzucanie do cel pobitych do nieprzytomności, terroryzowanie bronią („fałszywy rozstrzał”), szantażowanie itp.

Niejednokrotnie funkcjonariusze NKWD podczas śledztwa, a także w obozie pracy, usiłowali nam wpajać doktryny swego ustroju socjalistyczno-społecznego. Sugerowali nam również swój plan polityczny zakrojony wówczas na bardzo szeroką skalę pod ogólnym hasłem marszu na zachód i południe. Z możliwością powstania Polski nie liczyli się w ogóle. Charakterystyczne, że wszelkie informacje, które oni posiadali o Polsce i krajach zachodnich jeszcze przed wybuchem wojny, były zupełnie fałszywe. Anglia, Ameryka i Francja w ich pojęciu to przestarzałe kapitalistyczne twory, które wraz z osłabionymi Niemcami umrą pod ich uderzeniem (było to jeszcze przed wybuchem wojny z Niemcami).

W październiku 1942 r. zostałem wywieziony do obozu pracy „Osinówka” w rejonie Archangielska. Obóz liczył około 2 tys. ludzi; Polaków około dwustu. Reszta to Rosjanie polityczni i pospolici. Ci ostatni byli plagą Polaków. Warunki, jakie dano nowo przybyłym Polakom, były najgorsze. Najgorsze baraki, najgorszą odzież otrzymywali zawsze Polacy. Odzież prywatną skradziono lub wykupiono. Pracowaliśmy fizycznie przy powale lasu. Dzienna praca trwała dziesięć – dwanaście godzin z małą przerwą obiadową obliczoną na posiłek dla stachanowców. Nasz normalny posiłek to ¾ litra zupy rano i tyleż wieczorem plus 500 – 700 gramów chleba dziennie.

Przerwa w pracy (otdych) raz w miesiącu. Kulturalnych rozrywek, poza propagandą komunistyczną, nie było. Istniały natomiast szpitale dla dogorywających. Zmarło ogółem dwunastu Polaków, nie licząc innych narodowości.

Z rodziną i krajem nie miałem żadnej łączności (listy nie dochodziły).

Zwolniony 1 listopada 1941 roku, do Wojska Polskiego dostałem się (10 lutego 1942) własnym wysiłkiem, przebywając w okropnych warunkach przestrzeń z Wołogdy do Uzbekistanu.