MARIAN ŻÓŁKOWSKI

Warszawa, 27 listopada 1945 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę, poczym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Marian Żółkowski
Wiek ur. 9 sierpnia 1905 r.
Imiona rodziców Franciszek i Bronisława
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Żulińskiego 7 m.10
Zajęcie gospodarz stołówki pracowników
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność sądownie niekarany

Na pytanie wyjaśniam, iż Tomasz Serafin przed wojną był administratorem i kierownikiem Sekretariatu Ministerstwa Oświaty, w czasie okupacji niemieckiej był podobno kierownikiem szkoły na ul. Opaczewskiej, obecnie słyszałem – nie pamiętam od kogo – iż jest kierownikiem szkoły poza Warszawą, zdaje się w Krakowie, ale dokładnie nie wiem.

Woźny Józef Michalak pracuje nadal, o ile mi wiadomo, w Ministerstwie Oświaty, które – jak prasa podała – od 27 listopada 1945 przenosi się na ul. Szucha 25.

Jak słyszałem, Władysław Szczepaniak, który był woźnym w Ministerstwie Oświaty, mieszka w Kolonii Opacz pod Warszawą, w domu Pawłowskiego czy Jakubowskiego. Widziałem go ostatni raz w kwietniu i wtedy mi mówił, iż robi starania o przyjęcie do Ministerstwa Oświaty.

Wszystkie te osoby, o które ob. sędzia zapytuje, mieszkały wraz ze mną przy al. Szucha 25, w gmachu ministerstwa, w czasie okupacji niemieckiej. Ja zająłem mieszkanie w gmachu przy Szucha 25 od 1935 roku, ponieważ byłem zatrudniony w ministerstwie jako woźny.

Wraz ze mną mieszkała moja żona Daniela, która zmarła w 1942, troje dzieci i matka Bronisława Żółkowska.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich mieszkałem nadal w budynku ministerstwa. Od października 1939 parter zajęło wojsko niemieckie. W dniu 29 listopada 1939 działalność Zarządu Centralnego Ministerstwa Oświaty została zawieszona przez władze niemieckie i od grudnia 1939 gmach przy al. Szucha 25 zajęło gestapo. W czasie, gdy część budynku przed grudniem 1939 zajmowało wojsko niemieckie, mieszkałem tam nadal i zacząłem pracować jako robotnik przy sprzątaniu. Gdy zajęło gmach gestapo, referat personalny przyjął mnie jako robotnika i od tego czasu zacząłem liczyć, że należy mi się pensja, którą zresztą otrzymałem dopiero po trzech miesiącach. Oprócz mnie został zatrudniony w tym czasie jako robotnik Kacper Małecki, o którym słyszałem, iż ma tartak poza Warszawą, a obecnie nie wiem, gdzie przebywa; Szczepaniak Władysław; Podgórski Antoni, o którym nie wiem, gdzie przebywa, coś słyszałem jakoby był u rodziny koło Rawy Mazowieckiej, a który przed wojną był woźnym w Ministerstwie Oświaty; Michalak Józef, także dawny woźny Ministerstwa Oświaty; Staszkiewicz Jan, dozorca w gmachu Ministerstwa Oświaty przed wojną, obecnie nie wiem, gdzie przebywa; Sokołowski Jan i Ćwikłowski Jan. Razem nas pracowało i mieszkało przy al. Szucha 25 dwunastu. Naczelnik Serafin w tym czasie mieszkał przy ul. Akademickiej 3.

Dodaję, iż mieszkał i pracował w gmachu gestapo jeszcze Zygmunt Stefko, adresu obecnego nie znam. Ja mieszkałem przy Szucha 25 aż do grudnia 1943, kiedy wyprowadziłem się na ul. Litewską 13. W tym czasie wyprowadził się również Szczepaniak, inni mieszkali nadal jak poprzednio, za wyjątkiem Zygmunta Stefko, który wyprowadził się od czerwca 1942.

Poza wymienionymi osobami pracowali u Niemców, lecz zamieszkiwali poza tym gmachem, następujący dawni pracownicy ministerstwa: Szufliński Wacław – woźny, który zginął w obozie w Dachau, gdzie został wywieziony przez Niemców za ułatwianie korespondencji Polakom więzionym w gestapo; Lucjan Kalisz, który jest obecnie w Łodzi, pracuje na uniwersytecie; Kościński Aleksander – woźny, którego adresu nie znam; Józef Michalak który się w 1942 wyprowadził z al. Szucha. Zostałem przez Niemców zatrudniony jako robotnik i funkcje miałem różne: sprzątanie, wyładowywanie samochodów, przenoszenie magazynów itd.

Mieszkałem w I bramie od ul. Litewskiej, w II podwórzu, w ostatnim bloku. Obok mnie mieszkał Kacper Małecki, od frontu mieszkali Szczepaniak i Marian Małecki. Podlegaliśmy wszyscy bezpośrednio Rajnoldowi Weberowi (volksdeutschowi), który początkowo sprzątał tak jak my wszyscy, a potem – gdy się zapisał na volksdeutscha – dostał wyższą funkcję. Mogłem chodzić po gmachu gestapo tylko w tej części, gdzie miałem funkcję, w ogóle poruszanie po gmachu było ograniczone.

Od początku 1940 roku gestapowcy zaczęli przywozić do gmachu przy Szucha 25 aresztowanych samochodami z miasta, na przesłuchanie zaczęli przyprowadzać pojedyncze osoby prawie że od początku. Aresztowanych przywozili przed 8.00 rano z więzienia na Pawiaku, a po obiedzie ich odwozili. Wiem, iż aresztowanych przywożono z Pawiaka, bo Michał Keller – także pracujący u Niemców jak ja – raz podał paczkę aresztowanym, za co został ujęty przez Niemców, osadzony w więzieniu na Pawiaku i potem przywożony samochodem na badanie do gmachu gestapo. Czy po obiedzie przywożono aresztowanych, nie wiem, ponieważ po obiedzie nie sprzątałem w niemieckiej części gmachu i nie mogłem nic zauważyć przez okno.

Przywożonych aresztowanych widziałem tylko przez okno, a mogłem zerknąć ukradkiem tylko. Niemcy bardzo pilnowali, by nie było kontaktu między pracującymi u nich a badanymi.

Obecny przy badaniu nigdy nie byłem. Natomiast przechodząc korytarzem, albo będąc na podwórzu lub w kotłowni, słyszałem nieraz dochodzące z pokoju, gdzie badano aresztowanych, jęki i odgłosy bicia. Nazajutrz, gdy sprzątałem taki pokój, widziałem w nim ślady krwi na meblach, a także meble tam były zdemolowane.

Daty nie pamiętam, ale raz – przechodząc korytarzem – wyjrzałem przez okno na podwórze środkowe i zobaczyłem, iż na podwórzu leży człowiek, podnoszący się na rękach. Przechodzący obok mnie tłumacz kazał mi nie patrzeć, zrobiło się zamieszanie i ktoś mi powiedział, że człowiek, którego widziałem, jest więźniem, który wyskoczył przez okno w czasie badania.

O drugim podobnym wypadku słyszałem również, nie pamiętam, kiedy to było, ale wtedy opowiadano mi – kto, nie pamiętam – iż ktoś wyskoczył oknem w II środkowym podwórzu do basenu, i że do niego Niemcy strzelali. W obu wypadkach nie znam nazwisk więźniów, którzy wyskoczyli oknem w czasie badania ich przez gestapo, ani nie wiem, o co byli oskarżeni. Słyszałem od kolegów, dokładnie nie pamiętam od kogo, iż często po badaniach aresztowanych, którzy na badanie wchodzili zdrowi, wynoszono i odwożono karetkami do więzienia. Badani w ten sposób byli i mężczyźni, i kobiety.

Raz przez okno widziałem, iż gestapowcy prowadzili na badanie z aresztu w suterenach mężczyzn mających ręce skute kajdanami, a raz widziałem, iż mężczyzna w grupie aresztowanych prowadzonych z aresztu w suterenach miał ręce skute grubym łańcuchem.

Od nieokreślonych osób słyszałem, iż [kiedyś] po badaniach z użyciem bicia Niemcy sprowadzili aresztowanego do celi i tu go zamordowali. Bliżej tego wypadku nie znam, nie wiem, o kogo chodziło i za co.

Zauważyłem, iż w okresie, gdy na mieście zabito jakiegoś Niemca, gestapowcy specjalnie ostro traktowali aresztowanych i wtedy więcej aresztowanych przywożono. Zauważyłem, obserwując przez okno, iż aresztowani mieli wygląd wynędzniałych.

W ogóle nie miałem – jak już zaznaczyłem – kontaktu z aresztowanymi i nigdy z nimi nie rozmawiałem. Patrzenie przez okno było także zabronione i groziło odpowiedzialnością, zatem moje obserwacje były bardzo niedokładne. Nie znam nazwisk aresztowanych i mogę tylko powiedzieć, iż to, że z daleka słyszało się jęki i, że wiedziało się, iż ludzi aresztowanych przy badaniu biją i męczą, wpłynęło w znacznym stopniu na pogorszenie stanu zdrowia mojej żony, która w 1942 roku zmarła.

Jakich metod Niemcy używali przy badaniu, nie wiem.

Przypominam sobie, iż widziałem – kiedy, nie pamiętam – jak gestapowcy prowadzili na badanie Kusocińskiego (którego poznałem jako mistrza w biegu przed wojną), który miał ręce obwiązane łańcuchem. Co się z nim stało, nie wiem. W czasie, gdy sprzątałem lokal nazajutrz po badaniach, jak wyżej zaznaczyłem, meble tego lokalu były zdemolowane. Szczegółowiej mówiąc, widziałem krzesła bez nóg, laskę połamaną. Z tego wnoszę, iż w czasie badania Niemcy mogli używać nogi od krzesła czy laski do bicia.

Raz w takim pokoju po badaniu widziałem również pałkę gumową leżącą na biurku, która – jak sądzę – mogła służyć do bicia. Sprzątałem pokoje nazajutrz po badaniu, zawsze w obecności gestapowca, w godzinach rannych. Zaznaczam, iż pokoje nazajutrz po badaniu nie zawsze się sprzątało. Nieraz gestapowcy do takiego pokoju nie wpuszczali nas przez trzy dni, nie wiem, dlaczego.

Na placu obok gmachu mieli barak Żydzi, którzy pracowali na terenie gestapo. Słyszałem – nie pamiętam od kogo i kiedy to było, nie pamiętam – iż na placu przed domem Niemcy zastrzelili trzech Żydów.

Jak słyszałem, w areszcie przy al. Szucha siedzieli również Niemcy, ale sam tego nie widziałem. Aresztu i cel w gmachu na Szucha 25 nigdy nie widziałem.

Protokół odczytano.