FEBUS KLAHR

Dr Febus Klahr, podporucznik lekarz, 50 lat, żonaty.

20 września 1939 roku w Borszczowie została aresztowana przez władze sowieckie (NKWD) moja żona, zostawiając wówczas 2-letnie dziecko. Ja w tym czasie byłem jeszcze w polu jako zmobilizowany lekarz baonu Korpusu Ochrony Pogranicza Borszczów. Po moim powrocie 29 września dowiedziałem się w Czortkowie, którędy przejeżdżałem, o aresztowaniu mojej żony i nie pojechałem więcej do Borszczowa, tylko udałem się do Lwowa. Tu przebywałem przez jakiś czas, ale pewnego razu, gdy stałem w kolejce przed Izbą Lekarską, osobnik zupełnie mi nieznany zapytał, czy ja jestem tym Klahrem i dlaczego aresztowano moją żonę. Uważałem za stosowne opuścić Lwów i wyjechałem do Stanisławowa. Tu, mając łączność z Borszczowem, dowiedziałem się, że w międzyczasie przewieziono żonę moją do więzienia w Tarnopolu, a dziecko mają zamiar oddać do zakładu. Taka była odpowiedź władz sowieckich na pisemną prośbę wniesioną przez moich rodziców. Słaba moja matka pojechała wówczas do Borszczowa i wybłagała u naczelnika NKWD wydanie jej dziecka, które zabrała z sobą do Chorostkowa, miejsca zamieszkania moich rodziców. Rodzice moi wywłaszczeni i wyrzuceni z pomieszkania, zostali bez najmniejszych środków do życia. Wówczas i ja byłem zmuszony przyjechać do Chorostkowa, gdzie wykonywałem praktykę lekarską do czerwca 1940 roku.

22 czerwca zostałem wywieziony do Starego Konstantynowa, tu kazano mi się zgłosić w rejonowym oddziale zdrowia, a naczelniczka tego oddziału przeznaczyła mnie do pracy w miejscowym ambulatorium. Ale po trzech dniach mojego tu pobytu NKWD wysłało mnie na Syberię, do obozu o jakieś 8 kilometrów oddalonego od Lenińska Kuźnieckiego. W tym obozie, gdzie przeważnie byli Rosjanie, Tatarzy i Chińczycy, zostałem osiem dni.

Następnie wysłano mnie do obozu pod nazwą Ukraina w tajgach syberyjskich, oddalonego jakieś 15 kilometrów od miejscowości Tajga, gdzie pracowałem jako lekarz. Osiedle składało się z dużych drewnianych baraków, byli tam przeważnie Rosjanie, Tatarzy, Niemcy znad Wołgi i tylko jeden Polak nazwiskiem Łukasiewicz, z Wołynia. Warunki higieniczne były tu znośne, zawszenie mierne, kąpiel i zmiana bielizny raz w tygodniu. Do pracy musieli ludzie wychodzić jeszcze przy 40 stopniach poniżej zera.

Wyżywienie, zależnie od wykonanej normy, składało się z od 400 do 800 gramów chleba, niektórzy dostawali nawet 1000 gramów, i zupy przeważnie bez tłuszczu (szczi), a jeśli już był tłuszcz, to minimalna ilość oliwy rano i wieczorem. Kradzieże były na porządku dziennym, a w związku z tym i awantury.

Często przyjeżdżał jakiś partyjny i wykładał historię komunizmu. Polecał, aby się tego uczyć i groził, że kto tego nie będzie znał, nie będzie mógł znaleźć pracy w Sowieckim Sojuzie. Mówili, że wprawdzie Polska istnieć będzie, ale tylko jako część składowa Sowieckiego Sojuza. Stosunek do Polaków był wybitnie nieprzychylny, a nawet wrogi. W służbie zdrowia pracowali wyłącznie felczerzy, ja byłem jedynym lekarzem, który obsługiwał trzy osiedla rozrzucone w lesie. Leków było niewiele, do szpitala naczelnik obozu pozwalał wysłać chorego tylko w wyjątkowych wypadkach i to jedynie za porozumieniem się z felczerką. Moje orzeczenie nie miało znaczenia w takich wypadkach. Chorzy po największej części leżeli w barakach, a nawet z gorączką musieli iść do pracy oddalonej o 5 do 8 kilometrów od osiedla. Śmiertelność wśród tych ludzi, mimo fatalnych warunków, w jakich żyli, była stosunkowo nieduża. Ci, którzy pracowali w lesie, a nie w tartaku, ubrani byli w watowane kamizelki, tzw. kufajki, takież spodnie i ciepłe obuwie (pimy), nie zawsze całe, tak że dziwiłem się nieraz, że było tak mało odmrożeń. Z ludźmi mało rozmawiałem. Raz, że nie znałem języka rosyjskiego, a po drugie, bałem się donosów z ich strony, czułem też wstręt do tych zwyrodnialców pozbawionych wszelkich uczuć ludzkich.

Od rodziców moich i dziecka pozostałych w kraju otrzymywałem od czasu do czasu listy i pakunki, dużo jednakowoż listów, a zwłaszcza paczek ginęło. Od żony mojej od czasu jej aresztowania do dnia dzisiejszego nie miałem żadnej wiadomości.

Na podstawie amnestii i po otrzymaniu tzw. udostowierienija zostałem zwolniony 26 stycznia 1942 roku i wyjechałem do Tajgi, gdzie znalazłem pracę w miejscowym szpitalu i ambulatorium. Zebrawszy trochę gotówki ze sprzedanych rzeczy, wyjechałem 22 lutego do Jangijulu, gdzie się zgłosiłem do wojska, zostałem przyjęty i przydzielony do 9 Dywizji Piechoty w Margełanie [Margilonie].

Mp., 10 lutego 1943 r.