JAN STODULSKI

Warszawa, 14 czerwca 1946 r. Sędzia Antoni Knoll przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:

Nazywam się Jan Stodulski, syn Władysława i Antoniny, ur. 18 września 1901 r. w Kutnie, wyznanie rzymskokatolickie, robotnik, zamieszkały w Pyrach, ul. ks. Matlakowskiego 2, niekarany.

Na wiosnę 1943 roku ówczesny komendant Posterunku Policji Polskiej w Pyrach, przodownik Dąbkowski, kazał mi przyjść o godz. 1.00 w nocy na posterunek policji. Gdy tam przyszedłem, kazano mi iść z Gawarkiewiczym Antonim i jego bratem (mieszkającymi w Pyrach) i Dąbrowskim (przebywającym obecnie w Niemczech) do lasu. Oprócz nas poszedł komendant posterunku Dąbkowski i policjant Gromelski.

W lesie kazano nam wykopać dół, poczym musieliśmy czekać obok w zagajniku. Za jakiś czas przyjechały dwa małe osobowe samochody i jeden wóz ciężarowy. Oficer w randze kapitana nazwiskiem Lipscher zapytał się Dąbkowskiego, gdzie my jesteśmy. Otrzymawszy odpowiedź, że czekamy, kazał nas przyprowadzić i ustawił koło dołu w pozycji na baczność.

Następnie z samochodu wysiadła policja polska w liczbie około dziesięciu, a następnie dopiero wyprowadzono skazańców, początkowo sześciu. W tej liczbie znajdował się wysoki, przystojny brunet w jasnym garniturze, którego jeden z żandarmów Niemców, zapytał się, kim on był przed wojną. Mężczyzna odpowiedział mu, że przed wojną był inżynierem, a teraz jest ich ofiarą i rzucił na ziemię kartkę.

Lipscher ciągle patrzył na zegarek, mając widocznie oznaczoną godzinę na wykonanie egzekucji. W pewnym momencie rozkazał policjantom polskim naładować broń i przeprowadził egzekucję. Następnie wyprowadzono jeszcze czterech skazańców, których również w tym miejscu rozstrzelano. Dwóch spośród skazańców szło wolnym krokiem, więc jeden z żandarmów nazwiskiem Fornela, który pełnił służbę w Grabowie, schwycił ich za kołnierz i zaprowadził w ten sposób na miejsce stracenia.

Po zakończeniu egzekucji Fornela sprawdzał, czy wszyscy zostali zabici i oddał jeszcze strzały w głowy. Następnie kazano nam wrzucić trupy do grobu i zakopać. Upuszczoną przez rozstrzelanego inżyniera kartkę podniósł Dąbkowski, który obecnie jest w Rosji. Pamiętam, że ten inżynier miał nazwisko zaczynające się literą K.

W tydzień później również asystowałem przy egzekucji, było tym razem 14 osób, przywiezionych z Grodziska. Egzekucji dokonała również policja polska. Skazańcy byli skuci i policjanci mówili, że mieli to być bandyci.

Znowu po tygodniu przywieziono nowy transport z Sochaczewa. Egzekucji również dokonała policja polska. Przyczym zaszedł taki wypadek, że jednemu z policjantów wypadł karabin. Gdy to zobaczył Lipscher, kazał mu odejść na dół.

Więźniów, w liczbie 20, przywieziono skutych. Jeden z nich, zobaczywszy otwarte mogiły, prosił policjantów, żeby zawiadomili jego rodzinę.

Dobijał rannych zawsze Fornela.

Oprócz powyższych egzekucji o charakterze masowym były również egzekucje pojedyncze. Raz przywieziono mężczyznę zupełnie nagiego, tylko w płaszczu więziennym. Był on przywieziony już ranny w pachwinę i strasznie pobity, tak że ciało miał sine.

Przypominam sobie również egzekucję czterech mężczyzn, która tym się różniła od innych, że skazańcom kazano położyć się na ziemi, musieli leżeć równo twarzą do ziemi i strzelano do nich w tył głowy. Ci byli również uprzednio zbici, gdyż ciało na pośladkach mieli sine. Buty i ubranie Niemcy zabierali na samochód i wywozili.

Na tym czynność zakończono.